Pięcioro jeźdźców przebyło 643 km konno z Komarna do nadmorskiego Nowęcina. W czasie kilkunastodniowej wędrówki spotykały ich życzliwość i sympatia ze strony ludzi, z którymi dane im było się spotkać. Wyprawie przyświecał piękny cel, szlachetna intencja. Miała ona pomóc w zebraniu środków na wsparcie badania i leczenia LAM (naczyniakowatości limfatycznej), rzadkiej, bardzo groźnej choroby płuc, przez która odeszła żona jednego z uczestników wyprawy.
Pomysł dojrzewał jakiś czas. Jego entuzjastą był Rudiger Lange (dosiadał konia o ksywie Diabeł), mieszkający w naszym regionie programista, prowadzący oddział niemieckiej firmy. To on wymyślił, aby konną przygodą upamiętnić Nathalie, żonę swojego przyjaciela, Piotra Łosia, która zmarła na LAM. Zbiórka pieniędzy odbywa się dzięki wsparciu londyńskiej LAM Action, organizacji charytatywnej zajmującej się pomocą osobom dotkniętym tą rzadką chorobą.
Piotr Łoś na wyprawę ruszył, dosiadając Groma. Pozostali uczestnicy to: Piotr Jankowski (na wałachu Kursk), Basia Gryt (na Lombardzie) oraz Janusz Dziubek (na Prymusie). Początkowo ekipa miała być znacznie liczniejsza, ale jak przyszło do konkretów, to na start stawiło się właśnie tych pięcioro jeźdźców (plus jeden prowadzący, osoba wynajęta do spraw organizacyjnych i opieki nad końmi).
– Wszyscy poznaliśmy się w szałasie Muflon w Komarnie, dlatego tutaj był początek wyprawy. W stadninie w Nowęcinie wyznaczyliśmy jej zakończenie, bo to zupełnie wyjątkowe, kultowe dla nas miejsce. Od lat jeździmy tam na Hubertusa – opowiada Rudiger Lange.
Jeźdźcy wyruszyli w swą konną podróż na początku czerwca. 643 km przebyli w 17 dni. Konny przejazd od gór do morza organizatorzy zaplanowali w trzech etapach, przedzielonych dwoma dniami odpoczynku – Mieliśmy szczęście do pogody. Deszcz padał tylko dwa razy, a poza tym pogoda była na ogół w sam raz, nie było za gorąco. To ważne także dla koni, którym w upale ciężej się idzie – podkreśla uczestnik wyprawy. Mimo sprzyjającej aury zaprawionych koniarzy zaskoczył trud tej wędrówki. Dziennie pokonywali po około 30-50 km. – To było bardzo wyczerpujące fizycznie – słyszymy od pana Langego. Nie brakowało czasem stresu, zwłaszcza gdy konieczne było przebycie drogi przez większe miejscowości. Oczywiście, trasę wyznaczono głównie bocznymi drogami, ale czasem było to niemożliwe. – Mosty przez Wartę i Noteć znajdowały się tylko w większych miejscowościach. Nie było innego wyjścia – opowiada mój rozmówca. W większych miastach oryginalna grupa jeźdźców wzbudzała zainteresowanie i sympatię. Ze zrozumieniem do niecodziennych użytkowników dróg odnosili się stróże prawa. Z groźniejszych sytuacji: uczestnicy wyprawy kilkukrotnie znaleźli się na terenach zalesionych, gdzie nawet konno nie było można się poruszać. Kontakt ze strażnikami leśnymi w tych niekomfortowych okolicznościach okazał się nie mieć przykrych konsekwencji. Przeciwnie. Lesnicy zawsze wskazywali, jak pójść właściwą drogą, znaleźć odpowiedni dukt.
Wędrowców nieraz zadziwiły dobroć i otwartość spotykanych ludzi. Byli m.in. zaproszeni na grilla przez nieznane sobie osoby. – Nie spodziewaliśmy się, że nauczymy się tyle nowego, że ludzie będą dla nas tak serdeczni i pomocni, ani nawet tego, że kontakt z ludźmi z tylu różnych miejscowości będzie tak ważnym elementem naszej przygody – tak podsumowali potem uczestnicy swoje spotkania z ludźmi po drodze.
Konną wyprawę pięciorga przyjaciół obserwowało sporo osób. Na profilu LAM Action pojawiały się relacje z kolejnych dni wędrówki. Na szlachetny cel udało się zebrać kilka tysięcy brytyjskich funtów.
Naczyniakowatość limfatyczna (limfangioleiomiomatoza; LAM) to rzadka rozrostowa choroba płuc, prowadząca do postępującego uszkodzenia ich struktury, zaliczana do rodziny nowotworów typu PEComa. Ogniska E-LAM (pozapłucna postać LAM) opisano w śródpiersiu, nadobojczykowych węzłach chłonnych, wątrobie, ścianie jelita cienkiego i grubego, trzustce, krezce. Masy E-LAM mogą osiągać bardzo duże rozmiary — opisywano przypadki guzów o największej średnicy długości 15–22 cm. W oparciu o pozytywne wyniki badań klinicznych, sirolimus został zarejestrowany w maju 2015 roku przez amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA) jako pierwszy i obecnie jedyny lek do systemowej terapii LAM.
Sławomir Sadowski