To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Kandyduję z buntu

Kandyduję z buntu

Rozmowa z Bogusławem Nowakiem, kandydatem na prezydenta Bolesławca

- Jak ocenia Pan mijające cztery lata rządów prezydenta Piotra Romana?

- Wszystko dobre, co się wreszcie kończy. Tyle, że to było aż osiem lat, a nie cztery. Błędem w naszym ustroju samorządowym jest nieskończoność rządzenia, brak ograniczenia ilości kadencji dla jednej osoby. Nawet prezydent Polski może pełnić swoją funkcję najwyżej dziesięć lat. A prezydentem miasta można być w nieskończoność. Władza zużywa, a w wypadku Bolesławca nawet bardzo. Widać to po działaniach władz miasta. Widać to też po ich arogancji. Prezydent, który mówi o swoim poprzedniku, że to palant, sekretarz miasta bez konsekwencji wysyłający do radnego ze służbowego telefonu SMS-a o treści „Jesteś bydlę” – to są objawy zbyt długiego rządzenia i arogancji władzy. Do tego dochodzi arogancja na sesjach, między innymi. w sposobie odnoszenia się do radnych, traktowaniu opozycji z góry i wreszcie arogancja w stosunku do mieszkańców, czyli niesłuchanie ich głosów.

- Co uznaje Pan za największą porażkę Piotra Romana?

- Według prognozy Regionalnej Izby Obrachunkowej, Bolesławiec na koniec roku ma mieć 71 milionów złotych długu. To nie ja uznaję to za największą porażkę, to jest największa porażka. Przedwyborczy festiwal inwestycji mógłby kosztować mniej. Kolekcja porażek Piotra Romana jest znacznie większa. Przez osiem lat jego kadencji wspaniały teren przy ulicy Łokietka jest niezagospodarowany, a sprawa z inwestorem ciągnie się w sądzie. Jej finał może być finansowo drastyczny dla budżetu miasta. Mówimy o placu sprzedanym przez miasto za 4,1 miliona złotych. Niedługo po oddaniu go w użytkowanie wieczyste zmieniono plan zagospodarowania tak, żeby na placu można było postawić większy sklep. Wraz z radnymi opozycji głosowałem przeciwko tej zmianie, ale oczywiście głosy radnych PiS i Ziemi Bolesławieckiej przeważyły. Potem użytkownicy wieczyści sprzedali ten teren za 15 milionów złotych. I do dzisiaj plac stoi pusty. Prokuratura nie doszukała się złamania prawa, ale już te przytoczone fakty dowodzą, że sprawa woła o pomstę do nieba. A to niejedyny przykład absurdalnego gospodarowania nieruchomościami w Bolesławcu. Chora gospodarka dotyczy nie tylko gruntów, ale i lokali komunalnych. Proszę sobie wyobrazić jedną klatkę w kamienicy, w której dwa mieszkania komunalne stoją od lat puste. A ludzie na liście mieszkaniowej czekają na przydziały.

- Straż miejska według pana programu to też porażka prezydenta, instytucja, którą trzeba zlikwidować.

- Ja nawet popierałem jej powstanie. Niestety popełniłem błąd. Tyle, że ja potrafię się do niego przyznać. Na straż miejską wydajemy w tym roku około miliona złotych. To pieniądze na utrzymanie siedziby, sprzętu i ponad dwudziestu pracowników, którzy zajmują się wożeniem po mieście psów i ściganiem ludzi za to, że nie odśnieżyli chodnika przed domem. Za milion zł mielibyśmy 37 tysięcy godzin pieszych patroli policyjnych, czyli czterech policjantów przez okrągły rok, 24 godziny na dobę, patrolujących nasze ulice. Mielibyśmy ludzi wykwalifikowanych, doświadczonych, skutecznych, znających się na rzeczy i wyspecjalizowanych. Bo my w Bolesławcu mamy świetną policję. Oczywiście nie chcę, żeby całe pieniądze teraz marnowane na straż miejską przeznaczać na piesze patrole policji, część powinniśmy na pewno dać na sprzęt, ale patrole to świetne i zapomniane u nas rozwiązanie, o wiele skuteczniejsze niż zbędna straż miejska.

- Basen na środku miasta, na najcenniejszych gruntach, to dobry pomysł obecnego prezydenta?

- Ten przykład miałem podać jako kolejną porażkę. Koło basenów odkrytych zbudowaliśmy nikomu niepotrzebny i używany ze dwa razy do roku amfiteatr, a teraz w centrum pan prezydent buduje basen na świetnej działce, obniżając tym samym wartość pozostałego terenu na aplacu Popiełuszki. Co ciekawe, na tym terenie 9 lat temu miało powstać centrum handlowe. Udaremnienie realizacji tego pomysłu było jednym z haseł Piotra Romana, kiedy pierwszy raz szedł po władzę. Udało mu się dogadać z inwestorem, który wycofał się z projektu budowy. Dziś na działce budujemy basen, a jej pozostałą część chcemy sprzedać pod... centrum handlowe - to paranoja. Problem w tym, że nikt takiego okrojonego terenu nie chce kupić, o czym świadczy liczba bezskutecznie ogłaszanych przetargów. Tym bardziej, że niedaleko, na miejscu hotelu Piast, o wiele szybciej powstanie drugie centrum handlowe. I znów tracimy parę milionów złotych na tej sprzedaży. Ja zupełnie zaniechałbym w obecnej sytuacji sprzedaży tej działki pod centrum handlowe i przeznaczył ją pod nowoczesne, ale nawiązujące do tradycji, budownictwo mieszkaniowe z usługami. Mógłby tam powstać piękny zespół kamienic z podziemnymi garażami. Taki kompleks mieszkaniowy mógłby też doprowadzić do spadku cen mieszkań w Bolesławcu.

- Ale budowa Międzynarodowego Centrum Ceramiki to już niewątpliwy sukces?

- Oczywiście że tak, ale nie ma róży bez kolców. Samorząd chciał prowadzić tam miejską restaurację – lokal prowadzony przez ośrodek kultury – trudno wymyślić większy absurd. Na szczęście w dniu protestu przeciwko temu pomysłowi, zorganizowanego przez bolesławieckich restauratorów, zrezygnowano z tego projektu. Ale i tak w BOK MCC będzie samorządowy sklep, a za pięć lat BOK będzie mógł sprzedawać reklamy na zakupionym właśnie za 170 tysięcy złotych telebimie. Jeśli dodamy do tego na przykład fakt, że ośrodek kultury w zakresie świadczonych usług ma między innymi oklejanie słupów plakatami, to to są przykłady konkurowania przez samorząd z firmami mieszkańców. Powrót do swego rodzaju socjalistycznej nacjonalizacji. A nie zapominajmy, że bolesławiecki samorząd prowadzi też swój hotel czy niemal monopolizuje zarządzanie nieruchomościami. Przecież tym wszystkim powinny zajmować się prywatne firmy! Jeszcze cztery lata rządów Piotra Romana i kto wie, czy nie będziemy czesać się u samorządowego fryzjera i robić zakupów w samorządowym markecie. Problem polega na tym, że konkurencja z samorządem jest nierówna. Prywatna agencja reklamowa musi z własnej kieszeni wydać pieniądze na zakup telebimu, a samorządowy BOK dostaje na to kasę w prezencie. Ponadto, co było widać przy dyskusji nad samorządową restauracją na sesji Rady Miasta, władze wymyślają sobie takie interesy bez biznesplanu, bez szacowania rentowności inwestycji itd. Dla prywatnej firmy taka niefrasobliwość przy wydawaniu pieniędzy jest nie do pomyślenia, ale pieniądze publiczne, jak widać, wydaje się łatwiej.

- Pana przeciwnicy mówią, że nagłaśniając takie sprawy walczy pan o swój biznes, ma pan przecież swój hotel i restaurację.

- W moim programie wyborczym zawarłem plan ożywienia bolesławieckiego Rynku, otwarcie ogródków restauracji dłużej niż do godziny 22, jak ma to miejsce obecnie, i niewyganianie z Rynku choćby muzykujących tam artystów, jak to zrobiła niedawno straż miejska. To na pewno podniesie rentowność rynkowych restauracji. Moja nie funkcjonuje w Rynku i na pewno raczej na tym straci, niż zyska. Zarzut walki o swoje interesy w moim wypadku jest o tyle absurdalny, że ja wydaję własne, prywatne pieniądze na promocję Bolesławca, choćby przez Gliniadę. I to dużo pieniędzy. Zarzucanie mi prywaty, tak samo jak agresji czy braku opanowania to stara śpiewka w stylu: „Jak zdyskredytować Nowaka”. Moi przeciwnicy uważają wyborców za głupców, stosując niezmiennie tę samą metodę obrzydzania mnie bolesławianom.

- Miasto wydaje olbrzymie sumy na promocję. Jest ona skuteczna?

- Promocja miasta odbywa się bez pomysłu. Przez lata opozycja w Radzie Miasta przy moim aktywnym udziale krytykowała te metody promocji. Na wyobraźnię Piotra Romana podziałała jednak dopiero interwencja biznesmena z Gliwic, który został absurdalnie potraktowany, kiedy miasto szukało wykonawcy plakatów i zaproszeń na Bolesławieckie Święto Ceramiki. Złożył dobrą ofertę, a wybrano lokalną, znacznie droższą firmę. Pan Adam Widuch, bo o nim mowa, opisał sprawę, informując o niej liczne media. Zrobiła się afera i prezydent odwołał naczelniczkę wydziału promocji. Kilka lat próśb radnych o kontrolę pracy wydziału pan prezydent miał w nosie, ale atak mediów od razu podziałał. Widać, że opinia liczy się dla niego bardziej, niż faktyczne sprawne funkcjonowanie podległego mu urzędu. Co ciekawe, wyniki audytu w wydziale pan prezydent utajnił, a mój wniosek o kontrolę wydziału przez komisję rewizyjną Rady Miasta został zignorowany. Wydawanie środków na promocję jest w Bolesławcu chore. Bolesławiec nie musi promować się w Bolesławcu. Musi promować się na zewnątrz, także na przykład w Jeleniej Górze. A tymczasem lokalna bezpłatna gazeta należąca do kolegi pana prezydenta dostaje rocznie dziesiątki tysięcy złotych na promocję miasta, a na promocję w innej prasie - choćby jeleniogórskiej - pieniędzy szkoda. Wie pan, ile pieniędzy wydano w tym roku na reklamę miejskich imprez bolesławieckich w Nowinach Jeleniogórskich?

- Nie wiem, u nas dziennikarze nie zajmują się sprawami reklamowymi.

- To ja panu powiem: zero złotych polskich. A moim zdaniem jeleniogórzanin, tak samo jak berlińczyk, w roli turysty sprawdzi się w Bolesławcu dużo lepiej, niż bolesławianin. Więc nie krzyczmy o przyciąganiu turystów i nie opowiadajmy bajek, że na Bolesławieckie Święto Ceramiki przyjedzie sto tysięcy osób, tylko pokazujmy Bolesławiec na zewnątrz.

- Poprzez malowanie się gliną?

- Między innymi. Zdjęcia glinoludów co roku obiegają świat i uczą nazwy Bolesławiec. Przy miejskich piwnych festynach za pieniądze podatników z gwiazdami, które za rok usłyszymy we Lwówku, a rok temu słyszeliśmy w Gryfowie, Gliniada to jakiś promil wydatków na takie imprezy, a jej moc promocyjna jest wielokrotnie większa. Ale ja rozumiem filozofię piwnych festynów – na nie przyjdą ci, którzy głosują w tym mieście, a ściąganie turystów przecież głosów poparcia na krótką metę nie doda.

- Wymieni Pan jakieś sukcesy Piotra Romana?

- Nie mamy 170, a 70 milionów długu – to na pewno sukces. A tak na poważnie: miasto świetnie radzi sobie z pozyskiwaniem środków unijnych, choć to bardziej zasługa świetnych fachowców pracujących w urzędzie miasta, niż prezydenta. Wykorzystanie unijnych dotacji w ostatnich latach, jak widzimy po wielu samorządach, nie było wielką sztuką. Należy raczej mieć pretensje do tych, którzy z tej szansy nie umieli skorzystać.

- Byliście kiedyś z Piotrem Romanem przyjaciółmi…

- Przyjaciółmi to za dużo powiedziane. Wspierałem go w kampanii wyborczej w 2002 roku, kiedy walczył o władzę z ówczesnym prezydentem, Józefem Burniakiem. Dla mnie wtedy wszystko, co lewicowe było złem, byłem dość radykalny w osądach, a Burniak był z SLD. Dziś oceniam go zupełnie inaczej, bo podczas pracy w Radzie Miasta zobaczyłem w nim kompetentnego samorządowca, przygotowanego merytorycznie do każdej sesji i każdej dyskusji. Jednak w 2002 roku Piotr Roman wydawał mi się nadzieją na lepszy Bolesławiec. Włożyłem w jego kampanię dużo zaangażowania i pomysłów i naturalne stało się to, że nawiązaliśmy kontakty towarzyskie. Kiedy jednak w towarzystwie ludzi Piotra Romana skrytykowałem kilka jego działań, kontakty się ochłodziły. Apogeum nastąpiło, gdy jeden z bolesławieckich portali, zresztą bez pytania mnie o zdanie i ku mojej irytacji, zaczął kreować mnie na przyszłego prezydenta. Stałem się jakimś tam iluzorycznym zagrożeniem, choć sam wówczas o kandydowaniu nie myślałem. I zaczęły się ataki na sesjach Rady Miasta, pomawianie mnie o agresywność, konflikty wokół Gliniady. Piotr Roman nie potrafi znieść krytyki czy konkurencji. Ta władza potrzebuje pochlebców, a nie krytyków.

- Jest Pan przedsiębiorcą. Czuje Pan się przez prezydenta dyskryminowany ze względu na to, że nie zgadza się z nim?

- Naprawdę nie chodzi o dyskryminację jednego Nowaka, bo on sobie da radę, nawet jeśli żaden gość urzędu miasta czy miejskich imprez nigdy nie wejdzie do jego restauracji czy hotelu. Dyskryminowani za tych rządów są generalnie przedsiębiorcy bolesławieccy. Obecna władza, konkurując z nimi i dogadzając bardziej obcym inwestorom niż swoim (pierwsi mają ulgi w podatkach, a tym drugim podatki się podwyższa), pokazuje, że nie wie, skąd bierze się siła ekonomiczna lokalnej społeczności.

- Czy miastem rządzi specyficzny układ? Słychać opinię, iż tu wszyscy w jakiś sposób są ze sobą powiązani…

- Hm, opisałem panu historię działki na Łokietka. Wnioski każdy sam wyciąga. Przy władzy mamy w Bolesławcu wciąż tych samych ludzi. To wszystko przekłada się na praktyki na granicy nepotyzmu i patologii. Proszę sobie wyobrazić samorząd, w którym córka członka prezydium rady dostaje pracę w biurze tejże rady. Radny dostaje etat dyrektora w miejskiej spółce i ustalając na sesji budżet miasta, ustala również sytuację swojej firmy; przewodnicząca rady, słuchając sprawozdań szefów miejskich spółek ma okazję posłuchać... własnej córki. Jest to legalne, ale nie jest zdrowe. Rozumiem, że zaoferowanie stanowiska pracy członkowi rodziny w strukturach podległych samorządowi powinno być uzasadnione posiadaniem przez taką konkretną osobę naprawdę wyjątkowych kwalifikacji i kompetencji do pracy na danym stanowisku. Jeśli tak nie jest, to uważam, że miasto ma problem.

- Został Pan usunięty z PO, dlaczego?

- Zostałem usunięty tylko z klubu radnych PO, bo członkiem partii nie byłem nigdy. Za co? Oficjalnie za radykalizm, moim zdaniem za mój krytyczny stosunek do niektórych poczynań PO. Ale zostawmy to, bo szkoda mi krótkiego czasu kampanii wyborczej na tego przeciwnika.

– Chce Pan zostać prezydentem miasta. Po co?

- Ta decyzja o kandydowaniu to skutek buntu przeciwko temu, co się dzieje w Bolesławcu, a o czym rozmawialiśmy w tym wywiadzie. Naprawdę zależy mi na Bolesławcu. Jego mieszkańcy mają ogromny potencjał gospodarczy, kulturalny i społeczny. Trzeba go tylko uwolnić. Chciałbym to zrobić.

- Dziękuję za rozmowę

Bogusław Nowak ma 52 lata, syna i wnuka. Aktor, przedsiębiorca, człowiek kultury – obecnie prowadzi prywatny biznes, hotel i restaurację. Wyemigrował z Polski w 1981 roku, po tym, jak milicja obywatelska doprowadziła do śmierci jego ojca. 21 lat spędził mieszkając we Francji i zwiedzając cały świat jako asystent wielkiego mima, Marcela Marceau oraz jako samodzielny twórca, z własnym, nagradzanym na festiwalach spektaklem. Nigdy nie należał do żadnej partii politycznej. Obecnie jest radnym niezależnym Rady Miasta Bolesławiec. Jest jednym z twórców rozsławiającej miasto Gliniady, czyli Parady z Miłości do Gliny. Współtworzy bolesławieckie finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a także stowarzyszenie Via Sudetica. Jeździ dostawczym Citroenem Berlingo z 2008 roku.

Komentarze (12)

szkoda Pana panie Nowak,ale nie wygra Pan ,elektorat nie lubi prywaciarzy ktorzy ciężko pracuja abu utrzymac siebie i biznes,wybrany zostanie kolejny nieudolny urzedas lub nauczycie,i tak te gminy potem wgladaja,99% samorzadowców to w/g mojej opini nieudacznicy,którzy znależli sposób na zycie

"prywaciarzem" jest dorobkiewicz, a nie ktoś, kto zwiedził świat i czarował tam publiczność. Wolę ewentualne rozczarowanie B.Nowakiem z nutą nadziei że jednak bedzie lepiej, niż pewność że będzie tak samo o ile pozostanie Stare Dobre Towarzystwo...

Zaglosowalabym na Bogdana Noawaka gdybym byla Boleslawianka .Jego zycie przemawia za tym , zeby Mu zaufac.POwodzenia Zycze:))

Ufam Nowakowi. I wy tez zaufajcie.
Dosc w naszym miescie budowniczych za nasze pieniadze. Miasto robiace
konkurencje nam mieszkancom . Dosc specyficznych ukladow.Szokujace co sie w moim kochanym miescie dzieje. A jeszcze gorsze ze ludzie nie wiedza o tym, nie zdaja sobie z tego sprawy. Interesujcie sie bardziej
boleslawianie nad wyborem nowego Prezydenta. Naszego i dla nas Prezydenta.

przemawia do mnie program pana Nowaka, chciałabym , żeby nas reprezentował jako nasz prezydent!
zzcXA

brawo glosuje na Pana bo 20 lat za granicą to dobre kwalifikacje do tego aby nasze miasto widzieć inaczej.

Jedyny dobry wybór - Bogdan Nowak

popieram pana Nowaka

wreszcie ktoś mówi prawdę o tym co się dzieje w Bolesławcu

Romek chciał się nachapać kasą jak większość polityków ... mam nadzieje że Pan Nowak swoim doświadczeniem wyprowadzi Bolesławiec na prostą :) ma pan mój głos :)