To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Dopowiedzenie

Dopowiedzenie

Kilka osób wyraziło zdziwienie, że „trochę beztrosko zbyłem problem” doświadczanego przez ludzi kryzysu wiary z powodu złego przykładu. Chodzi o słowa wypowiedziane przez księdza Józefa TISCHNERA, iż zna wielu ludzi, którzy utracili wiarę czy odeszli od Kościoła z winy własnego proboszcza, nie zna zaś nikogo, kto stałby się ateistą pod wpływem Marksa.

Nie bagatelizuję sprawy. To ważny problem. Kiedy parafianie wybierają sobie świątynie, do której chętnie idą - a nie do swojej - mogą usłyszeć zdanie: Do kościoła się chodzi nie dla księdza tylko dla Boga. Otóż. Do świątyni się idzie nie dla Boga tylko DLA SIEBIE. A to znaczy, że wierny ma prawo oczekiwać, iż stojący za ołtarzem, siedzący w konfesjonale, przyjmujący w kancelarii, głoszący homilię - jakoś będzie mu odpowiadał i budził w nim poczucie bliskości Boga.

W sprawach religii - należy podkreślić: nikt nie może CZUĆ SIĘ mądry. Gdyby takim się poczuł - dawałby świadectwo, że jest bezdennie głupi. Gdy idzie o Boga, WSZYSCY są maluczcy - nic więc dziwnego: chcą być prowadzeni za rękę. Z urzędu, niejako zawodowo parający się prowadzeniem ludzi muszą tego być świadomi: tylko wtedy są w swej wierze i posłannictwie autentyczni, gdy również są prowadzeni - NIEWIDZIALNĄ RĘKĄ DUCHA.

Z listu Julii. „Zdanie księdza TISCHNERA powinno budzić u duchownych lęk - dawniej ładnie by się mówiło: bojaźń bożą. Gdyby ją mieli „słudzy Kościoła”, choćby i grzeszni, byliby bardziej wiarygodni. Tymczasem biskupi i księża, no raczej grzeszą pychą. I to jest jedyny KRYZYS DUCHOWIEŃSTWA - nie umieją być pokorni, uważają się za nietykalnych, nie znają ducha ofiary, są dalecy od ewangelicznego pasterza. Przecież ewangeliczny pasterz SZUKA, bierze na ramiona - a nie odpycha i potępia.”

Przypomniały mi się słowa kardynała Bolesława Kominka - gdy byłem na szóstym roku studiów: „Osobiste słabości kapłana powinny go uczyć pokory wobec Boga, ale i wobec świeckich. Nie patrzeć z góry. Nie mówić z piedestału. W kontaktach z ludźmi nie przybierać postawy wszystkowiedzącego. A nawet czasem się uniżyć, poczuć małym, pochylić, uklęknąć.”
W moim pisaniu, Czytelnicy chyba pamiętają, często i mocno podkreślam konieczność BYCIA zawsze SOBĄ. Zachęca do tego Paweł apostoł: „Kiedy byłem dzieckiem - mówiłem dziecinie, odczuwałem jak dziecko, myślałem po dziecięcemu.” Przyszła pora: „wyzbyłem się tego, co dziecinne.” Więc trzeba kiedyś PRZESTAĆ być dzieckiem. I odpowiedzialnie iść przez życie - na własny rachunek: bez oglądania się na innych.

Zawsze tak należy czynić. A czasem nawet - wbrew innym. Czy idzie o wiarę, modę, politykę, pracę, korzystanie z mediów. Sprawy ważne i błahe, dobro i zło. BYĆ sobą - nie ma innej drogi do pięknego człowieczeństwa.
- Czyż nie, Czytelniku...?
Kubek

Nowiny Jeleniogórskie nr 31/09.