To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Koniec marzeń o ekstraklasie

Skończyły się marzenia o ekstraklasie. Koszykarki Karkonoszy uległy Widzewowi Łódź we własnej hali w arcyważnym spotkaniu. 41:56 - takim wynikiem zakończyło się to spotkanie.

Mało kto się spodziewał, że jeleniogórzanki w pierwszej połowie zagrają aż tak słabo. 17 punktów, rażąca nieskuteczność, błędy zarówno w obronie i mnóstwo strat charakteryzowało grę podopiecznych Iwony Błaszak. Sama trenerka nie wytrzymywała - Z kim ja pracuję?! - rzuciła w eter trenerka podczas drugiej kwarty.

Po przerwie jeleniogórzanki grały o niebo lepiej, ale nie wystarczyło sił i czasu na więcej. Zwłaszcza, gdy wszystko szło w dobrym kierunku, to na około 5 minut przed końcem z boiska za piąte przewinienie zeszła najwyższa w naszym zespole - Paulina Rozwadowska. Wielkiego pecha miał również Agnieszka Kret, która podczas treningu poprzedzającego mecz nabawiła się kontuzji kolana i przesiadziała cały mecz na ławce rezerwowych - Mogłam spróbować zagrać dzisiaj, ale trenerka powiedziała, żeby lepiej nie ryzykować - tłumaczyła. Ostatnia kwarta to zacięta walka zarówno jednych jak i drugich. Z tej walki zwycięsko wyszły jednak łodzianki, które do Jeleniej Góry przyjechały bardzo skoncentrowane i rządne zwycięstwa.

Trenerzy Widzewa obawiali się o wynik do samego końca i mimo, że przewaga była wysoka woleli dmuchać na wiatr, do ostatniej minuty motywując swój zespół. Czego zabrakło w tym pojedynku? Przede wszystkim składnych akcji i celnych rzutów ze strony jeleniogórzanek, które momentami negatywnie zaskakiwały nie tylko trenerkę, ale i jeleniogórskich kibiców - To jest koszykówka, tu się trafia do kosza - krzyczała Iwona Błaszak, która nie mogła zrozumieć, dlaczego jej zawodniczki pudłują w doskonałych sytuacjach.
Prezes klubu - Jerzy Gadzimski wierzył w zwycięstwo swojego zespołu nawet po pierwszej połowie, gdzie przyjezdne prowadziły 16. punktami - Na razie widać kto jest lepszy, ale wierzę że będzie lepiej - mówił. Niestety, ani Iwona Winnicka - "motor napędowy" drużyny, ani Martyna Mićków, która przebudziła się dopiero w drugiej połowie meczu nie były w stanie zmotywować swoich koleżanek do lepszej gry. Widzewiaczki pokazały dziś, że chcą awansu do ekstraklasy i że nadal będą o to walczyć.