To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Jak przetrwać przy Biedronkach?

Jak przetrwać przy Biedronkach?

 

W ciągu ostatnich kilkunastu lat w Jeleniej Górze powstało blisko 20 super- i hipermarketów. Podobnie duże sieciowe sklepy otwierano w mniejszych miejscowościach regionu. Prawdziwy szturm sieciówek – Biedronek, Lidlów, Netto i innych – trwa od 5 lat. To one dopełniły rewolucji w handlu, zmieniły nasze przyzwyczajenia i organizację zakupów. Czarny sen właścicieli małych sklepów zaczął się materializować.

 

Ewelina Bażan z Mysłakowic prowadzi swój sklep od 9 lat. Rok temu w bezpośredniej bliskości powstała Biedronka. Odbiło się to na rodzinnym biznesie bardzo boleśnie. Mały sklep – jak szacuje właścicielka - stracił ok 50 proc. klientów. Podobnie zmalał obrót. Pracę straciły też dwie sprzedawczynie, czyli połowa załogi. - Próbujemy zatrzymać ten spadek. Szukamy w hurtowniach tańszych i dobrych towarów, wprowadziliśmy dział mięsny i wędliniarski ze świeżymi wyrobami. Przystąpiliśmy też do sieci „Kropka”. Część towaru mamy dzięki temu taniej i organizujemy akcje promocyjne. Staramy się żeby było dobrze i żeby klient dobrze się u nas czuł – mówi pani Ewelina. Zauważa, że coraz więcej klientów robiących zakupy w Biedronce trafia też do niej, aby kupić wybrane marki produktów, których w dużych sieciówkach nie dostaną. - Wielu np. szuka u mnie dobrego keczupu, niektórzy mówią, że w Biedronce cukier jest jakiś mniej słodki i biorą u mnie – dopowiada.

 

 

Irena Sobczyńska prowadzi spożywczaka niecały kilometr od maciejowskiej Biedronki. -Sprzedajemy teraz o jakieś 20 proc. mniej. Choć na przykład sprzedaż chleba wzrosła, a wędlin utrzymała się. Ten spadek obrotów nie jest dla nas dramatyczny. Pewnie dlatego, że jesteśmy już starsi i wiele nie potrzebujemy – analizuje pani Irena. Dodaje, że sytuację jej sklepu ratuje dogodne położenie i parking tuż przy jezdni. Wielu klientów to przejeżdżający przez tę część miasta, którym nie chce się po coś drobnego zajeżdżać do dyskontu.

 

 

Sławomira Munduć prowadzi sklep spożywczy „Pod dziesiątką” w Sobieszowie. Od z górą dwóch lat tuż za mostkiem, dwieście metrów dalej, na mieszkańców zarzuciła sieć Biedronka. Pani Sławomira nigdy jeszcze nie przestąpiła progu konkurencji.

Dyskont bardzo zmienił sytuację właścicieli „Pod dziesiątką”. - Sprzedaż spadła nam o 30-40 proc. - narzeka pani Sławomira. Kiedyś święta były prawdziwymi żniwami handlowymi. Teraz mały sklep wręcz znosi je gorzej niż zwykły czas. - Na święta ludzie jeżdżą na większe zakupy i wszystko kupują w supermarketach – wyjaśnia przyczyny właścicielka. Teraz najlepszym czasem dla handlu okazuje się lato. Turyści często zachodzą po napoje, lody, coś do jedzenia. Na co dzień sprzedaje się mniej chleba, chipsów, wody mineralnej niż kiedyś. Pani Sławomira nie popada w czarnowidztwo. Są i pozytywne obserwacje. - Wielu klientów docenia nasze wędliny, kupują mąkę, bo mówią, że ta z marketu im nie odpowiada, wolą też jajka od nas – wylicza. Stopniowo, choć niemrawo tendencja się odwraca. -Może Biedronka to była taka atrakcja dla mieszkańców i teraz im się już trochę znudziła? - pani Sławomira szuka powodów do optymizmu.

munduc.JPG
bazan.JPG

Komentarze (14)

Małe sklepy mogą konkurować z Biedronkami, zmieniając swój profil, z typowych, w których można było kupić mydło i powidło, na profilowane oferujące zawsze świeże i smaczne wędliny, czy też świetne pozbawione ulepszaczy pieczywo czy też wyroby cukiernicze wg tradycyjnych receptur. Tanim i często niskim jakościowo asortymentem nie pobiją sklepów sieciowych. Więc nie ilość, tylko jakość i odpowiednia cena, a wszystko będzie dobrze :)

Zgadzam się z przedmówcą, małe sklepy powinny nastawić się na inny asortyment,ceny powinny też być adekwatne, bo często jest tak że właściciele narzucają horrendalne marże a później dziwią się że nie ludzie nie chcą kupować, ale tez powinny zmienić podejście do klienta, bo oglądanie znudzonej i bezczelnej ekspedientki już nie jednego odstraszyło. ja osobiście jak mam przepłacać za towar to wolałabym żeby obsługo mi to zrekompensowała. A często mam wrażenie że osoby tam zatrudnione pracują za karę.

przeciez ten artykul byl juz 2-3 miesiace temu na jelonce lub nj!!!!!!!!!

Nie pamiętam, żebym coś takiego już kiedyś napisał... chociaż może...

Bez obrazy, ale jestem klientem jednego z wymienionych w artykule małych sklepów. Towar jest drogi, a przy tym nie zawsze świeży. Już dwa razy kupiłem nadpleśniała śmietanę, podjełczałe masło. Wiem, że to nie wina sprzedawców, ale niestety, zwykły zjadacz chleba trzy razy obejrzy każdą złotówkę zanim ją wyda. Wolę kupić w Biedronce o wiele taniej, niż w małym sklepiku znacznie drożej.

Jestem jak najbardziej za marketami,prywaciarz zawsze próbuje wcisnąć jakiś syf za podwójną cenę.Cwaniaczki nie będą zmieniać samochodów za nasze ciężko zarobione pieniądze co rok,a co 5 lat.To ja wole za zaoszczędzone pieniądze sobie coś kupić lub wyjechać na wakacje.Prosty przykład:wpadam do netto po coca-cole w puszce za 1.39zl,a obok u prywaciarza jest za 2,20zl.Jest tak z wieloma artykułami,po wędliny chodzę do znajomego sklepu,nigdy do przypadkowego,po pieczywko do piekarni.W ten sposób można naprawdę w stosunku rocznym wiele zaoszczędzić nie odmawiając sobie.

proponuję założyć sklep i też zmieniać samochód co rok

hinduxx, mali sklepikarze, kupują towar niestety drożej ,niż Ty kupisz w markecie. Ty sobie ze swoimi pieniędzmi możesz zrobić co chcesz, jak dla mnie to możesz oddać na PCK, ale nie wyzywaj kogoś od cwaniaków, bo z tego co piszesz , nie znasz realiów.

uważam, że to Ty nie znasz realiów, pracowałam w takim właśnie małym osiedlowym sklepie, sprzedawałyśmy syf, odświeżane kiełbasy, mycie dat na produktach i stemplowanie nowymi było na porządku dziennym, towar miał sztucznie zawyżone ceny, bo widziałam faktury, bywało tak,że cena zakupu była windowana do góry czterokrotnie! szef zawsze powtarzał że jesteśmy mało zaradnymi krowami bo nie potrafiłyśmy wciskać na siłę starego towaru klientom, a szef stwierdził że bydło zje wszystko i nie przejmował się że jak ktoś raz u nas kupił to więcej nie przyszedł, albo wracał i robił awanturę. Dziękuję Bogu że mam nowa pracę, bo w małych sklepach też nie ma poszanowania dla pracownika, powiem więcej: tu szef osobiście wyładowuje swoje frustracje na podległych mu osobach, teraz sama kupuję w Biedronkach i innych marketach bo tam towar schodzi na bieżąco i zawsze jest świeży (np. warzywa i owoce) poza tym mam wstręt do prywatnych sklepików i ich "cwanych i bezczelnych "właścicieli których jedynym celem jest sprzedać każde gówno biednemu emerycie lubi innym osobom które są zmuszone do korzystania z takich przybytków.

unikam spożywczaków jak mogę, ostatnio jednak zabrakło mi żelatyny i tą samą, co w markecie za 2,50, kupiłem w skaczącym płazie za 4,70 - ale właścicielka musi mieć takie ceny, bo właśnie dkończyła budowę willi i jest trochę spłukana... poza tym w osiedlowym jest nieświeży towar, bo mało kto kupuje, z tego też powodu żaden wybór

To czym handlowała, skoro dopiero pop wybudowaniu biedronki szukała hurtowni z lepszymi, tańszymi i świeżymi artykułami?

Piszecie bzdety nie rozumiecie nic co dotyczy handlu w dzisiejszych czasach!!! Żeby na głowie stawał handlowiec nie uzyska cen w hurtowniach takich jak mają potentaci marketów oni kupują kontenerami nie na sztuki, to dla tych potentatów marketowych wytwarzane są produkty mniej wartościowe ale dla klienta sieciowego nie liczy się jakość tylko cena a to że kupując towar mniej wartościowy przepłaca to nie dociera/ co z tego że płynu trzeba wlać więcej z marketu niż oryginału/ przecież kupił taniej a po za tym niech każdy uderzy się w pierś czy zawsze kupuje nieprzeterminowane produkty w sieci oni mają dopiero sposoby na terminy ważności nie malutcy.Zazdrościcie chorendalnych kokosów z handlu zakładajcie swój biznes płaćcie Zusik ponad 1000zł do tego podatki uczciwie bo to zostaje w kraju i z tego wspierane jest nasze państwo a te molochy śmieją się sprzedają zarabiają i wywożą kasę.Bijecie kasę innym i wiem że nie każdego dotrze to co napisałam ja nie jestem handlowcem ale ich rozumiem bo sama prowadzę działalność inną a kupuję tylko w sklepikach osiedlowych bo to jest komfort na pewno lepsza obsługa miła nie pod dyktando "dzień dobry, zapraszamy ponownie"

DOLNOŚLĄZAK. Super, hiper marketów doświadczyłem na własnym grzbiecie jako właściciel sklepu oraz jako producent. W Jeleniej Górze od "Hipernovej" się zaczęło. Na ten temat mogę napisać epopeję. Jako praktykujący ekonomista, który widział, doświadczył i przeżył tragedię gospodarczą. Tragedię, którą zafundowało, początkującym polskim biznesmanom, polskie państwo.
Obserwowałem jak robią to Czesi. Oni startowali z tego samego /zbliżonego/ pułapu co Polska. Też wprowadzili obcy kapitał ze sklepami wielkopowierzchniowymi. Ale nie w takim zakresie. Państwo czeskie chroniło swoich początkujących biznesmanów. Dzięki temu ich gospodarka jest w miarę stabilna. Rozwija się inaczej. A bezrobocie. Jakie bezrobocie?

Na początku lat 90 mieli eldorado. Który miał głowę na karku został przedsiębiorcą i dzisiaj zarabia pieniądze dalej w innych branżach lub po prostu żyje z odsetek za sprzedany sieciówce biznes. .
Ale niestety. 90% spośród ówczesnych sklepikarzy nie dość że bez jakiegokolwiek wykształcenia to i bez głowy. Prowadzili swoje warzywniaki z mytą kiełbasą zmieniali auta co roku i myśleli że tak będzie zawsze.bez wysiłku bez nauki pieniądze za nic.
Zresztą jak słyszę handlowiec lub jeszcze lepsze jaja "kupiec" to umieram ze śmiechu, bo zazwyczaj chodzi o właściciela czterech bud na ryneczku który nic innego jak kupić w hurtowni i soprzedać na bazarze nie potrafi ale ptretensje ma jakby stalą z Indiami handlował.