Danuta Sadownik – doktor nauk społecznych, wykładowca Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości w Wałbrzychu, prowadzi zajęcia z psychologii w jeleniogórskim „Chemiku”. Prowadzi praktykę psychoterapeutyczną. Jeleniogórzanka, ma męża i syna. Lubi jazz inne gatunki muzyczne, szczególnie chętnie słucha LP, odpoczywa przy polskich autorkach książek, zwłaszcza ceni pióro Hanny Bakuły.
– Hejt, jak pani podkreśla, był, jest i będzie. A jednak dzisiaj, można odnieść wrażenie, że skłonność do obrażania, deprecjonowania jest powszechniejsza…
– Kiedyś ktoś, kto chciał dokuczyć, obrazić miał do dyspozycji rozsiewanie plotek, wycinanie z gazet literek i układanie i wysyłanie anonimów. Dzisiaj siada przed monitorem wchodzi na media społecznościowe, portale i bez większych kłopotów rozdaje ciosy na lewo i prawo. Kwestia technologii. Znamienne, że wpisy pełne nienawiści, niechęci, dyskredytujące innych znajdujemy nawet pod informacjami neutralnymi, np. dotyczące pogody. Hejter ma do tego poczucie bezkarności, bo kryje się pod nickami, występuje anonimowo. Osobna sprawą jest, że ta anonimowość to mit, bo organa ścigania mają narzędzia, aby ustalić autorów wpisów. Demokratyzacja życia pozwala każdemu mieć wysokie aspiracje, a potem być zawiedzionym. Każdy może czuć się ważny i uznać, że zna się na wszystkim – medycynie, wychowaniu, gospodarce, ekologii itd. itp. Stąd łatwość oceniania, nieprzebierania w słowach – w imię prawdy, wolności wypowiedzi. Nie ma przy tym hamulców typu, co wypada, a co nie. O zważaniu na odczucia innych, takt, nikt nawet nie myśli. Im mocniej, tym lepiej.
– Ten styl z internetu, brak zahamowań w ferowaniu skrajnych ocen, obrażaniu na podstawie wątłej wiedzy, niedopuszczalne uproszczenia i manipulacje zdają się przenikać do życia społecznego w ogóle. Tak wyglądają przecież debaty, programy publicystyczne, wystąpienia w parlamencie.
– Tak. To system, który się sam napędza, a duży udział mają w tym media. One promują ostry język, bo to oznacza oglądalność. Uczestnicy życia społecznego przyjmują te reguły i zaostrzają sposób wypowiedzi.
– Pani w związku ze swoją działalnością psychoterapeutyczną zajmuje się jednak przede wszystkim indywidualnymi przypadkami młodych ludzi, którzy m.in. zostają poddani hejtowi i mają z tego powodu problemy z własną równowagą, normalnym funkcjonowaniem. Jak bardzo dzisiejsi młodzi podatni są na to co się wydarza w wirtualnym świecie?
– Funkcjonowanie w mediach społecznościowych jest dziś dla młodzieży bardzo ważnym elementem życia. Te wszystkie lajki (lub ich brak), komentarze pod banalnymi zdjęciami z naszego życia, wakacji, dla wielu mają ogromne znaczenie i mogą być źródłem frustracji, emocji. Internet jest miejscem, gdzie łatwo odreagowywać swoje zawiedzione nadzieje. Ludzi, którzy mają poczucie niespełnienia, żal do losu, do innych jest znacznie więcej niż tych zadowolonych z życia, pogodzonych ze sobą, żyjących we względnej równowadze. To właśnie oni mogą ulegać pokusie, aby uderzać w innych, którzy wydają się osiągać sukcesy, umiejętnie wykorzystywać swoje życiowe szanse. Dowartościowują się, zaprzeczając sukcesowi innych, doszukując się złych cech, nieuczciwości, piętnując pochodzenie, rasę, poglądy. Zwykle to są frustraci, którzy zamiast wziąć się za siebie, marnują dziennie godziny przed komputerem, obrażając, szydząc, wypominając, złośliwie komentując. To jednak droga donikąd. Ulga jest chwilowa i pozorna. Niezadowolenie z siebie i swojego życia w ten sposób nie zniknie. Charakterystyczne jest też, że hejterzy skupiają się na analizowaniu formalnych sytuacji, zewnętrznych oznak, mają skłonność do ciągłego porównywania siebie z innymi, widzenia siebie na tle innych. To napędza ich frustrację, zazdrość. Ale zamiast zabrać się za działanie, zmianę swojej sytuacji życiowej, zawodowej, wolą ściągnąć resztę do swojego poziomu, przekonywać, że za sukcesem innych, co by to nie było, stoją jakieś podejrzane okoliczności.
– Z tego, co pani mówi wyłania się obraz hejtera jako leniwego, bezrobotnego osobnika o niskiej samoocenie.
– Nie musi tak być. Może to być osoba wykształcona, na stanowisku, o wysokiej pozycji społecznej, choć to pewnie rzadsze, bo takie osoby nie maja po prostu czasu. Niezadowolenie z siebie, swojego życia, poczucie krzywdy jest przecież kwestią osobistych odczuć. Poczucie równowagi życiowej, sukcesu i spełnienia jest w pewnej mierze niezależne od statusu majątkowego i pozycji społecznej.
– Ofiara hejtu jest nią nie tylko w sensie bieżącego odbioru niekorzystnych treści na swój temat. Taki przekaz może wpłynąć na jej samoocenę, zamknięcie się, w skrajnych wypadkach może doprowadzić do myśli samobójczych…
– Mechanizm jest taki, że jeden niekorzystny komentarz, opinia, pociąga inne, a jeśli jest tego sporo, to trudno osobie atakowanej sobie z tym poradzić. Sporadyczne ataki można sobie wytłumaczyć, ale gdy to się dzieje często, może dojść do dewastacji poczucia własnej wartości, samooceny. Zasoby dobrego samopoczucia oparte na pozytywnych kontaktach z rodzina, bliskimi, przyjaciółmi mogą się przez takie ataki w miarę ich postępowania wyczerpać. Jeśli regularnie czytasz na swój temat, że jesteś do niczego, że źle myślisz, źle postępujesz, to musi mieć swoje konsekwencje. Ten robak już nas nadgryza, odbiera nam pewność, radość.
– Co wtedy może zrobić atakowany?
– Najlepiej wyrobić w sobie nawyk nieczytania komentarzy pod rozmaitymi tekstami. Generalną zasadą, czy w życiu realnym czy wirtualnym, jest, aby nie uczestniczyć w czymś na co się nie zgadzamy. Zawsze mamy do tego prawo. Błędem jest próba wchodzenia w dyskusje, gdzie metody innych wydają się nam nieuczciwe, krzywdzące, naznaczone złymi intencjami. W takiej sytuacji nie uda nam się niczego uzyskać. Może się to skończyć tylko większymi emocjami i narastającą agresją. Na wiele wpisów nie sposób sensownie zareagować. Oto na przykład ostatnio, po śmierci Karla Lagerfelda, słynnego kreatora mody, pod stosowna informacja znalazły się wpisy: „i tak długo żył”, „był stary to umarł”. Trudno wejść w dyskusję z kimś o zaprezentowanym typie wrażliwości.
– Myśli pani, że Polacy w poziomie hejtu osiągają więcej niż na przykład inne europejskie nacje?
– Nie mam jakichś twardych danych na ten temat, ale wydaje mi się, że tak. Przez fundację, w której działam mam kontakt ze Skandynawami, Hiszpanami, Włochami i mam wrażenie, że tam poziom niechęci wzajemnej jest niższy. Ludzie są bardziej skłonni skupiać się na swoich sprawach, cieszyć się małymi rzeczami, życiem. Duńskie hyge jest tutaj świetnym przykładem modelu życia w spokoju i równowadze, gdzie proste radości codzienności, dają pełną satysfakcję. Ważne jest, żeby być aktywnym, skupiać się na sobie, a nie na ciągłym analizowaniu innych.
– Czy hejterska wzmacniana internetem tendencja wyhamuje, zatrzyma się?
– Nie wiem. Trudno być optymistką.
(das)
Archiwum Nowin Jeleniogórskich