To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Murem za wyrzuconą opiekunką

Murem za wyrzuconą opiekunką

- Nie chcieli naszej pani, dlatego nie będziemy tam chodzić – mówią dzieci ze świetlicy środowiskowej przy Domu Harcerza przy ul. Wiejskiej. Potwierdzają to ich rodzice. Opiekunka, choć nie pracuje już w świetlicy, zorganizowała dzieciom Mikołaja.

- Moje dzieci chodziły do tej świetlicy, jak pani Jola była tam druhną – mówi Iwona Tupolewska, mama trójki dzieci. - Teraz, kiedy ją zwolnili, powiedziały, że nie będą chodziły.

Podobnie wypowiadali się inni. - Dostawały od pani Joli miłość i zrozumienie, a to dla nich jest najważniejsze – dodaje Urszula Piekarz. - Moja córka nawet jak była chora, to chciała chodzić „na harcówkę”, bo dobrze się tam czuła. Teraz nie chce.

- Była dla nich bardzo wyrozumiała. I pilnowała, żeby odrabiali lekcje – mówi Katarzyna Urban, kolejna z mam.
Chodzi o panią Jolę ze świetlicy przy Domu Harcerza przy ul. Wiejskiej. Szefostwo świetlicy niedawno rozwiązało z nią umowę i zatrudniło inną panią.

W międzyczasie ze świetlicy odeszło kilkanaście dzieci, zmieniła się też opiekunka. Niedawno w Domu Harcerza zorganizowano spotkanie jasełkowe. - Zwołano tam naprędce jakieś obce dzieci, które wcześniej nie chodziły. Miały robić frekwencję. Naszych nie zaproszono – mówią rodzice tych dzieci, które już nie chodzą.

Na spotkanie z dziennikarzem przyszło kilkoro rodziców i 12 dzieci. Wszystkie twierdzą, że już nie chcą chodzić na świetlicę. Chyba, że wróci tam ich ulubiona druhna.
- Pani Jola podjęła pracę w szkole i kolidowały jej godziny. Potrzebna była zmienniczka. My chcemy mieć jedną opiekunkę na cały cały czas funkcjonowania świetlicy, czyli od 12 do 17 – wyjaśnia Kazimierz Piotrowski, szef Rady Przyjaciół Harcerstwa, która prowadzi świetlicę.

Zaprzecza też, jakoby na jasełka zwołano obce dzieci. - To nasze, ze świetlicy – mówi. - Mimo tego, że trochę odeszło, wciąż mamy wystarczającą liczbę dzieci, by utrzymać świetlicę. Nikogo nie wyrzucaliśmy, dzieci odchodziły same. Niektórzy pozabierali dzieci, a teraz ponownie je przyprowadzają.

Co innego mówią jednak rodzice. - Nieprawda, że nikogo nie wyrzucali – mówią i pokazują na 12-letniego Kamila. - Z 5 albo 6 razy mnie wyrzucali – mówi nam chłopiec. Za co? - Źle się czasem zachowywałem, ale czasem to sam nie wiem, dlaczego. Z druhną Jolą było inaczej, nawet jak narozrabiałem, to mnie jakoś uspokajała.

Druhna Jola nadal utrzymuje kontakt z rodzicami, których dzieci chodziły na świetlicę. W ubiegłym tygodniu zorganizowała dla nich Mikołaja. Nie musiała, bo formalnie w świetlicy już nie pracuje. A że nie miała gdzie wręczyć paczek, zrobiła to u męża w zakładzie pracy. Paczki przekazał Grzegorz Rybarczyk ze straży miejskiej, który wcześniej współpracował ze świetlicą i panią Jolą.

Dzieci przyszły, choć przez chwilę było jak dawniej. Do dziś witają i żegnają się słowem „czuj”, jak za czasów świetlicy. Czasem spotykają się też u niektórych rodziców w domach. Kiedy już wszyscy wychodzili, podeszła do nas jedna z dziewczynek, Angelika Radzicka. - Życie bez pani Joli nie jest już takie samo, nikt nie jest w stanie jej zastąpić – powiedziała nam na ucho. - Tylko niech pan to napisze, dobrze?

.

Murem za wyrzuconą opiekunką
Murem za wyrzuconą opiekunką
Murem za wyrzuconą opiekunką

Komentarze (7)

Kto jest szefem tej świetlicy?

Fotki z imprezy w tym obiekcie - rzekomo "harcerskim" - prezentowane były niedawno w innym tygodniku. Wg mnie działalność tam prowadzona niewiele ma wspólnego ze skautingiem. Być może jest to świetlica środowiskowa, dbająca o uśmiech dziecka???
Warto jednak ujawnić źródło finansowania tego obiektu oraz sposób wydatkowania pozyskiwanych pieniędzy. Chyba nie jest to tajemnicą?

Ale to juŻ było w innym tygodniku jeleniogórskim.

Szefem jest Antoni Padewski jest to pan po 80 roku życia ale szefem Rady Przyjaciół Harcerstwa jest Kazimierz Piotrowski pracujący w Urzędzie Miasta J.G :)

Bywa, że ludzie bardzo dorośli, czerpią wiedzę z własnych doświadczeń. Niejedna wyższa uczelnia przy takim człowieku - to pikuś. Warto poznać pomysł pana Antoniego na funkcjonowanie placówki, której szefuje.

chyba dobro dzieci jest najwazniejsze !!!

pozdro Kasia