Nie błyszczą w mediach, nie są popularni i nie bywają tematem rozmów. Ale to dzięki ich pracy, setki młodych ludzi, pozbawionych prawidłowej opieki dorosłych, znajdują drugi dom, wsparcie i uwagę. Działalność Karkonoskiego Stowarzyszenia Pomocy Dziecku i Rodzinie NADZIEJA w Jeleniej Górze, prowadzącego w naszym regionie siedem domów dziecka oraz ośrodek adopcyjny, docenili jeleniogórscy radni i przyznali mu tegoroczną nagrodę miasta.
Żaneta Babul, prezes Stowarzyszenia i Marek Bartecki, wiceprezes podkreślają, że niegdyś pejoratywne określenie na wychowanków z domów dziecka „dzieci z bidula”, odchodzi w przeszłość. Bo też ich wychowankowie są inni. Modnie ubrani, pewni siebie, z planami na przyszłość, z marzeniami, takimi samymi, jak ich rówieśnicy. – Choć jakaś trauma z dawnego życia, zawsze w nich pozostanie – wyjaśnia Żaneta Babul.
Gdy zawodzą dorośli, trzeba chronić dziecko
Zarówno ona, jak i pozostali pracownicy domów dziecka, prowadzonych przez Stowarzyszenie NADZIEJA, mają wieloletnie doświadczenie. I wiedzą, że jedno jest niezmienne. Każdy z wychowanków potrzebuje uwagi, wsparcia i i miłości. I to dostają. Chociaż początkowo, zaraz po przyjeździe do placówki, jest w nich bunt i złość. – Rozumiemy to – przyznają Marek Bartecki i Żaneta Babul. Bo dla dzieci, mama i tato zawsze będą najważniejsi. I to, że musieli opuścić rodzinny dom, zawsze będzie bolesne, choć w tym domu nie działo się dobrze.
– Alkohol, narkotyki, przemoc – pani Żaneta podaje najczęstsze powody odbierania rodzicom dzieci. Musiało być naprawdę źle, jeśli sąd tak zadecydował. Bo zasada jest prosta. Najpierw próbuje się pomóc dysfunkcyjnej rodzinie. Tak, by jej nie rozdzielać, a zapewnić dzieciom prawidłową opiekę. To jest rola pracowników socjalnych, kuratorów, nauczycieli. Oni także pierwsi mogą zaobserwować, że dziecko chodzi brudne, głodne, zaniedbane, zastraszone. Powinni zareagować na problemy już w momencie, gdy zauważą pierwsze sygnały nieradzenia sobie z rodzinnymi zadaniami. Taka wczesna interwencja stwarza szansę efektywnej pomocy i chroni integralność rodziny. Gdy jednak nie jest ona w stanie poradzić sobie z problemami, nie może, nie potrafi, bądź nie chce zajmować się dzieckiem, zachodzi konieczność udzielenia pomocy, wsparcia zewnętrznego lub interwencji. Wtedy dziecko trafia do rodziny zastępczej lub do domu dziecka.
– To nie są łatwe sytuacje i my to dobrze rozumiemy – podkreśla Żaneta Babul. Nie można zapominać, że dzieci umieszczone w pieczy zastępczej mają zwykle za sobą wiele dotkliwych strat: ważnych osób (rodziców, rodzeństwa, innych krewnych, sąsiadów, znajomych, kolegów, itp.), zdrowia (związane jest to z zaniedbaniem i przemocą), rzeczy materialnych (pamiątki, zabawki, itp.). Często obwiniają siebie, że były złe, słabe, niegrzeczne, nieważne, nielojalne. Proces przeżywania żalu jest trudny i długi. Ciężko jest się im odnaleźć w nowej rzeczywistości. – Możemy w tym pomagać, utwierdzać w przekonaniu, że są wartościowi i dobrzy – mówi o swoich wychowankach Żaneta Babul.
Dają im uwagę i wsparcie
Po okresie adaptacji, wielu podopiecznych zaczyna dostrzegać szansę, jaką daje im pobyt w domu dziecka. – Mają tu naszą uwagę prawie przez 24 godziny. Jesteśmy nastawieni na ich potrzeby, na niesienie im wsparcia – wyjaśnia Marek Bartecki. Czasami w dobrze funkcjonujących rodzinach, dzieciom nie poświęca się tak wiele czasu, bo rodzice są zapracowani i zaganiani. A tu wychowawcy skupiają się tylko na podopiecznych.
– Karkonoskie Stowarzyszenie Pomocy Dziecku i Rodzinie NADZIEJA prowadzi siedem czternastoosobowych domów dla dzieci, w których przebywa około 100 wychowanków, uczących się w szkołach podstawowych, zawodowych i średnich lub studiujących – wylicza Danuta Dąbrowska, członek zarządu Stowarzyszenia. Pięć domów znajduje się w Jeleniej Górze, jeden w Przesiece i jeden w Lubomierzu. Z wygodnymi, dobrze wyposażonymi pokojami i bawialniami, gdzie można wspólnie spędzać czas. Jeleniogórskie domy, przy ulicach Kraszewskiego i Sobieskiego mają duże ogrody, co ratowało wychowawców i dzieci w czasie pandemii.
Pandemia dotknęła ich mocno
– Dotknęła nas wyjątkowo silnie – przyznaje Żaneta Babul. Na Covid 19 zachorowali wychowawcy i dzieci. Kwarantanny były właściwie na okrągło. Dobrze, że udało się każdemu w wychowanków zapewnić komputer i mogli uczyć się zdalnie. Choć nie było to łatwe, bo przy 14-osobowych grupach trudno jest zapewnić takie same warunki, jakie są w mieszkaniach. Ale udało się. Przetrwali i teraz wrócili do rutynowego rozkładu dnia. Nie różni się od tego, jaki jest w każdej rodzinie. Śniadanie, szkoła, obiad, odrabianie lekcji, zajęcia dodatkowe, kolacja. – Nasz najmłodszy wychowanek ma siedem lat, najstarsi po 23 i 24 lata – mówi pan Marek.
Usamodzielnić się i „wyjść na ludzi”
– Pełnoletni wychowankowie, dopóki się uczą, mają prawo przebywać w placówce. Przecież każdy rodzic wspiera dziecko, które studiuje lub uczy się w liceum i technikum – dodaje wiceprezes Stowarzyszenia. – Z tym że nasi dorośli podopieczni muszą podporządkować się regulaminowi domu – tłumaczy Żaneta Babul. Są więc określone godziny powrotu, nie ma mowy o używkach. W jednej grupie przebywają dzieci w różnym wieku, więc starsi pomagają młodszym. Uczą się razem, przygotowują kolacje, bawią, troszczą o siebie. Razem planują jadłospis na cały tydzień, chodzą na zakupy, wybierają w sklepie ubrania i buty dla siebie, często markowe, takie same jakie mają ich koledzy w szkole.
– Naturalne rodziny naszych wychowanków są dotknięte problemami uzależnień, bezrobociem i innymi dysfunkcjami np. chorobami psychicznymi lub przestępczością – naświetla pani Żaneta. Ich dzieci, które trafiają do naszych placówek, dostają szansę na ukończenie szkoły, zdobycie zawodu, usamodzielnienie się. – Widzimy, że to doceniają – cieszy się pan Marek. Dowodem jest brak ucieczek. W placówkach Stowarzyszenia właściwie nie zdarzają się.
Rodzice czekają, by zaadoptować dzieci
Żaneta Babul jest także szefową Ośrodka Adopcyjnego, prowadzonego przez Stowarzyszenie NADZIEJA. Trafiają do niego osoby, pragnące zaadoptować dziecko. Tu od lat nic się nie zmienia. Chętnych jest więcej niż dzieci. Nie zmienia się także nastawienie przyszłych rodziców. Najchętniej adoptowaliby maluszka, noworodka lub takiego do trzech lat, uroczą dziewczynkę lub chłopczyka. Dzieci starsze lub chore mają małe szanse. Zwłaszcza odkąd praktycznie nie ma adopcji zagranicznych.
– W domach dziecka czekają na rodziców tysiące dzieci. Jednak większość z nich ze względu na nieuregulowaną sytuację prawną nie może być przysposobiona – wyjaśnia Żaneta Babul. Adoptować można tylko dziecko opuszczone, czyli takie, którego biologiczni rodzice zmarli albo żyją, ale zrzekli się władzy rodzicielskiej lub też sąd ich tego prawa pozbawił. To rzadkie sytuacje. Oczekiwanie maluszka na rodziców skraca się, gdy matka, która nie jest w stanie i nie chce zajmować się wychowywaniem dziecka, zdecyduje się na oddanie go zaraz po porodzie. Kobieta, która zostawiła dziecko w szpitalu, ma 6 tygodni, by zmienić zdanie. I czasami zdarza się, że wraca po noworodka.
– Zadaniem ośrodków adopcyjnych jest znalezienie dla dziecka jak najlepszych rodziców – tłumaczy pani Żaneta. Służy temu, najczęściej 9-miesięczny, system weryfikacji i szkoleń. W tym czasie psycholodzy i pedagodzy sprawdzają predyspozycje kandydatów na rodziców, czy są w stanie zapewnić dziecku nie tylko byt materialny, ale także emocjonalne poczucie bezpieczeństwa oraz przygotowują ich do bycia rodzicami adopcyjnymi. – Dziecko, czując się kochane i bezpieczne, coraz śmielej poznaje świat, obserwuje, dotyka. Zdobywa nowe wiadomości i sprawności, rozwija swoją inteligencję – Żaneta Babul wylicza powody, dla których adopcja jest najlepszym rozwiązaniem. Szkoda, że może objąć tak mało dzieci. Obecnie czas oczekiwania przyszłych rodziców adopcyjnych na dziecko waha się od roku do kilku lat.
Radni docenili Stowarzyszenie NADZIEJA
Pożyteczną i trudną pracę szefów i pracowników Karkonoskiego Stowarzyszenia Pomocy Dziecku i Rodzinie NADZIEJA w Jeleniej Górze, docenili radni i przyznali tegoroczną „Nagrodę Miasta Jeleniej Góry” . – Jest to wyraz najwyższego uznania i wyróżnienia dla osób i instytucji przyczyniających się do promowania miasta Jeleniej Góry w dziedzinie gospodarki, edukacji, kultury sztuki, sportu oraz lokalnego życia społecznego – mówi Wojciech Chadży, przewodniczący jeleniogórskiej rady miejskiej. Stowarzyszenie NADZIEJA otrzymało nagrodę za wieloletnie działania związane z opieką i wychowaniem najmłodszych dzieci, za rozwiązywanie ich problemów, ochronę i wsparcie. – Mamy satysfakcję i cieszymy się, że nasza praca została zauważona i doceniona – mówią Żaneta Babul i Marek Bartecki. I dodają, że chociaż ich wychowankowie mają zapewnione wszystkie potrzeby i są wdzięczni lokalnym firmom, instytucjom, osobom prywatnym za wsparcie, to chętnie przyjmą każdą pomoc. Bo w ich ponad 100-osobowej rodzinie ciągle jest wiele potrzeb.
Alina Gierak
FOT. Alina Gierak