Z raportu biznesowego Netfliksa wynika, że wpływy ze świadczonych usług są niezgodne z oczekiwanymi. Właściciele firmy mają jednak pomysł, jak temu zaradzić.
Pierwszy kwartał tego roku nie był dla platformy streamingowej Netflix najbardziej dochodowy. O 0,2 mln użytkowników spadła popularność serwisu, co z kolei odbiło się na wpływach. Co ciekawe, ok. 700 tys. użytkowników serwis stracił po tym, jak zawiesił swoje usługi w Rosji.
Jak twierdzą autorzy raportu, na taki stan rzeczy mogą też wpływać m.in. konta, które subskrybenci dzielą z innymi osobami. Coraz większa konkurencja również nie pozostaje bez znaczenia dla wyników sprzedażowych Netfliksa.
Jak podają Wirtualne Media, właściciele platformy mają pewien plan, który może uratować płynność finansową przedsięwzięcia. Już wcześniej wdrożone zostały testy, które umożliwiały użytkownikom udostępnianie konta zgodne z regulaminem po uiszczeniu dodatkowej opłaty.
Teraz szykuje się jednak prawdziwa rewolucja. W najbliższych latach najprawdopodobniej powstaną plany taryfowe. Niektóre z nich mogą zawierać reklamy, ale użytkownicy będą mieli wybór. Nie wiadomo, kiedy nowe usługi miałyby być wdrożone, jednak ich przygotowanie z pewnością potrwa.
– Ci, którzy śledzą losy Netfliksa, wiedzą, że byłem przeciwnikiem skomplikowanego systemu reklam i zwolennikiem prostoty subskrypcji. Ale jestem jeszcze większym fanem możliwości wyboru dla konsumentów. A pozwolenie użytkownikom, którzy chcieliby mieć niższą cenę i są odporni na reklamy, na otrzymanie tego, czego chcą, ma wiele sensu – wyjaśnił Reed Hastings, szef Netfliksa, podczas konferencji prasowej.
Z takiego rozwiązania mogliby być zadowoleni nie tylko użytkownicy, ale również reklamodawcy, którzy w serwisie widzą duży potencjał i już wcześniej oczekiwali możliwości skorzystania z niego. Hastings wyjaśnił również, że decyzja o wdrożeniu reklam podyktowana jest m.in. dobrym efektem takich działań w firmach konkurencyjnych.
– Jest całkiem jasne, że to działa w przypadku Hulu, Disney to robi, HBO to zrobiło. Nie mamy żadnych wątpliwości, że to działa – dodał Hastings.
News4Media/fot. iStock