W Jej artystycznym życiorysie są dziesiątki znakomitych ról teatralnych. Wszechstronnie uzdolniona. Na scenie zagrała postaci dramatyczne i komediowe, doskonale tańczyła i śpiewała. Podczas benefisu w wieku 65 lat wykonała…szpagat. O sobie mówiła z humorem – Jestem specjalistką od nagłych zastępstw. Nie lubię grać w sztukach „koronkowych”, m.in. Moliera. Nie lubię też Szekspira, choć uznaję jego wielkość. To przerażający gaduła. Lubię teksty bez kropki nad i, którą jako aktorka muszę dograć. Aktor musi przede wszystkim posiadać wyobraźnię i być wytrwałym.
W urzędowych dokumentach, także z chrztu, figurowało oficjalne imię Henryka, ale wszyscy zwracali się do Niej po prostu Rysia lub Ryśka.
Rodowita lwowianka. Absolwentka szkoły rzemiosł artystycznych o kierunku malarskim i konserwatorium. W 1945 roku jako repatrianka najpierw trafiła do Gliwic, potem do Jawora i Lubomierza. Chciała być lekarzem, aktorką została przez przypadek. W gazecie przeczytała ogłoszenie o naborze do szkoły dla reżyserów, aktorów, organizatorów świetlic i teatrów ochotniczych. W latach powojennych była moda na teatralne zespoły amatorskie. Henryka Dygdałowicz otrzymała rekomendację młodzieżowej organizacji. Wrocławską szkołę jako delegat ministra do spraw kultury na Dolnym Śląsku prowadziła wtedy Irena Solska. Taką samą szkołę, wraz mężem Pawłem Baldy, Rysia ukończyła w Jadwisinie. Sama napisała tekst do dyplomowego przedstawienia, które też wyreżyserowała i w którym grała. Ponadto wystawiono jednoaktówkę, gdyż na popis zaproszono szefów teatrów z całej Polski. Od dyrektora Lecha Zarzyckiego Rysia dostała angaż do teatru w Opolu i mieszkanie. Przy okazji załatwiła teatralną pracę dla męża. Potem grała w teatrach w Bydgoszczy i Sopocie.
-Dzięki mojej koleżance Sabinie Mielczarek, która dyrektorce artystycznej Teatru im. C. K. Norwida oświadczyła, że „jest dobra aktorka do kupienia”, od 1960 roku zostałam jeleniogórzanką. Tutaj teatralne życie rozpoczęłam od roli Aliny w „Balladynie” Juliusza Słowackiego. W „Norwidzie” wystąpiłam we wszystkich spektaklach reżyserowanych przez Krystiana Lupę i Alinę Obidniak, w inscenizacjach Henryka Tomaszewskiego i w sztukach w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego. W „Moralności pani Dulskiej” zagrałam prawie wszystkie postaci. Były ciekawe role w „Iwonie, księżniczce Burgunda”, „Słudze dwóch panów”, w „Drzwiach”, „Operze za trzy grosze”, „Damach i Huzarach” i w wielu, wielu innych przedstawieniach. Miałabym kłopot z wyliczeniem wszystkich moich ról. Na jeleniogórskiej scenie, z dwuletnią przerwą na teatr w Wałbrzychu, spędziłam aż 39 lat. Pomimo emerytury nadal na tej scenie występuję – jeszcze niedawno potwierdzała Rysia Baldy.
W 1992 roku, z okazji 40-lecia pracy scenicznej, w Teatrze im. C. K. Norwida pani Baldy zorganizowano benefis. Na jubileuszowe przedstawienie sama wybrała „Romans Róży”.
-Zagrałam jednocześnie pięć czy sześć osób. Największy kłopot „techniczny” był z błyskawiczną przebiórką do następnej postaci. Na scenie akcja cały czas toczyła się, dlatego nie mogłam opóźnić swojego kolejnego wejścia. Jednocześnie „obsługiwały” mnie trzy garderobiane. Jedna nakładała buty, druga perukę, trzecia zapinała zamek w sukni na moich plecach. Byłam niezwykle wzruszona trzykrotnie długą, wielominutową owacją „Norwidowskich” aktorów i aktorek oraz publiczności na stojąco i gromkim „Sto lat”. Zgodnie z chińskim horoskopem pochodzę spod znaku Kota, który bywa cierpliwy, ale też impulsywny i emocjonalny – wspominała bardzo wzruszona jubilatka.
Pięć lat później regionalny dokumentalista, brat Rysi, Zbigniew Dygdałowicz zrealizował o Niej film z cyklu „Sylwetki powojennej Jeleniej Góry”. Są w nim wspomnienia, fragmenty ról i anegdoty. W odczytanych listach gratulacyjnych od prezydenta Jeleniej Góry i wojewody jeleniogórskiego dominują wyrazy szczerego uznania i podziękowania za wieloletnią i konsekwentną realizację ambicji artystycznych, za trud i pasję w twórczym poszukiwaniu form wypowiedzi scenicznych.
W imieniu własnym oraz całego zespołu artystycznego i ekipy technicznej dyrektor Teatru im. C.K. Norwida Jerzy Zoń powiedział: – Życzymy sobie, abyśmy długo i szczęśliwie pracowali. Aby Pani talent, dobroć, humor i ciepło prowadziły nas wszystkich i aby Pani Jubilatka nigdy się nie zmieniła.
Za wieloletnią pracę zawodową Rysia Baldy została nagrodzona wieloma odznaczeniami, m.in. „Zasłużony dla miasta Jelenie Góry” i „Zasłużony dla województwa jeleniogórskiego”, medalami i dyplomami.
Rysia nie znosiła bezczynności. W wolnych chwilach pracowała w ogródku i malowała, najchętniej kwiaty i martwą naturę. Zostawiła rodzinie trzydzieści obrazów olejnych. Z rybich ości, suszonych owoców i z gliny wykonywała różnorodne naszyjniki i biżuterię z grochu. Uprawiała jogę, co jak twierdziła, znakomicie wpływa na sprawność fizyczną i linię ciała.
-Mama mieszkała w domu bez windy przy ulicy Konopnickiej, na drugim piętrze. Codzienne, kilkakrotne pokonywanie schodów i spacery z psem Kruczkiem, zdrowe odżywianie i oliwa, którą przysyłałem Jej z Grecji (mieszkam tutaj 30 lat), były dobrym sposobem na długie życie. Mama zmarła trzeciego maja, równo miesiąc przed uroczystym dniem 90-lecia urodzin. Jako jedyna troskliwie, cierpliwie i długo opiekowała się cierpiącym na chorobę Parkinsona mężem Pawłem, który odszedł od nas w 1979 roku w wieku zaledwie 54 lat. Pięć lat później mama przeżyła kolejną rodzinną tragedię, śmierć syna Pawła, ale nie załamała się. Razem z nim i z mamą graliśmy w filmie fabularnym „Nafta”. Mama zabezpieczyła mnie finansowo, bo mając mieszkanie w Jeleniej Górze mam gdzie wracać – mówi Ryszard Baldy.
-Do końca Rysi była bliska Jej rodzina, siostry: Halina z Lubomierza i Krystyna z Wrocławia, trzecia siostra Janina zmarła – podkreśla brat Zbigniew Dygdałowicz. – Wszystkim nam wydawało się, że Rysia to jest ktoś taki, kto nigdy nie odejdzie. Codzienne kupowała dwie gazety i czytała je bez okularów. Miała silny i donośny głos. Kiedy prosiłem, żeby mówiła ciszej, odpowiadała mi, że w teatrze płacono Jej za to, żeby ją słyszał widz z ostatniego rzędu. Ludzi przyciągała do siebie pogodą ducha i humorem. Nie spodziewała się śmierci. Po rozmowie z sąsiadką Rysia wróciła do swojego mieszkania i zmarła. Odeszła spełniona i zadowolona z tego, jak ułożyło Jej się życie. Rysiu! Gdziekolwiek jesteś, wiedz, że będziesz z nami. Bo nie przestaniemy o Tobie pamiętać.
Henryk Stobiecki