Z archiwum Nowin Jeleniogórskich nr 42 2017 rok
Pijak, cwaniaczek i szmugler – często taki obraz Polaka pokutuje w świadomości u naszych południowych sąsiadów. Zdeňek Hefka, przedsiębiorca z Bernartic, obecnie radny tej gminy, ma zupełnie inne zdanie na nasz temat, zdecydowanie niestereotypowe, zyskał wielu przyjaciół i znajomych wśród Polaków. Język polski rozumie dość dobrze, z mówieniem gorzej a najgorzej ze słowem „przedsiębiorca”.
Zdeňek Hefka, potężnej postury mężczyzna o jowialnym uśmiechu z życiorysem godnym filmu z cyklu „był na dnie, ale się uratował”. Przez ostatnie dwa lata był starostą w Bernarticach, wsi u podnóża Kruczych Gór po czeskiej stronie, a mieszka tu zaledwie cztery lata po przeprowadzce z Trutnova. Mieszkańcy wybrali go na radnego, radni zaś na starostę*. Jest szczery, czasem niesłychanie, dlatego opublikował na portalu społecznościowym swój krótki życiorys. Napisał, że powódź z 2002 roku zabrała mu dom, do tego rozwiódł się i popadł w alkoholowy nałóg, ale dobrzy ludzie mu pomogli, wyleczyli i postawili na nogi, dlatego teraz on, jako starosta, też pomaga i obwieścił, że za swoje pieniądze kupił traktorek do koszenia trawy w gminie, który jest dla Bernartic niezbędny. Zresztą, jednym z jego punktów programu wyborczego było pozostawienie 10 procent ze swojego wynagrodzenia w gminnej kasie. Przez dwa lata uzbierało się 124 tysiące koron, prawie 20 tysięcy złotych. Jak na jedną osobę, w tej niewielkiej gminie, kwota niemała.
Dowody w szufladzie
– Mogłem skończyć z flaszką wina na jakimś dworcu, ale na szczęście tak się nie stało. Potem się ożeniłem i dzięki żonie mam dwie „nowe” córeczki. Jesteśmy dla nich rodziną zastępczą. Napisałem ten „życiorys”, by zapobiec wszelkim plotkom na mój temat wśród mieszkańców gminy. Razem z żoną przeszliśmy żmudną procedurę, aby uznano nas za godnych funkcji pełnienia zastępczych rodziców. Jestem czysty a dla mieszkańców – interesantów trzymałem nawet w urzędowej szufladzie dowody: życiorys, zaświadczenie o niekaralności oraz zaświadczenie, że nie byłem współpracownikiem StB, po waszemu Służby Bezpieczeństwa – mówi były starosta i dodaje przy tym, że tego typu szczerość, prawdopodobnie nie do przyjęcia dla nas Polaków, jest w Czechach na porządku dziennym. – U nas od razu zapytają, czy wierzysz w Boga, na kogo głosowałeś w wyborach? I nikt w tym nie widzi niestosowności – dodaje.
Myślał, że jako obcy we wsi będzie bardziej skuteczny, niezależny od miejscowych powiązań, że będzie dobrze. Ale okazało się, że starostowanie kosztowało go zbyt dużo nerwów. Jak twierdzi, nie chciał nagle umrzeć na zawał, bo co byłoby z przysposobionymi córeczkami? Dwa tygodnie temu zrezygnował ze stanowiska, został przy funkcji radnego. Nawet się z tego cieszy, bo jako starosta naprawdę nie miał czasu na rozwijanie czesko-polsko kontaktów, jak to było wcześniej, gdy zajmował się zawodowa swoją niewielką firmą. Jak twierdzi, na wsi ważne jest, czy działa oświetlenie na ulicy, czy cmentarz jest posprzątany, czy są chodniki, czy boisko jest dostępne. Krócej, jeśli jest baza, dopiero wtedy może być nadbudowa, na przykład przygraniczne kontakty, w których były starosta widzi wielki potencjał. Owszem, twierdzi Zdeňek Hefka, odbyliśmy spotkanie z burmistrzem Lubawki Ewą Kocembą w sprawie ewentualnej współpracy, ale były to tylko wstępne rozmowy.
Polski kierunek
Przed starostowaniem Zdeňek Hefka rozwijał swoją firmę, która opierała się na czesko-polskich kontaktach i przedsięwzięciach. Pierwszy biznesowy kontakt z Polakami Zdeňek Hefka nawiązał pracując w Zoo we Dvoře Králové, gdzie był odpowiedzialny za marketing i projekty unijne. – Byłem już po 50-tce i dotknęła mnie tzw. redukcja etatów. Pomyślałem: dlaczego nie kontynuować tego typu współpracy, ale już na własną rękę? Zająłem się pisaniem polsko-czeskich projektów unijnych, kojarzyłem partnerów polskich z czeskimi, zająłem się również polsko-czeską reklamą. W praktyce wyglądało to na pozór bardzo prosto. Ot, zadzwoniłem do znajomego Leszka lub Agnieszki i pomogli. Początki biznesowe nie były lekkie. Istnieje, owszem, pewien brak zaufania z powodu biznesowego image, bo pracuję sam, mam jedynie laptopa, telefon i auto. Może dla niektórych za skromnie? Zapewne człowiek w mercedesie, z szoferem i sekretarką wzbudzałby większy respekt… Uznaję jednak zasadę, że każdy zarobiony grosz się liczy, dlatego pracuję niemal stale, nie mam ograniczonych godzin pracy.
Skąd u Czecha polski kierunek, a nawet czeska i polska flaga na profilu internetowym oraz jakieś 400 polskich „znajomych” na facebooku?
– Wychowałem się na północnych Morawach, tuż przy granicy. Polacy mieszkali za potokiem. U nas na wsi do szkoły chodzili Czesi, Polacy, Słowacy, Romowie a nawet Węgrzy. Kolegowałem się ze wszystkimi, zawsze się jakoś dogadywaliśmy. Od małego znałem tzw. wielonarodowość, wielokulturowość, nawet o tym wówczas nie wiedząc. Oglądałem polską telewizję i słuchałem polskiego radia. Bolek i Lolek, Czterej pancerni i pies oraz kapitan Kloss byli bohaterami mojego dzieciństwa. Mam zdecydowanie pozytywne zdanie o Polakach, w odróżnieniu od wielu Czechów – mówi Zdeňek Hefka. U nas wciąż pokutuje obraz Polaka pijanego i Polaka szmuglera, który dawno nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Polacy, także wielu młodych, z którymi miałem kontakt, ładnie się ubierają (w odróżnieniu od Czechów), podróżują, znają języki obce i są gościnni. Przyznajmy jednak, że Polacy bardziej garną się do tego typu kontaktów, niż Czesi.
Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem Hefki Czesi są bardziej zorientowani na Zachód: Austria, Niemcy. Najlepiej robić interesy z Niemcami, ale po czesku, czyli bez niemieckiego drylu i porządku, to by było za dużo. Niektórzy Czesi podobno najchętniej widzieliby swój kraj jako 17 land Niemiec. Przedsiębiorca twierdzi, że nieuzasadniony ciąg na Zachód tworzy wielką szkodę, bo Polska to przecież wielki kraj, czyli wielki rynek.
Szable w dłoń!
– Wy Polacy jesteście jak pan Wołodyjowski: szablę w dłoń, na koń i jazda na Turka! My natomiast (trzymając się postaci Wołodyjowskiego) przede wszystkim najpierw się zastanowimy, czy aby na pewno w ogóle mamy na podorędziu jakąś szablę, o koniu nie wspomnę. Zaczniemy się naradzać, czy jest sens czynu, zrywu? Nie lepiej napić się piwa, albo pójść się położyć? Ale na poważnie. U nas jest tak: rozmowa, kawa i do widzenia. U was zaproszą na obiad, pokażą miasto, jakieś interesujące miejsca. Uważam, że u was więcej uwagi poświęca się partnerowi w biznesie. Szanuję to i zawsze staram się zachowywać jak gość w obcym kraju, zatem przestrzegam zasad, które tam obowiązują. Proszę sobie wyobrazić, że – w przeciwieństwie do wielu moich znajomych Czechów – nigdy nie dostałem u was mandatu. Dlaczego mam jechać setką przez Lubawkę? Oczywiście aż tak święty nie jestem, zdarzało mi się jechać trochę szybciej, ale to było w nocy, na pustej drodze, nigdy przez wieś, czy miasto. No i zawsze płacę za parkingi.
Radny opowiada, że ma w domu książkę o historii Polski i często z niej korzysta, gdy przygotowuje się do rozmowy z Polakami. Doskonale orientuje się, kiedy w naszym kraju są święta państwowe i jakiemu wydarzeniu są poświęcone. Informuje o tym swoich znajomych na portalu społecznościowym, przyznajmy, że często chodzi o to, by wybierający się na zakupy Czesi nie pocałowali klamki w przygranicznym markecie po polskiej stronie. Wiedzę z historii naszego kraju wykorzystuje w konwencjonalnych rozmowach przed przejściem do biznesowych konkretów. Polacy są najczęściej mile zaskoczeni wiedzą czeskiego gościa, który na przykład powie coś mimochodem o wieszczu Mickiewiczu. – Zanim kogoś (Polaka) nie poznam, nie poruszam trudnych tematów, w tym tematu wiary. Jak wspomniałem, u nas jest inaczej. Z drugiej strony, u Czechów dłużej trwa, zanim cię wpuszczą do domu. Polacy pod tym względem są bardziej otwarci.
Język polsko-czeski
Ileż to radny Hefka mógłby podawać przykładów z czesko-polskich lapsusów językowych, polskich słów, których musiał się nauczyć, ileż było słownych, zabawnych lub wprawiających w osłupienie nieporozumień? Bez liku. Weźmy kilka pod uwagę: rozpustná káva, czyli bezwstydna i frywolna kawa? No przecież, że chodzi o kawę rozpuszczalną, instant. Albo „sklep”, które to słowo w języku czeskim oznacza „piwnicę”. Albo: dziś obchodzimy… – mówią Polacy. Co i jak obchodzimy, skoro w języku czeskim słowo „obchod” oznacza właśnie polski „sklep”, miejsce gdzie kupujemy? I weźmy jeszcze pod uwagę nieszczęsne dla polsko-czeskich kontaktów słowo „szukać”. W języku czeskim słowo „šukat” jest bardzo wulgarnym wyrażeniem z zakresu opisów pożycia seksualnego. Ale bądźmy chwilę szczerzy jak Czesi, dziś chyba każdy Czech już wie, między innymi dzięki Zdeňkovi Hefce, co oznacza to słowo po polsku i nikt się nie obraża, raczej uśmiechnie. Może to my moglibyśmy się nauczyć, że „szukać” to po czesku „hledat”?
Marlena Kovařík
*) W Czechach nie obowiązują wybory bezpośrednie prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. Szefów samorządów wybiera rada gminy. Od czterech lat wyjątkiem są wybory prezydenta państwa. Obecnie urzędujący prezydent Miloš Zeman jest pierwszym prezydentem Czech wybranym do pełnienia tej funkcji przez obywateli w wyborach bezpośrednich.
FOT. Marlena Kovařík
Zdeňek Hefka, były starosta Bernartic, z gruntu szczery człowiek.