To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Festiwal Muzyki Teatralnej: To circ/Cricot Tribute to Tadeusz Kantor

Festiwal Muzyki Teatralnej: To circ/Cricot Tribute to Tadeusz Kantor

Tytuł tegorocznej edycji Festiwalu Muzyki Teatralnej - To circ/Cricot Tribute to Tadeusz Kantor - mówi wszystko: Festiwal będzie hołdem dla Tadeusza Kantora, wybitnego artysty i reżysera, którego twórczość silnie wpłynęła na kształt polskiej sztuki drugiej połowy XX wieku.

Uczestnicy koncertów i spektakli, które prezentowane będą nie tylko w Jeleniej Górze, ale także m.in. w Piechowicach, Michałowicach i Wrocławiu, spodziewać się mogą nie lada wrażeń. Organizatorzy z Teatru Cinema zapowiadają, że dla celu Festiwalu zmodyfikowali definicję muzyki teatralnej - nie jest ona tym razem traktowana jako ilustracyjna ścieżka dźwiękowa, towarzysząca przedstawieniu, lecz raczej jako muzyka o szczególnym potencjale performatywnym, objawiającym się w określonej przestrzeni.
- Głównym celem jest zaprezentowanie autora „Umarłej klasy” jako artystę żywego i inspirującego (a nie eksponat muzealny czy postać z galerii zasłużonych), rozszerzając kontekst, w jakim można interpretować jego twórczość poprzez włączenie go w obręb tradycji światowej neoawangardy (rozumianej jako ogół zjawisk zapoczątkowanych w latach 50. i 60., mających na celu rozluźnienie ścisłych granic między sztuką a życiem). Kantor jest bowiem swoistą figurą pryzmatyczną, poprzez którą do Polski „przeświecały” najnowsze idee artystyczne. Koncentrując się na jego realizacjach w dziedzinie informelu, sztuki obiektu i happeningu, przeanalizowany zostanie szereg problemów zachowujących - jak się wydaje - szczególną aktualność. Należą do nich m.in. kwestia materialności przedmiotu, rola przypadku, funkcje przestrzeni i kształtowanie nawyków percepcyjnych odbiorcy. Koncepcje Tadeusza Kantora będą podczas festiwalu zestawiane i konfrontowane z propozycjami wybitnych twórców muzyki eksperymentalnej, takich jak np. Eva-Maria Houben, Peter Ablinger, Tomasz Sikorski, Alvin Lucier czy Phill Niblock, co umożliwi publiczności zaznajomienie się z co najmniej kilkoma liniami rozwoju sztuki współczesnej (zwłaszcza sztuki dźwięku) – zapowiada Paweł Szroniak, kurator Festiwalu.
Począwszy od wtorku, 29 września, działo się będzie bardzo dużo. Tego dnia, o godz. 19:00 na scenie Miejskiego Ośrodka Kultury w Kowarach z Rewią Ognia 2 wystąpi Teatr Cinema. 30 września (środa), o godz. 19:00 w Miejskim Domu Kultury „Muflon” „Upadek Przyszłości” - Solo taneczne Irada Mazliaha z Izraela i Zbigniewa Szumskiego. W czwartek, 1 października, spektakl „Heartbreak Hotel”. Traktat o codzienności i tęsknocie za „wielkim światem”. Monodram Dariusza Skibińskiego w wykonaniu A3 Teatr i Teatr Cinema: - godz. 19:00, sala widowiskowa MDK „Muflon”. Koncert na flet glissandowy i elektronikę niemieckiego artysty Erika Dreschere to propozycja na piątek, 2 października. W programie koncertu znajdą się m.in.: Dror Feiler „Questions and Stones 3”, Alvin Lucier „Double Himalaya”, Peter Ablinger „SS. Giovanni e Paolo”, Chiyoko Szlavnics „Eva H (with CN) i - światowa premiera – Phill Niblock „DreGliss”: godz. 19:00, „Muflon”. W weekend 3 - 4 października Festiwal zagości na placach i ulicach Jeleniej Góry. W te dni od godz. 16:00 Peter Ablinger z Austrii zaprezentuje instalację w czterech odsłonach „Listening Piece In Four Parts”. W sobotę, 3 października, także „Illogical Harmonies”: koncert na altówkę i kontrabas amerykańsko-australijskiego duetu Johnny Chang, Mike Majkowski, w „Muflonie” o godz. 20:00. Koncert organowy „Orgelbuch (Bicinium, Trio, Quatuor)” w wykonaniu Ewy Marii Houben - Niemcy, w niedzielę, 4 października o godz. 17:00 w kościele ewangelicko - augsburskim na Placu Piastowskim. Warszawski Teatr Zgoda – realizowany przez osoby z doświadczeniem choroby psychicznej, w poniedziałek, 5 października wystawi spektakl „Autobus cz.1.”, zapowiadany jako oswajanie przestrzeni dźwiękiem i słowem. MDK „Muflon”, godz. 18:00 i 19:00. Koncert łacińsko-polsko-ukraiński „Bohohlasnyk Poczajowski” - barokowy melanż wokół tematu oswajania śmierci, w wykonaniu Serhija Petryczenko, Macieja Kazińskiego i Daniły Percowa w kościele św. Antoniego Padewskiego w Piechowicach, we wtorek, 6 października, o godz. 19:00. W środę, 7 października o godz. 19:00, w „Muflonie” posłuchać będzie można koncertu na live electronics i głos (Kacper Ziemianin, Paweł Krzaczkowski, Neither). Artyści z Meksyku i Czech Cristina Maldonado i Tomas Prochazka w spektaklu audiowizualnym „What She Does” w czwartek, 8 października o godz. 20:00 w Michałowicach (ul. Kolonijna 8). W piątek i sobotę, 9 – 10 października, raz jeszcze na ulicach Jeleniej Góry Peter Ablinger - od godz. 16:00. W piątek, 9 października, także Sebastian Buczek z performancem dźwiękowym i Robert Curgenven (Australia) z performancem audiowizualnym - godz. 20:00, „Muflon”. A w sobotę, 10 października „Rozmowy przy kominku” - seminarium „Przestrzeń. Obiekt. Działanie. Tadeusz Kantor wobec tradycji sztuki „neoawangardowej” o godz. 14, w Muzeum Miejskim „Dom Gerharta Hauptmanna”. Dyskusja nad wpływem teatru Kantora na różne dziedziny sztuki ma być prowokująca. Tego dnia także - o godz. 20:00 w MDK „Muflon” - kolejny performance, tym razem „Na przedmioty codziennego użytku”: warszawska Grupa ETC. Festiwal zakończy koncert fortepianowy w wykonaniu wybitnego węgierskiego kompozytora, pianisty i improwizatora Szabolcsa Esztényi`ego. To w niedzielę, 11 października o godz. 18:30, w Muzeum Miejskim „Dom Gerharta Hauptmanna”.

Uwaga! Dla naszych Czytelników mamy po trzy dwuosobowe zaproszenia na każde z biletowanych wydarzeń Festiwalu odbywających się w MDK „Muflon” w Jeleniej Górze - Sobieszowie. Informacja, jak mozna je zdobyć w "Nowinach Jeleniogórskich" z 29 września 2015. 

Komentarze (2)

Szalik
pamięci Tadeusza Kantora

Lało jak jasny piorun. Deszcz był dla nas najgorszy. Wobec deszczu byliśmy najbardziej bezradni. Deszcz był naszym wrogiem numer jeden. Jako bezdomni w wielkim mieście nie byliśmy w stanie schronić się na trwale pod żaden gościnny dach. Czytelnie i biblioteki, zwykle otwierane były w późniejszych godzinach, więc dowiezieni uczelnianym autobusem z odległego miasteczka z zaimprowizowanego tam akademika, już po pierwszych godzinach wykładów byliśmy właściwie bezdomni w tym pięknym zabytkowym mieście. Wolny czas spędzaliśmy przeważnie w czytelniach, lub w okolicznych barach. A zdarzało się, że ten w niebie anioł regulujący zaworem deszczowym jakby specjalnie polewał nas deszczem w najmniej stosownych chwilach. Najgorszy był ten rzęsisty, długotrwały, nie mówiąc już o ulewnych, czy wręcz nawalnych. Te zdarzały się coraz częściej właśnie o tej jesiennej porze, kiedy kończyły się dni ciepłe, a zaczynały te dżdżyste, październikowe. One były naszym największym utrapieniem.
Dzisiaj deszcz dopadł nas na Szczepańskiej. Ciężkie, metalowe drzwi ustąpiły pod naporem Januszowego ramienia i zeszliśmy stromymi schodami do jakiejś piwnicy w nadziei, że szyld z napisem „bar” nieomylnie zawiedzie nas do miejsca, gdzie przeczekamy przy herbacie największą nawałnicę. Zakamarki pomieszczeń piwnicznych okazały się nielichym labiryntem. Pod ścianami głównej, największej sali stały w nieładzie pojedyncze krzesła, jakby porzucone w czasie niespodziewanej ewakuacji. Zaś na środku, krzesła ustawione były parami i tworzyły coś w rodzaju nędznie wyposażonej, prowincjonalnej szkolnej klasy.
Nagłe poruszenie na stromych schodach na szczęście zaskoczyło nas na zapleczu nieczynnego, ni to baru, ni to kącika gastronomicznego. Wczoraj porzucone szklanki i talerzyki czekały cierpliwie w zlewozmywaku na litościwą rękę barmanki i zasłużoną, odświeżającą kąpiel.
Odgłosy dochodzące ze stromych schodów, głośne narzekanie na paskudną pogodę i uwagi, że drzwi wejściowe zastali niespodziewanie otwarte mimo, że jakiś Tadeusz jest wyraźne uczulony na bezpieczeństwo ich mienia wskazywały, że niechcący wpadliśmy w towarzyską pułapkę. Wyglądało, że mimo woli zostaniemy przypadkowymi świadkami jakiegoś towarzyskiego spotkania. Słyszeliśmy jeszcze szuranie krzesłami i odgłosy rozmów już niezbyt wyraźnych. Po chwili dobiegł nas wyraźny tupot nóg kogoś schodzącego po stromych schodach i zaraz usłyszeliśmy,
- Gdzie jest klucz? Kto zabrał mi klucz? Jak tu weszliście skoro ja nie mam klucza? Co tu się dzieje?- jakiś świszczący podniesiony głos zaczął swój lekko sepleniący solowy koncert.
- Ja już mam tego serdecznie dość. Na wczorajszej próbie ktoś zawieruszył moje notatki. Kiedyś znów zaginął mój ulubiony beret. Ja się pytam czy my zdążymy na czas z premierą, skoro ja czuję same kłody pod nogami. Panowie, niech mi ktoś powie, gdzie jest klucz od drzwi wejściowych. Jak ktoś z nas stąd wyjdzie, wtedy każdy z ulicy będzie mógł wejść i pozabierać nasze notatki, garderobę, już sam nie wiem co. Wszystko, wszystko może wynieść.
- Panie Tadeuszu proszę sprawdzić w swojej kieszeni, tak tej prawej kieszeni marynarki…
Właściwie nie robiliśmy nic złego, ale poczuliśmy się trochę nieswojo. Siedzimy przyczajeni w zakamarkach jakiegoś baru i w razie odkrycia będziemy wyglądać dziwnie w oczach tej dziwnej grupy. Delikatnie jak było to możliwe w tej sytuacji, podobnie jak wczoraj, będący w opałach w kolejnym odcinku Hans Kloss, przez szczelinkę we framudze drzwi, zajrzałem w głąb sali. Na krzesłach w tej improwizowanej salce szkolnej siedzieli całkiem dorośli ludzie, jakieś kobiety i nawet dwóch identycznych facetów, chyba bliźniacy jednojajowi, bo podobni byli do siebie jak dwie krople wody.
- Macie szczęście, faktycznie jest klucz w mojej kieszeni, ale czuję, że ktoś chyłkiem włożył mi go, żeby mnie tylko zdenerwować.
Stał pomiędzy siedzącymi w ławkach, jak stary belfer przed starymi uczniami. Był szczupły nad wyraz i niewielkiego wzrostu. Twarz pociągła z przesadnie wydłużoną brodą. Włosy zarzucał co chwilę z czoła na bok i czynność tę powtarzał co chwilę, nawet gdy włosy jeszcze trzymały się wierzchołka głowy. Plik luźnych notatek porzucił na stojące krzesło tak zamaszyście, że wiele z tych zapisanych stron sfrunęło wokół krzesła.
Siedzący obok „uczeń” rzucił się do pomocy i na kolanach zbierał fruwające białe liście.
- Proszę to zostawić. – zażądał kategorycznie.
- Czy ja prosiłem pana, żeby pan podnosił te kartki. Czy nie możecie zrozumieć, a przecież mówię o tym od samego początku naszej współpracy, że w tej sali, w czasie trwania próby, możecie robić tylko to co ja wam każę. Tak, każę, bo nie ma tu i póki żyję, nie będzie żadnej demokracji. Tu jest tylko moja dyktatura i kto z tym się nie godzi niech natychmiast opuści to pomieszczenie, - zamilkł.
- Sztuka, nad którą zaczęliśmy prace, będzie sztuką o zasięgu ogólnoświatowym. Na tę sztukę przyjeżdżać będą do tego miasta i do wszystkich miast, gdzie będziemy ją grali, najwięksi znawcy teatru na świecie. Tak, tak, dobrze słyszycie, na świecie. I dzięki tej sztuce, tak moje nazwisko jak i wasze będą znane na cały świat, - mówił tak zapalczywie i tak gestykulował, jakby odgarniał powietrze przed sobą, aby przedostać się do siedzących w ławkach.
- Dzięki mnie staniecie się nieśmiertelni, ja was zawiodę do źródła. Ja wam pokaże sens. Podążajcie za mną, a traficie w sedno. I nich mi nikt nie dyskutuje na próbach, niech nikomu nie przyjdzie do głowy mieć jakieś pomysły i propozycje, bo od pomysłów i propozycji jestem ja. Tylko ja. I ostatni raz was proszę, nie możecie wątpić we mnie. Inaczej pójdziemy osobnymi drogami. Wy pójdziecie szeroką i prostą drogą do celu, ale nikogo nie zainteresuje taka droga. I na niej mnie nie spotkacie. Bo jest łatwa i tania. A co tanie, to łatwe i nietrwałe. A ze mną pójdziecie ścieżką wąską i krętą, ale widoki z niej są oszałamiające. Ja was tą krętą i stromą ścieżką zaprowadzę do źródła. I u mnie nie ma miejsca dla wygodnych, ani aktorów, ani kostiumologów, ani scenografów, ani wygodnych widzów. U mnie jest miejsce dla całkowicie oddanych i podporządkowanych mnie, czyli idei teatru absolutnego. Widzowie jako najważniejsi, muszą być prowadzeni i podążać tuż za nami i to wy będziecie ich ostatnimi przewodnikami na tej ścieżce. Na początku ja, później wy, a na końcu, który równocześnie jest początkiem, widownia. Jeśli zdążą za nami, będą u źródła. I to od nas zależy czy poprowadzimy ich za sobą bezpiecznie, czy już na pierwszym zakręcie zwalą się w przepaść wyobraźni, - usiadł na krześle i zawinął nogę o nogę jak bluszcz.
- I jeszcze raz. Ja nie proszę was, ja wam rozkazuję, ja was biję po waszych mordach, po mordach facetów i po mordach kobiet. Bo wasze prywatne twarze na próbach mnie nie interesują. One są wasze po próbie, ale na próbie są moje i do mojej wyłącznej dyspozycji. Tylko i wyłącznie moje i musicie mi je powierzyć z pełnym zaufaniem. I jak zechcę, będę je traktował jako mordy, lub jako najświętszy sakrament, ale to będzie moja indywidualna decyzja. Musicie mnie słuchać, bo inaczej sam zrobię tę sztukę bez waszej pomocy. Znajdę sposób, żeby bez was powiedzieć widowni o co mi chodzi. O co chodzi w sztuce, - zamilkł, a oni pochylili głowy.
Jedynym organem, którym byliśmy w stanie poruszyć to były nasze gałki oczne. W tej piwnicy, w tym skupieniu i zamurowaniu zauważyłem, jak wiele mogą wyrazić same oczy. Dokładnie tylko nimi porozumiewaliśmy się między sobą. Każde drgnienie powiek, każdy grymas brwi i rozszerzenie źrenic dawało inną informację. Janusz na wszelki wypadek przykrył usta dłonią, żeby mieć pewność że żaden dźwięk nie wydobędzie się z ust bez jego woli. Znów zająłem stanowisko przy szczelinie.
Drobniutki dyktator siedział nadal na swym krześle. Palcami prawej ręki masował czoło. Jakby rozgrzewał zawartość czaszki, jakby pieścił i łagodził wzburzone fale wewnętrzne nieistniejącego oceanu. „Uczniowie” stali w nielicznych grupkach i choć nie patrzyli na swego mistrza czułem, że ta przedłużająca się cisza nie wróży nic dobrego.
- Precz, precz mi stąd! – wrzasnął.
- Widzę, że nie jesteście jeszcze gotowi do pracy, - dodał.
Gromadka bez słowa sprzeciwu pospiesznie opuściła pomieszczenie. Kiedy przechodzili obok nas słyszałem jak kobieta mówiła do bliźniaków,
- To faktycznie będzie umarła klasa.
Z głębi sali rozległo się wołanie,
- Szalik, gdzie jest mój długi szalik?