To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Płoną auta pomocy drogowej

Płoną auta pomocy drogowej

Minął tydzień i na Uroczej znowu pojawił się ogień. Dziś w nocy spłonęły dwa samochody, tym razem marki Iveco i Mercedes. Oba należały do Leszka Poniatowskiego, który świadczu usługi pomocy drogowej. Poszkodowany mówi, że nie ma wrogów, a wszystko na to wskazuje, że to działania konkurencji.

Wiadomość o palących się pojazdach dotarła do straży pożarnej dziś w nocy około godziny 2, czyli niemal o tej samej porze, co tydzień temu.

- Tym razem w płomieniach stanął iveco, któremu całkowicie spłonął silnik oraz kabina. Znaczne zniszczenia uczynił też żywioł w mercedesie, w którym stopiły się elementy wykonane w tworzywa sztucznego – relacjonuje kpt. Andrzej Ciosk, rzecznik prasowy z PSP w Jeleniej Górze.

W iveco ogień został podłożony przy lewym przednim kole.

- Ktoś wiedział, co robi. Od razu buchnęła ściana ognia, zaczęło się palić błyskawicznie - opowiada Janina Poniatowska, bratowa poszkodowanego, pod której domem stał samochód-holownik.

Kobieta mówi, że po pożarze dwóch innych aut, które stoją tez przy domu, ale na podwórku obok, obserwowała wieczorem dom. I wczoraj widziała czarny samochód, mercedes lub bmw, w którym siedziały cztery osoby.

- Jeździli koło nas kilka razy, z jednej i drugiej strony. Być może nas obserwowali - zastanawia się.

Tydzień temu spłonął matiz klienta, który został ściągnięty po wypadku i czekał na naprawę. Od niego zajęło się terenowe mitsubishi - samochód pogotowia technicznego.

- Zaalarmowała nas bratowa. Wybiegłem z domu i leciałem gasić Iiveco. Nawet nie widziałem, że mercedes się pali. Albo podpalili go chwilę później. Do gaszenia zużyliśmy chyba dziesięć gaśnic. Odkręciłem też zawór i lałem wodą z węża - opowiada Leszek Poniatowski.

Wyklucza on możliwość samoistnego zapłonu pojazdów. Zresztą przekonuja o tym ślady i szybkość z jaką ogień trawił pojazdy. Na chodniku, przy mercedesie leżała nadpalona szmata nasączona benzyną, która prawdopodobnie posłużyła do wzniecenia ognia.

L. Poniatowski szacuje straty na około 100 tysięcy złotych, ale to pobieżna ocena. Na podwórzu, z drugiej strony domu stoją jeszcze dwa auta-lawety.

- Może tamte też chcieli podpalić, ale tam jest spuszczony pies i to może ich odstraszyło. Najgorsze jest to, że auta nie miały auto casco - dodaje.

Kto i dlaczego miałby posunąć się do tak dratycznych metod, by zastraszyć konkurenta? Poszkodowany mówi, że nie ma pojęcia, ale przyznaje, że atmosfera między niektórymi "holownikami" na miejscowym rynku nie jest najlepsza.

Szerzej na ten temat we wtorek, w najbliższym numerze „Nowin Jeleniogórskich”.

Komentarze (1)

o co tu chodzi. pewnie o kase.