Pierwszą budowlę na szczycie Śnieżki, kaplicę św. Wawrzyńca, wzniósł w 1668 roku graf, Christoph Schaffgotsch. Od tego czasu wędrowcy mieli na szczycie schronienie od wiatru i deszczu, jednak pozbawione jakichkolwiek wygód. Dlatego tragarze i przewodnicy wnosili na szczyt wiązki chrustu, by na małych ogniskach, rozpalanych pod osłoną murów kaplicy, zagrzać pożywienie i napoje dla prowadzonych gości. W tamtym czasie ruch na Śnieżce był już tak duży, że ktoś musiał pomyśleć o założeniu tam gospody. W 1824 roku karczmarzowi z Cieplic, o nazwisku Siebmacher, udało się uzyskać pozwolenie władz na przebudowę kaplicy i to on właśnie otworzył na szczycie pierwsza górską gospodę. Funkcjonowała ona tylko przez sześć lat. Ruch na Śnieżce musiał bowiem być coraz większy, skoro już w 1850 roku, po pruskiej stronie granicy, zbudowano pierwsze, prawdziwe schronisko. Wtedy kaplicy św. Wawrzyńca przywrócono dawne, wyłącznie sakralne funkcje.
Schronisko wybudował własnym sumptem Friedrich Sommer. Ponieważ grunt, na którym stanęło, był, tak zostało aż do 1945 roku, własnością Schaffgotschów, kolejni właściciele schronisk płacili tej rodzinie roczną opłatę dzierżawną. Schronisko Sommera było dość pechowe, bo płonęło dwukrotnie. Pierwszy pożar strawił je w 1857 roku, a kolejny w 1862 roku. F. Sommer był jednak uparty, a ponieważ interes się opłacał, za każdym razem spalone schronisko szybko odbudowywał. Przy budowie kolejnych odbudowach schroniska używano kamiennego materiału ze szczytu Śnieżki. Wszystkie inne materiały musiały być na szczyt góry wniesione, a było przy tym moc pracy. Bo budynek schroniska miał aż trzy piętra, a wysoki dach ułożono z dwóch warstw gontów. Był to także jeden z pierwszych górskich budynków nieomal oplecionych systemem wzajemnie połączonych piorunochronów, co chroniło schronisko od skutków licznych, a niemal zawsze gwałtownych burz. Ponieważ na szczycie Śnieżki nie ma żadnych źródeł, zaopatrzenie w wodę stanowiło poważny problem. Został on rozwiązany w ten sposób, że z górnej części Doliny Łomniczki, z niewielkiego źródła poprowadzono wodę miedzianym rurociągiem do schroniska na szczycie.
Kolejne schronisko, po austriackiej już, czyli czeskiej stronie granicy wybudował w 1868 roku H. Blaschke. To schronisko funkcjonowało cały rok, a na zimę opiekę nad schroniskiem i przychodzącymi turystami obejmował przez wiele lat Austriak, Johan Kirchschläger, który przez cały rok, od czasu założenia łączności telefonicznej, był w tym schronisku telefonistą.
Korzystając z tego, że ludzie na Śnieżce przebywali cały rok. już od 1880 roku prowadzono tam stałe obserwacje pogody. W 1900 roku zbudowano na szczycie stałe obserwatorium meteorologiczne i od tego czasu obserwacje pogody prowadzili już odpowiednio przygotowani fachowcy. Ten obiekt powstał jako czwarta i ostatnia budowla na Śnieżce, stale zamieszkała, drewniana wieża. Od początku do 1933 roku zajął ją wraz z rodziną Ludwig Schwarz, który prowadził obserwatorium. Jego następcą był dr Heinrich Reiner.
Rodzina Pohlów
Pierwszym Pohlem na Śnieżce był Friedrich Pohl, który w 1875 kupił oba śnieżniańskie schroniska i prowadził je przez 11 lat, aż do śmierci w 1886 roku. Jego syn nie tylko przejął je po ojcu, ale postanowił zostawić pod Śnieżką własny ślad. Zbudował on w 1901 roku w Dolinie Łomniczki, na wysokości około 1100 m n.p.m. zajazd, który miał uzupełniać funkcje schronisk na Śnieżce. Niestety, była to inwestycja prawdziwie pechowa, bo już w 1902 roku wielka lawina dosłownie zniosła ten zajazd w dół. Jeszcze wiele lat później pokazywano turystom ślady fundamentów po tym budynku.
Kolejnym Pohlem na Śnieżce był Heinrich Pohl, który objął rządy na Śnieżce w 1921 roku i był na tej górze aż do 1945 roku. Heinrich Pohl swoje gospodarowanie na Śnieżce rozpoczął od zakupu gruntu pod czeskim schroniskiem od właściciela czeskiej części Śnieżki, hrabiego Czernina. Pohl zakupił także od niego wybudowany nieco wcześniej wodociąg, którym prowadzono wodę na szczyt góry. Rurociąg zbudowany na początku stulecia miał ponad 450 m długości, a panujące w nim ciśnienie wynosiło 45 atmosfer. Pompę napędzał nowoczesny silnik benzynowy. Przed zbudowaniem tego wodociągu czeskie schronisko zaopatrywano w wodę beczkami wciąganymi z Równi pod Śnieżką.
Do czasu wybudowania drogi w 1911 roku całe zaopatrzenie schronisk wnoszono na plecach z magazynu w Karpaczu. Później, istniejącą do dziś drogą, wozami konnymi zaopatrywano magazyn zbudowany na Równi pod Śnieżką, skąd jeszcze długie lata tragarze wnosili zaopatrzenie schronisk na szczyt.
Schronisko
W niemieckim schronisku na Śnieżce na parterze była wielka sala restauracyjna, w której goście byli obsługiwani w dwóch bufetach. Obok restauracji znajdowała się duża kuchnia z magazynem i dwa małe pokoje. Obok – specjalna izba dla tragarzy, sklepik z pamiątkami i widokówkami. Tuż obok wejścia do schroniska znajdowała się agencja pocztowa i pomieszczenie magazynowe na opal. Na pierwszym piętrze schroniska było siedemnaście pokoi dla gości i biuro właściciela. Na drugim piętrze schroniska było już tylko osiem pokoi do gości i pokoje dla personelu. Była tam też dość duża sala zbiorowa. Gdy zdarzało się tak, że wszystkie miejsca w schronisku były zajęte, wywieszano wielką czerwono-białą fagę. Jednak ze względu na małą skuteczność takiego sposobu informowania, od 1019 roku zaprzestano tej praktyki.
We wszystkich pomieszczeniach schroniska były podwójne, bardzo dobrej jakości okna, dodatkowo zaopatrzone w okiennice chroniące przed huraganowymi wiatrami.
Pomieszczenia mieszkalne gospodarcze ogrzewano piecami kaflowymi, a pokoje dla gości piecami naftowymi. W wielu piecach palono praktycznie przez cały rok. Schronisko było oświetlane wiecami, lampami naftowymi spirytusowym światłem żarowym. Zelektryfikowano je dopiero w 1943 roku.
Schroniskowa gospoda polecała gościom właściwie restauracyjne, bardzo różnorodne menu. Ale największą popularnością wśród turystów cieszyła się gęsta, piekielnie gorąca grochówa z kiełbasą, a najpopularniejszym napojem był schiwasser, czyli mieszanka soku malinowego z sokiem z cytryny. Piwo dostępne było w kilkunastu gatunkach i rodzajach, Podobne warunki i zaopatrzenie były w schronisku po czeskiej stronie granicy. Tam jednak królował oryginalny pilsner oraz czeska śliwowica, podawana do potraw kuchni czeskiej.
Ze wspomnień Heinricha Pohla wynika, że jedną z najciekawszych rozrywek były opowieści turystów o przygodach w czasie wejścia na Śnieżkę. Ale prawdziwą rozrywkę w schronisku zapewniał malowany w górskie kwiaty… fortepian firmy Ed. Seiler z Legnicy, na którym niemal bez przerwy ktoś grał. Najczęściej taka gra zamieniała się w tańce i zabawę, które trwały do godziny 11 wieczorem. O tej porze w schronisku zarządzano ciszę nocną. Często zdarzało się i tak, że najciekawszą, choć czasem groźną rozrywką była śnieżniańska pogoda, burze i śnieżyce w środku lata czy huraganowe wiatry, o których mówiono, że grają organy Liczyrzepy”.
Pogoda zmuszała gospodarzy schroniska do nieustannej czujności. Często było tak, że turyści nie przygotowani do wysokogórskich warunków wymagali pomocy. Pracownicy schroniska i jego gospodarz zawsze byli gotowi takiej pomocy na stokach góry udzielić. Znacznie częściej jednak trzeba było „ratować” damy, które – w krynolinach i butach na wysokim obcasie zdobywały Śnieżkę, często już na kolanach pokonując ostatnie metry przed szczytem. Przemoknięci i zmarznięci turyści dosłownie oblepiali wielki kaflowy piec, który już od rana był szczelnie obwieszony suszącymi się ubraniami.
Schronisko
Gośćmi śnieżniańskich schronisk bywali ludzie pochodzący z całego niemal świata, a po ich wizytach na Śnieżkę wracały karty z pozdrowieniami, starannie przez gospodarzy eksponowane. Najciekawsze jednak jest to, że choć na Śnieżce bywali „wielcy” ówczesnego świata, właściciel schroniska, Heinrich Pohl wspomina tylko… berlińczyków. – Bo im
naprawdę rzadko coś imponuje i nie lubią tego przyznawać. Ale Śnieżka naprawdę im imponowała zawsze mówili – znów tu wrócimy”. Ślady takich wizyt zachowały się w starych księgach pamiątkowych schroniska, które rodzina Pohlów w czasie wojny przekazała Muzeum Karkonoszy w Jeleniej Górze. Do dziś niektóre księgi są w nim nadal, inne zaś znajdują się w zasobach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu, a pierwsze z nich pochodzą z 1710 roku.
Śnieżka była natchnieniem niemieckich poetów i pisarzy, a wielu z nich próbowało tworzyć właśnie na Śnieżce, Wielkim przyjacielem Karkonoszy i gospodarza schronisk był znany niemiecki powieściopisarz i publicysta Theodor Fontane. To właśnie on opisał pewną tragiczną i smutną noc na Śnieżce. Tę, w czasie której zmarł w 1886 roku Friedrich Pohl. W opowiadaniu „Jedna noc na Śnieżce” opisuje on nie tylko śmierć gospodarza śnieżniańskich schronisk, ale i całonocny kondukt pogrzebowy, który przy świetle pochodni znosił zwłoki najstarszego Pohla do Karpacza.
Wspomniany już Johan Kirchschläger od 1 czerwca 1872 roku prowadził na Śnieżce agencję pocztową po stronie pruskiej i równocześnie administrował austriacką agencją pocztową w schronisku po czeskiej stronie granicy. I to właśnie on codziennie odnosi i przynosił pocztę ze Śnieżki do austriackiego urzędu pocztowego w Pecu. Po śmierci tego
„międzynarodowego” urzędnika pocztowego agencję pocztową niemieckiego schroniska przejęły zatrudnione tam kobiety.
Pierwsza łączność Śnieżki z Karpaczem oparta była na linii telegraficznej, którą posługiwano się stosując alfabet Morse’a. W 1911 roku zbudowano pierwsze połączenie telefoniczne, tyle tylko, że prowadzone napowietrzną linią było ono stale narażone na częste uszkodzenia przez burze. Pierwszy kabel telefoniczny położono na Śnieżce w 1923 roku i od tego czasu praktycznie przestała być odcięta od świata.
W tamtych czasach, być może dlatego, że znacznie mniejsze było zanieczyszczenie atmosfery ze Śnieżki, przy pomocy lornetek, oglądano wieże kościoła św, Elżbiety we Wrocławiu, wieże kościoła parafialnego w Świdnicy i wieże kościołów Legnicy. Oglądano także praski Hrad i wieże tamtejszej katedry św. Wita. Oczywiście także Śnieżkę oglądano z bardzo daleka, Największa udokumentowana odległość, z jakiej obserwowano Śnieżkę, jak opowiada Heinrich Pohl, wyniosła 250 km. Najwyższą górę Karkonoszy obserwowano bowiem z Dreisessibergu w Stifterlande nad Dunajem.
Już kilkadziesiąt lat temu zabroniony był ruch samochodowy w Karkonoszach, chociaż większość dróg pozwalało na taką jazdę. Ponieważ jednak drogi były dość słabe i nie utwardzone, a Droga Jubileuszowa miała stopnie, co amatorom mocnych wrażeń nie przeszkadzało próbować jazdy, właściciele schronisk wspólnie zakazali samochodowego ruchu.
Tradycją śnieżniańskich schronisk było organizowanie w górach świąt Bożego Narodzenia i sylwestra. Na ten czas przyjeżdżali do schronisk właściwie tylko stali i zaprzyjaźnieni z rodziną Pohlów goście, którzy w rodzinnej atmosferze tego miejsca zapominali o zamęcie leżącego niżej świata. Szczególnym dniem było w zimie Sylwestra, bo wtedy w schroniskach odbywała się prawdziwa, wesoła zabawa.
Przez wiele lat Śnieżka była celem wypraw… lotników startujących nie tylko z jeleniogórskiego lotniska. Wokół szczytu latały samoloty i szybowce, ale także popularne w tamtych czasach sterowce, stacjonujące w Legnicy. Ich załogi często zrzucały na szczyt czarno-biało-czerwone flagi, będące wspaniałą zdobyczą dla tych turystów, którzy je odnajdywali. Loty takie były wspaniałymi widowiskami i ogromną atrakcją dla obecnych na szczycie turystów. Zdarzyło się także, że jeden ze sterowców wpadł w dziurę powietrzną i „przepad” nad torfowiskiem a zamoczony silnik długo nie pozwolił na jego ponowny start.
W latach trzydziestych szczególnym rodzajem widowiska były ćwiczenia samolotów nurkujących, które niemal pionowo spadały w dół Łomniczki, by po kilku chwilach z rykiem silników wracać w okolice szczytu. Najpopularniejsze jednak były loty okrężne wokół Śnieżki, wykonywane samolotami turystycznymi, które z jeleniogórskiego lotniska zabierały żądnych mocnych wrażeń turystów. Pierwszy lot szybowcowy nad Śnieżką wykonał na oczach licznie zgromadzonych turystów 21 lipca 1928 roku znany niemiecki pilot, Andersen.
Heinrich Pohl zapamiętał także liczne przeloty w okolicach Śnieżki niemieckich armii powietrznych w czasie hitlerowskiego najazdu na Polskę w 1939 roku. Równie dobrze zapamiętał podobne loty w 1945 roku, gdy samoloty właściwie wszystkich wojujących armii przelatywały nad szczytem. Na szczęście nie doszło wtedy do żadnych bombardowań.
Wojna bardzo ograniczyła funkcjonowanie śnieżniańskich schronisk. Nie starczało bowiem ani codziennego zaopatrzenia, ani nawet węgla. Ruch turystyczny osłabł tak bardzo, ze schronisko Pohlów po niemieckiej stronie granicy zostało zamknięte już w 1940 roku. Dalej natomiast funkcjonowało schronisko po czeskiej stronie granicy. W 1943 roku Wehrmacht zbudował na Śnieżce silne, radiowe urządzenia nadawczoodbiorcze, które funkcjonowały do końca wojny. Ostatnim akcentem wojny na szczycie było przejęcie w 1945 roku
niemieckiego schroniska przez wrocławskie dowództwo Luftwaffe.
Już po wojnie, w 1945 roku władze czeskie przejęły normalnie pracujące schronisko Pohlów. Swoje drugie schronisko na Śnieżce Pohlowie stracili w maju 1945 roku, gdy do Karpacza 9 maja weszli Rosjanie. Schronisko zostało niemal natychmiast splądrowane, zniszczone i zdewastowane. Wybite szyby spowodowały wilgoć, a co było do wyniesienia, zniknęło.
Niemal natychmiast po wojnie surowe graniczne przepisy uniemożliwiały komukolwiek wchodzenie na szczyt i po polskiej stronie granicy ruch zamarł na długie lata. I to w czasie, gdy po czeskiej stronie Śnieżka żyła pełnią turystycznego ruchu.
Heinrich Pohl już nigdy po maju 1945 roku nie wrócił na Śnieżkę. On i jego rodzina zostali wysiedleni z Karpacza 1 lipca 1947 roku i osiedli w Niemczech Zachodnich. Na Śnieżkę wrócił dopiero i stale wraca jego syn, Hans, który od 1957 roku kilka razy każdego roku przyjeżdża do Karpacza popatrzeć na szczyt, który był i nadal jest świętą górą Ślązaków. Tyle że teraz już wywodzących się z dwóch narodów.
Marek Chromicz
NJ” nr 1, 5-11.1.99 r.