Rozmowa z profesorem Tadeuszem Borysem, ekonomistą i humanistą; profesorem Uniwersytetu Zielonogórskiego
– Panie profesorze, pracuje pan nad autorskim zdefiniowaniem modułu uczuciowego jakości życia. Zaczął pan od NADZIEI.
– Wybór nie jest przypadkowy. To jedna z tych wartości (cnót), która towarzyszy człowiekowi w jego codziennych odniesieniach do siebie i otaczającej go rzeczywistości.
Mimo zagrożeń globalnych, nie tylko zdrowotnych, ale także ekologicznych, ekonomicznych i społecznych, a także nasilającej się niepewności, w których przyszło funkcjonować w XXI wieku, nadzieja na spełnienie potrzeb i pragnień ludzi, czyli nadzieja na lepszy świat w społeczeństwie może być swoistym gwarantem dla zachowania naszego zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego.
– Słownik Języka Polskiego krótko definiuje nadzieję: 1. «oczekiwanie spełnienia się czegoś pożądanego i ufność, że to się spełni, urzeczywistni» 2. «możliwość spełnienia czegoś». Jaka jest pana definicja?
– Nadzieja to pojęcie, które ma bardzo intuicyjne interpretacje, a jej najczęstszym synonimem jest otucha. Najogólniej nadzieja to: życzenie (oczekiwanie, pragnienie) spełnienia czegoś, czyli możliwość (szansa) zaistnienia określonego stanu rzeczy i niepewność (ryzyko), czy tak się stanie.
To określenie ma jednak pewną wadę, która ujawnia się w tym, że oczekiwania i pragnienia to różne kategorie. Pierwsza jest bowiem kategorią emocjonalną i oznacza bierność (oczekuję, że to się zdarzy). Druga zaś jest kategorią ze sfery wiodących uczuć i oznacza aktywność (pragnę i robię wszystko, co możliwe, żeby się to zdarzyło). To rozróżnienie wyznacza właśnie granicę między iluzją nadziei („nadzieją” emocjonalną) i nadzieją prawdziwą (realną, uczuciową nadzieją), czyli po prostu nadzieją.
Moja definicja nadziei jest taka:
Nadzieja to jedno z wiodących uczuć, które jak każde uczucie jest pozytywne, bezwarunkowe i wieczne (nigdy nie umiera); wyraża ono pragnienie spełnienia się czegoś, jakiegoś stanu rzeczy oraz wiarę i ufność, że to się spełni (urzeczywistni); ten stan rzeczy często nazywa się stanem upragnionym; nadzieja jest najczęściej używana w takich zwrotach jak: „mieć nadzieję”, „żyć nadzieją”, „żywić się nadzieją” czy „widzieć światełko (światło) w tunelu” lub w dużym uproszczeniu po prostu „wierzyć”.
– W Słowniku Mitów i Tradycji Kultury pod hasłem nadzieja obok siebie równoprawnie stoją przysłowia i cytaty bardzo różne: „Niech żywi nie tracą nadziei” (Słowacki), „Nadzieja matką głupich” (przysłowie), „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy (tu) wchodzicie” (Dante). Jak to jest z tą nadzieją? Matką jest tych naiwnych?
– „Prawdziwa nadzieja matką mądrych”.Ten cytat pochodzi z tekstu Henryka Skolimowskiego, twórcy ekofilozofii: „Nadzieja matką mądrych – eseje o ekologii”. Esej ten zaprzecza niemal powszechnej i egocentrycznej opinii, że nadzieja jest matką głupich. Nadzieja w tym prawdziwym przesłaniu pojawia się często w naukach filozoficznych i jest jedną z głównych kategorii nauk teologicznych – określanych jako cnoty. Wolę określenie – uczucie. Uczucie i cnotę – te słowa (czy pojęcia) można traktować jako synonimy.
Można rozmawiać o nadziei, która w teologii, obok wiary i miłości, jest jedną z trzech cnót prowadzących do pragnienia zbawienia siebie i innych.Ale w wymiarze drugim nadzieja jest cnotą męstwa w codzienności. Występuje tu w roli źródła, z którego czerpie człowiek siłę w trudach życia i w jego „zwyczajności”.
– I właśnie tym obrazom nadziei – źródle męstwa w codzienności przygląda się pan profesor w swoim opracowaniu.
– Nadzieja jest męstwemnie tylko w zwykłości naszego życia, ale także w sytuacjach ekstremalnych tego życia, kiedy towarzyszy ludziom w stanach, wydawałoby się, kompletnej beznadziei i rozpaczy.
Jest męstwem w działaniach na rzecz zmian w wielu dziedzinach życia codziennego, często związanych z koniecznym samoograniczeniem swoich potrzeb, i opartych na dobromyślności (dobrych myślach).
Jest męstwem w dostrzeganiu, że nadzieja jest nie tyle przekonaniem, co stanem duchowym (uczuciowym), bo przecież nawet w jakiejś skali można pesymistycznie oceniać czas, w którym się żyje albo punktowo nawet siebie samego, a jednocześnie mieć w sobie pewną łagodność, zawartą w nadziei. Paradoksalnie więc, dzięki temu stanowi ducha, nadziei, można być nawet pogodnym „pesymistą”.
Jest męstwem w wpatrywaniu się w przyszłość ze świadomością, że wszystko jest możliwe, bo za tym stoi zaufanie do siebie i poczucie własnej wartości. Zatem nadzieja jest tu męstwem w patrzeniu i czuciu, że cokolwiek się zdarzy, będzie zapewne najlepszym możliwym dla człowieka rozwiązaniem na ten czas – przy jego aktualnym poziomie świadomości.
Jest także męstwem, które może nas kierować w stronę przeszłości: gdy robimy bilans swojego życia i uświadamiamy sobie, że dokonaliśmy czynów, z których nie jesteśmy dumni; po takich przeglądach często upadamy na duchu i wtedy z pomocą przychodzi nam właśnie nadzieja – pobudza w nas ufność, że nasze minione postawy były jedynym możliwym działaniem, że inaczej nie mogło się zdarzyć nie tylko ze względu na ówczesne zewnętrzne uwarunkowania, ale także nasz ówczesny poziom świadomości, ówczesną zdolność rozpoznawania (rozumienia i czucia dobra i zła); energia nadziei daje nam wtedy siłę, by zostawić to brzemię przeszłości za sobą i uruchamia dwa kolejne wzmacniajcie nas uczucia: współczucie i sympatię do siebie i innych.
Jestrównież męstwem w wyrażaniu zgody na życie – to zgoda, że życie jest takie, jakie jest, bo inne być nie może z uwagi na poziom naszej świadomości, naszej jakości życia w danej chwili.
Jest też męstwem w aktywności (działaniu, zaangażowaniu), bo kiedy jest prawdziwą, uczuciową nadzieją, to zawsze pobudza nas do działania i wysiłku, ponieważ „nie twoją rzeczą jest zawsze dokończyć dzieło, lecz biada ci gdybyś się od tego uchylał” (cytat z semickiej księgi). Inaczej mówiąc, nie wyłącznie od ciebie zależy efekt twojej aktywności, bo często nie masz do końca wpływu na to, jaki efekt przyniesie ci twoje życie, ale – nie wolno ci nic nie robić, nie możesz się uchylać od rozpoznawania swoich wyzwań i od ich podejmowania (działania).
Jest męstwem w zaufaniu, że w życiu ufasz sobie – praktycznie oznacza to, że w każdych okolicznościach trzeba przyjmować to, co życie przynosi, podejmować wyzwania i nie uchylać się od odpowiedzialności, bo w każdej z tych sytuacji życiowych jest szansą na bycie w pełni prawdziwym (na bycie sobą).
Jest w końcu także męstwem w czuciu niezawodności nadziei, która nas nigdy nie zwodzi (oszukuje), bo nawet gdy nas różne „nadziejki” (iluzyjne, małe nadzieje, oparte na oczekiwaniach) zawiodą – to pamiętajmy, że człowiek został wyposażony jeszcze w tak zwaną nadzieję transformującą (niezawodną, ostateczną, bazową), powiązaną z doświadczaniem skończoności naszego życia doczesnego (fizyczno-psychicznego). Jej istotą jest znajdowanie sensu w tym, co się nam przydarza, i ufności, że ten sens można odkryć.
– Takie rozumienie i odczuwanie nadziei – jako źródła męstwa w codzienności – jest darem dla nielicznych, czy też każdy z wątpiących może nauczyć się budzić i wzmacniać w sobie nadzieję?
-Można mówić o sześciu płaszczyznach aktywizowania nadziei.
Nadzieja nigdy nie zwalnia człowieka z poczucia odpowiedzialności. Oznacza to, że w sytuacjach życiowych, zwłaszcza trudnych, widzimy różne opcje, jesteśmy na nie otwarci i działamy tak, by budzić, utrzymywać i wzmacniać nadzieję.
Nadzieja wymaga też otwartości na prawdę o tym, co jest dla nas szczególnie bolesne i gdy jesteśmy pełni lęku. Jeśli unikamy prawdy o tym stanie czucia, nadzieja staje się ucieczką. Taka iluzja nadziei staje się sposobem na niechęć do rozpoznania ukrytych, negatywnych emocji i niewidzenia, z czym naprawdę sobie nie radzimy.
Drugi aktywator nadziei to wychodzenie do innych. Kiedy działamy razem, odkrywamy nadzieję i doznajemy kolejnego uczucia wiodącego – bliskości. Nawet jeśli chwilowo zwątpisz w sens tego, co robisz, to gdy działasz z innymi a oni widzą ten sens, po chwili może i ty go rozpoznasz. Ale może też być odwrotnie, że to ty jesteś inspiratorem sensu (i nadziei) dla innych. Tak naprawdę wszystkie nasze działania, które zmieniają na lepsze perspektywy życiowe innych ludzi, zarówno w codzienności, jak i w ekstremalnych okolicznościach, pozytywnie wpływają na nas, aktywując nam i innym nadzieję. Dlatego tak ważne jest dla aktywizowania nadziei podtrzymywanie relacji, ich pielęgnowanie, wychodzenie na zewnątrz i tworzenie wspólnej obecności. Otaczajmy się ludźmi, którzy budzą w nas nadzieję – gdy tej nadziei jest mniej i gdy ona słabnie, wtedy jej wzmocnienie może dopłynąć do nas ze świata zewnętrznego.
Trzecia płaszczyzna aktywizowania nadzieiukazuje moc sensownego dla nas działania. Zatem aktywowanie uczucia nadziei na tej płaszczyźnie to poczucie, że nasz trud (praca, działanie, praktyka) ma sens, że to, co robimy, służy dobru innego człowieka (a przez to i naszemu dobru), czyli gdy podejmujemy działanie z sensem, obojętnie na jakim polu. To daje siłę, budzi i wzmacnia nadzieję, gdy wierzymy w to, że nasze i wielu innych ludzi działania na rzecz zmiany postaw, w kierunku odkrywania swojego człowieczeństwa, jest ważne i dobre; gdy wierzymy, że nie pracujemy na rzecz drobnych, chwilowych i iluzyjnych „zadowolonek”.
Czwarta płaszczyzna to aktywizowanie nadziei przy pomocy faktów i realizmu, czyli opieranie się w życiu na faktach i na ich realistycznym (prawdziwym) odbiorze. Tym, co w obecnym świecie najczęściej odbiera ludziom nadzieję, są wiadomości, manipulowane głównie przez mass-media, najczęściej przez ich tendencyjny dobór i przerysowywanie na rzecz negatywu. Tylko rzetelne wiadomości mogą dawać nadzieję (odsłonić ją i obudzić) na tej płaszczyźnie. Takie wiadomości, które w zrównoważony sposób, prawdziwie informują o negatywnych zjawiskach, ale też pokazują, że dobre rzeczy w realu także się dzieją. Otwiera to kolejną płaszczyznę aktywizacji tak potrzebnej w obecnych czasach nadziei.
Piąta płaszczyzna budzenia i wzmacniania nadziei to jej aktywizowanie poprzez czynne zaangażowanie i pragnienie (nie bierne oczekiwanie) tego przebudzenia.To oznacza zaprzeczenie bierności – bezczynnemu czekaniu na cud. Na tej płaszczyźnie aktywizacji nadziei trzeba robić wszystko, co możliwe, żeby „zmieniać swój los”. Bo nadziei trzeba pomagać, a nie bezczynnie czekać, aż się pojawi i „zrobi swoje”.
A ponieważ życie jest kruche, więc korzystaj z tego – po prostu sięgnij po nadzieję, która stale jest do dyspozycji, i obudź ją.
Ostatnia płaszczyzna aktywizowania nadziei spełnia rolę zapinania czy łączenia wszystkich wcześniej wymienionych płaszczyzn. To aktywizowanie nadziei przez cieszenie się z codziennych, prostych i małych rzeczy oraz małych kroków w kierunku dobra.
– W swoim opracowaniu rozróżnia pan „prawdziwą nadzieję” od „iluzji nadziei” – mówiąc wprost, że „prawdziwa nadzieja matką mądrych”, a „iluzja nadziei matką głupich”. Jak rozpoznać te iluzje?
– Nadzieją nie jest przekonanie (pogląd) czy oczekiwanie (emocja), że wszystko będzie dobrze, czyli nadzieja nie jest naiwnym, a przez to i niemądrym samooszukiwaniem siebie. Nie ma więc sensu „czarować” siebie i innych takim zagadywaniem lęków czy rozpaczy pod tytułem: „wszystko będzie dobrze”, „nie ma się co martwić”, „musi być dobrze”. Jeśli tak traktujemy nadzieję, to wpisujemy się od razu w sens powiedzenia, że „nadzieja jest matką głupich”. Tak rozumiana nadzieja jest iluzją, no bo niby dlaczego ma być wyłącznie dobrze? Czy tylko dlatego, że tak sobie życzymy?
– Iluzją nadziei jest fałszywe pocieszenie?
– Jeśli czujemy ulgę, lecz nie idzie za tym energia do działania, to mamy do czynienia z fałszywym pocieszeniem, które znieczula, uśmierza lęk, ale niczego nie zmienia. Tymczasem prawdziwa nadzieja wymaga od nas odwagi i wiary, głównie we własne siły, niekiedy też w możliwości czynników zewnętrznych. Nadzieja nie zobrazuje się bez zaangażowania. Jeśli ktoś ciągle, będąc w starym nawyku, myśli, że będzie lepiej, i tylko czeka, aż tak się stanie, albo czeka, aż opatrzność wszystko za niego rozwiąże – to się łudzi i ulega fałszywej nadziei (jako matce głupich).
– Może lepiej żyje się naiwnym optymistom z zasłonami iluzji niż sceptykom i narzekaczom, którzy jeszcze nie wypłynęli na ocean a już słyszą orkiestrę na Titanicu?
– Niebezpieczne są oba emocjonalne, ekstremalne zachowania wobec nadziei: nadziejoholizm (uzależnienie od naiwnej wersji nadziei) lub syndrom braku nadziei. Oba przejawiają się w dzisiejszym świecie w ogromnymkryzysie zaufania i rozpowszechniającej się nieufności – nikt nikomu nie ufa, a zaufanie jawi się jako naiwność.
Utracie nadziei (dokładniej – jej iluzji) towarzyszą negatywne emocje, zależne od tego, czym jest dla nas niespełnione oczekiwanie. Pojawia się rozczarowanie – tym większe, im większe było pierwotne, subiektywne prawdopodobieństwo powodzenia i wartość samego sukcesu, rezygnacja, zwątpienie, nieufność, beznadzieja (rozpacz). Trzeba być uważnym na te stany emocjonalne, rozpoznawać iluzyjną wersję nadziei. Za tą przesłoną emocjonalną zawsze jest w gotowości do działania prawdziwa nadzieja – jej uczuciowa wersja, któranigdy nie umiera. Z prawdziwą nadzieją łatwiej żyć – w odróżnieniu od fałszywej nadziei, opartej na iluzji, prowadzącej prędzej czy później do życia pozbawionego sensu. Zatem nigdy nie trać nadziei. Tej prawdziwej NADZIEI.
– Dziękuję za rozmowę
Małgorzata Potoczak-Pełczyńska
1 Komentarz
Fajnie miec nadzieje jak się ma syna przy morawietzkim