– Mówią, że śpiewam jak Zenek. Wiele osób przy różnych okazjach porównuje mnie do niego. Nie bardzo mi się to podoba. Bo przecież ja to ja… – mówi Tomasz Słowiński, muzyk popularnego nurtu disco polo, który mieszka w Orłowicach koło Świeradowa Zdroju. Pan Tomasz nie tylko gra i śpiewa. Ma na koncie kilkanaście kompozycji, jego utwory pojawiają się w stacjach radiowych i telewizyjnych. Codzienność muzyka to gra na weselach i praca dla gminnych mediów, m.in. prowadzi świeradowską telewizję.
Pan Tomek muzyką zajmuje się od 30 lat i nie wyobraża sobie, że mógłby uprawiać inny nurt niż disco polo. – Jestem z Pleszewa, a muzyką zajmuję się od 17. roku życia. Skończyłem szkołę muzyczną I stopnia w klasie fortepianu. Dziś bardzo żałuję, że nie kontynuowałem nauki – opowiada. Muzyka pomogła mu przetrwać służbę wojskową. Wiadomo, talent pozwolił na mniej ćwiczeń na poligonie, a więcej występów i udziału w rozmaitych uroczystościach. Z wojskiem miłośnik disco polo związał się na całe 15 lat. W wieku 34 lat opuścił armię jako, jak podkreśla, „szczęśliwy emeryt”. Potem prowadził działalność handlowo-usługową (sklep, produkcja filmów, muzyka, transport, wynajem pokoi)
Przez wiele lat muzyk mieszkał na Mazurach, w mateczniku disco polo. Miał okazję obserwować wiele karier, stykać się z największymi w branży. Utwory disco polo zwykle traktują o miłości – jej początku i końcu, radości rozkwitu i dramacie końca, wszystko podane kwieciście i emocjonalnie. Do tego musi być rytm, chwytliwy refren, skoczna aranżacja. To właśnie ludzie kochają, to ich wzrusza i zachwyca.
Kajet pana Tomka ze zleceniami zapisany jest na dwa lata naprzód. Pandemia, zawiesiła wiele zleceń, ale od kilku miesięcy znowu muzyk w każdy weekend jest poza domem. Demo z występu Thomas Dance (skład dwuosobowy) i Thomas Band (skład trzyosobowy) robi wrażenie na szukających zespołów na rozmaite imprezy z całej Polski. Toteż muzyk z kolegą, czasami dodatkowo z koleżanką wokalistką ruszają nierzadko w odległe trasy (w najbliższym czasie np. do Ełku). Teraz głównie obsługuje wesela. Festyny, koncerty po pandemii jeszcze wciąż nie odżyły. Jest ich naprawdę mało. – W ubiegłym roku miałem wyjechać do USA, gdzie zaplanowane były koncerty dla Polonii, ale przez pandemię na razie to się nie udało – ubolewa muzyk. Choć w pandemii życie koncertowe i weselne zamarło, pan Tomasz nie uważa tego czasu za stracony. – Napisałem dwa nowe utwory. Planuję do nich teledyski, które będzie można obejrzeć na kanale youtube – mówi. Tą drogą można poznać kilka innych jego produkcji, m.in. nakręcony z żoną Beatą w Egipcie teledysk do utworu „Moja Piękna”.
Granie na weselach to prawdziwe muzyczne wyzwanie dla muzyków. Nie chodzi tylko o długie godziny, w jakich trzeba być w formie. W miarę jak towarzystwo „dojrzewa”, a alkohol ośmiela gości i przysparza im fantazji, zwykle zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał specjalne życzenia. – Na niemal każdym weselu podchodzi jakiś podchmielony wujek, kuzyn czy przyjaciel rodziny i zagada: a zagra pan to i coś tam pod nosem zanuci, jakieś „nananana”. W takich sytuacjach zawsze odpowiadam: dobra, oczywiście, zaraz będzie. Nie mam pojęcia o jaki utwór chodziło, ale gramy coś z dedykacją i zwykle okazuje się, że trafiamy. Gość macha, pokazuje kciuka. Wszyscy są zadowoleni – tak pan Tomek naświetla swoją weselną strategię. Szczególnie denerwujące są podpite typy, które podchodzą i wymuszają swoje pomysły na kolejne piosenki w trakcie grania. Często machają przy tym telefonem z wyświetloną propozycją muzyczną przed oczami wykonawcy.
Zwyczajnością na weselach i występach z innych okazji stało się porównywanie Tomka Słowińskiego do Zenka Martyniuka. – Podchodzą i mówią, że mam bardzo podobny głos. Wtedy zwykle się dziwię: naprawdę, pierwsze słyszę – śmieje się. Takie porównania padają także na rozmaitych castingach (tak było np. na Disco Star na Polo TV), gdzie głos zabierają ludzie z branży. Te ciągle powtarzające się skojarzenia nieco irytują pana Tomka. Ma ambicje dać się zapamiętać ze względu na swoje własne atuty. – No cóż, ja głosu nie zmienię, mam jaki mam i lubię śpiewać wysoko – podsumowuje.
Muzyk nie ma najmniejszych wątpliwości, że na weselach i to bez względu na wszelkie okoliczności społeczne i towarzyskie, ludzie najlepiej bawią się przy disco polo. Wielu uznaje za stosowne wyrazić swoje negatywne zdanie na temat tej muzyki na takiej czy innej imprezie (czasem wręcz zastrzegają, żeby grać wszystko tylko nie disco polo), ale zawsze prędzej czy później utwory tego typu pojawiają się, a wszyscy pląsają i głośno śpiewają, wykazując się znajomością tekstu. „Oczy Zielone”, „Będzie zabawa”, „Ona tańczy dla mnie” czy „Niech żyje wolność” od lat są niezawodne w rozpalaniu weselnego żaru na parkiecie. Ludzie chętnie dzisiaj się bawią także przy innych polskich utworach. Wzięcie ma stary polski rock, Cleo, a ostatnio Sanah ze swoim „Ale jazz”. Zawsze na parkiet masowo goście wychodzą przy utworach Krzysztofa Krawczyka, którego pan Tomek ceni szczególnie. Wzięciem wciąż się cieszy repertuar Ryszarda Rynkowskiego. Z obserwacji muzyka wynika natomiast, że w niepamięć pomału odchodzi „Biały miś”, który wciąż pozostaje najdłużej granym najpopularniejszym utworem disco polo.
Tomka Słowińskiego posłuchać można na internecie, na polsatowskiej Disco Polo Music, czy w legnickim Radiu Plus, gdzie puszczane są często jego utwory. W dzisiejszych czasach, uważa muzyk, wydawanie płyt ma sens tylko w przypadku bardzo znanych wykonawców. – Miałbym materiał na płytę, bo napisałem kilkanaście utworów, ale jej wydanie miałoby niewielki sens. Udostępniam swoją twórczość innymi kanałami – mówi. Media głównego nurtu dystansują się od muzyki disco polo, ale i tak coraz więcej takich utworów przebija się. – Idzie to opornie. Pamiętam jak w radiu Eska zaczęli puszczać „Ona tańczy dla mnie”, uznając, że wyniki słuchalności na internecie świadczą o wielkiej popularności utworu i pomogą słuchalności radia. A mimo to prowadzący robili sobie podśmiechujki przed albo po emisji utworu – wspomina Tomasz Słowiński. Dodaje, że był taki czas, że na disco polo mocno postawił Polsat (Disco Polo live, Disco Polo Relax), ale potem to wyhamowało.
– Z muzyki mam przede wszystkim przyjemność i trochę pieniędzy. Fortunę na disco polo zbijają nieliczni -nawet do 40 tys. zł za koncert – znani z wielkich scen. To jednak dość zamknięty krąg, trudno zaistnieć na takim poziomie nowym wykonawcom – mówi.
(sad)
2 komentarze
Śpiewam jak Zenek – brzmi to jak obelga. Chyba że jest się umysłowym prostakiem…?
Diskopolo to nie muzyka. Szopę tak.