To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Pielęgniarz z Jeleniej Góry skazany na dożywocie

Pielęgniarz z Jeleniej Góry skazany na dożywocie

Przed Sądem Krajowym (I instancja) w Monachium zakończył się proces pochodzącego z Jeleniej Góry Grzegorza W. 38-letni mężczyzna, pracujący w Niemczech jako opiekun, był oskarżony o zamordowanie sześciu podopiecznych. Sąd uznał, że udowodniono tylko trzy zabójstwa i skazał Grzegorza W. na karę dożywotniego pozbawienia wolności oraz przymusowe leczenie psychiatryczne.

Mężczyzna oskarżony był też o usiłowanie zamordowania trzech innych osób, w przypadku trzech kolejnych doprowadzenia do uszczerbku na zdrowiu, a także o rabunki i kradzieże.
Dożywocie, to w Niemczech najwyższy wymiar kary. W tym przypadku, z uwagi na wyjątkowy ciężar popełnionych czynów, skazany ma niewielkie szanse na przedterminowe zwolnienie po odsiedzeniu 15 lat kary. Gdyby jednak do tego doszło, reszta życia spdziłby w areszcie prewencyjnym.
Grzegorz W. odmówił składania zeznań, ale na koniec procesu przeprosił rodziny ofiar i wyraził skruchę.
W Niemczech Grzegorza W. nazwano „pielęgniarzem śmierci”. Był tam przez kilka lat pracownikiem tymczasowym, opiekującym się schorowanymi, starszymi osobami. W Polsce prowadził w tym zakresie własną działalność. Pierwsze podejrzenia, że zamiast zajmować się podopiecznymi zabija ich, wywołała „dziwna” śmierć 87-letniego mężczyzny. Emerytowany sprzedawca mieszkał sam, zatrudnił pielęgniarza, gdy pojawiły się problemy z narządami ruchu. Grzegorz W. po kilku tygodniach opieki zawiadomił pielęgniarkę o śmierci podopiecznego. Przyczyny zgonu nie ustaliła sekcja zwłok, co oznaczało rutynowe zainteresowanie policji.
Funkcjonariusze ustalili, że wcześniej kilkakrotnie podopieczni Grzegorza W. umierali z niewyjaśnionych powodów. Podejrzenia wzbudziły zgony w 2017 r.: w maju, w Mülheim an der Ruhr; w czerwcu w Weilheim; w sierpniu w Aresing; w grudniu w Waiblingen. Podczas śledztwa okazało się także, że już rok wcześniej prowadzono dochodzenie w sprawie podania przez opiekuna insuliny, osobie, która nie chorowała na cukrzycę. Mężczyzna zmarł w szpitalu. Na prośbę córki zmarłego prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie szkody wyrządzonej przez opiekuna, ale prokuratorzy z Duisburga nie postawili zarzutów Grzegorzowi W.
To ukierunkowało dalsze śledztwo. Autopsje potwierdziły na zwłokach miejsca nakłucia i bardzo niski poziom cukru we krwi. Tak działa insulina na osoby, które nie są cukrzykami. Gwałtowny spadek poziomu cukru we krwi powoduje utratę przytomności i śpiączkę, może też nastąpić zgon. Skutkiem mogą być również ostre zaburzenia rytmu serca lub zawał.
Przeszukania u Grzegorza W. ujawniły karty płatnicze i powiązane z nimi numery PIN zmarłych, gotówkę, a także strzykawkę z insuliną i ampułki z lekiem (sam Grzegorz W. był cukrzykiem).
Mężczyznę aresztowano w marcu ubiegłego roku, a w całych Niemczech podjęto szeroko zakrojone ustalenia, kim zajmował się pielęgniarz i jakie były losy podopiecznych.
Podejrzany początkowo wszystkiemu zaprzeczał, ostatecznie jednak przyznał się do podawania podopiecznym insuliny, mimo braku wskazań lekarskich. Twierdził jednak, że nie chciał zabijać, ale ułatwić sobie pracę. Tłumaczył, że po leku podopieczni długo spali, co pozwalało im wypocząć w nocy.
Ustalono, że Grzegorz W. w ciągu trzech lat opiekował się 68 osobami. Prowadzący sprawę przedstawiciele organów ścigania sa przekonani, że ma na sumieniu więcej ofiar, ale nie byli w stanie zebrać wystarczających dowodów. Grzegorzowi W. grozi dożywocie.
Mężczyzna pochodzi z Jeleniej Góry. Rozmawialiśmy z jego rodzicami. Nie bronili syna. Opowiadali o kłopotach jakie sprawiał od dzieciństwa. Wielokrotnie uciekał z domu, trafił do ośrodka terapeutycznego, potem do poprawczaka. Po wyjściu z zakładu jego sposobem na życie stały się oszustwa: zbierał datki w rzekomych akcjach pomocy chorym dzieciom, podawał się za adwokata, wyłudzając od kilkunastu osób „honoraria”. W 2008 r. został aresztowany i skazany na cztery lata więzienia. Po odsiedzeniu kary zrobił kurs pielęgniarski i zaczął wyjeżdżać do Niemiec.
Jego matka nie może zrozumieć jak to możliwe, że choć tylu lekarzy zajmowało się nim w dzieciństwie, że choć przebywał w ośrodkach wychowawczych, potem w zakładzie karnym, gdzie są psychologowie, terapeuci, wychowawcy – nikt nie zauważył, jakim jest zagrożeniem, nikt się nim nie zajął. A potem człowiek z taką przeszłością mógł zostać pielęgniarzem i mieć pełną władzę nad niesamodzielnymi staruszkami….
 

Komentarze (20)

Nie ma czegoś takiego jak kurs pielęgniarstwa. Żeby być pielęgniarzem, trzeba skończyć studia licencjackie.

mało wiesz w nogach śpisz. Są kursy niemal na wszystko. Z zabiegami medycznymi włącznie.

Dokładnie. Mam za sobą kurs na ginekologa. Przyjmuję w gabinecie. Na kozetce.

a ja mogie przyjść?

Kurs Pielęgniarski a tytuł zawodowy Pielęgniarza to dwie różne rzeczy...
Proszę się CIĄGLE edukować, pisze Pan/Pani w ogólnodostępnym internecie, dzieci i młodzież także czyta i może przez to wpadać w błąd.

A jak się wpada w błąd? Słyszałem tylko o popadaniu w obłęd...

Oczywiście mój błąd. Gratuluje SPOSTRZEGAWCZOŚCI !
Przy okazji próby zmiany tematu...

Był po kursie opiekuna medycznego...to nie pielęgniarz.

Moim zdaniem, wyczyny Dudy i Morawieckiego do spółki z Szumowskim w okresie przedwyborczym, można podciągnąć pod ludobójstwo.
I za to powinni być osądzeni.

ty z kolei powinieneś być dociągnięty na mój oddział...., gdzie mimo wszystko, jeszcze zapraszam serdecznie....

Za zabicie niemca taka kara? Jakiś mandat to rozumiem.

[quote=Hose]Za zabicie niemca taka kara? Jakiś mandat to rozumiem.[/quote]

misiu*nij się w ten pusty caban jełopie!

Również jestem rozczarowany wyrokiem i uważam że niemiecki sąd przez stronniczość rażąco naruszył standardy demokracji...

Wolacy zaczynają masowo mrzeć na COVID.
A może ten otumaniony naród tego właśnie potrzebuje? Ani ułaskawienie Kamińskiego, ani łamanie konstytucji, ani polowanie na Tuleyę, ani konie w Janowie, ani puszcza, ani 70 baniek Sasina i 200 Szumowiny, ani fak Lichockiej, ani 2 mld na TVP, ani łaszenie się do faszoli, ani dwórki Gapy, ani wieże, ani Dama z łasiczką, ani loty Kuchcińskiego i burdel Banasia, ani polska milicja grzebiąca w d***ch ekologów, ani śmieci z czterech stron świata, ani olani ciepłym moczem niepełnosprawni, lekarze rezydenci i nauczyciele, ani reforma (he he) Zalewskiej, ani Maciora ze swoimi pupilami, ani rozkopywanie grobów, nic, kuźwa, nic Polaka nie rusza.
Może więc dobrze, że nadszedł czas, gdy będzie patrzył jak dusi mu się matka, ojciec, dziecko, na parkingu przed szpitalem, w tłumie innych, jemu podobnych, bez "szmat na ryju", i poczuje tę je..ną bezsilność i gniew, i zobaczy, kuźwa, poczuje, poczuje we flakach co wybrał, co olał, co obśmiał jak norka, i może będzie z tej niemocy wył, i walił głową w beton i modlił się do swojego narodowego boga, też Polaka, jezuska z Podkarpacia, a jezusek ustami spasionych hierarchów powie "bądź pokorny", i też pokaże mu faka, i wtedy coś do jego zakutego, zaczadzonego, pustego łba dotrze, i pojmie w końcu, dozna objawienia, że został ordynarnie wyrypany, on i jego bliscy i Polska?
Może tego ten kraj potrzebuje?

Tak myślę, może jak Podkarpacie dostanie w ryj to zrozumie. **** rozumie tylko wtedy jak oberwie w mordę.

(sam Grzegorz W. był cukrzykiem) Czyli są dwie możliwości: albo on już nie żyje, albo wyleczył się z cukrzycy...Może coś więcej na ten temat Panie Redaktorze bo to ciekawa sprawa :)

w polsce dostałby 3 lata i wyszedł po roku za wzorowe sprawowanie

Ostatni akapit- kuriozalny. W artykule nie ma ani słowa o tym, co ZROBILI RODZICE z dzieckiem uciekającym z domu ( tak nagle postanowił uciec?), że aż potrzebował terapii i wylądował w ośrodku zamkniętym. Jak z nim postępowali, kiedy zaczął "sprawiać kłopoty", czy realizowali wówczas zalecenia specjalistów, czy czekali, aż ktoś inny wyleczy go magicznym sposobem? Jakie działania podjęli jako rodzice: czy dbali o należytą edukację, wszechstronny rozwój i zachęcali swoim przykładem do rozwijania ciekawych pasji? Nawet dzieci z poważnymi chorobami, dysfunkcjami czy niepełnosprawnościami można wyprowadzić na przyjaznych, pracowitych, ciekawych ludzi- znam takie rodziny i chwała rodzicom potrafiącym tego dokonać. Ci z powyższego artykułu- powinni zajmować się co najwyżej chomikiem.

Pamiętam go jak pracował na kasie w jednym naszym markecie.
Wyglądał obleśne , zawsze spocony z przyg****mi wyrazem twarzy .

Na niektórych portalach są jego pełne dane oraz ma profil na FB :)