To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Koloryt hipermarketów

Koloryt hipermarketów

Duże sklepy i centra handlowe obrastają swego rodzaju tkanką społeczną drugiego obiegu. Żebracy, złodzieje, bezdomni, zorganizowane szajki i różnego rodzaju ekshibicjoniści. Tam, gdzie  jest ruch, klienci i pieniądze, tam są także oni.

Najwięcej różnego rodzaju „niebieskich ptaków” spotkać można wokół jeleniogórskiego Tesco. Zlokalizowane w pobliżu schronisko dla bezdomnych i popularny „Pekin” siłą rzeczy generują ruch takich „klientów”.

- Od początku działalności Tesco kręci się na parkingu „Fryzjer”. To menel, życiowo mu nie wyszło. Ale ma zasady. W sklepie nie kradnie. Żebrze od ludzi, zbiera puszki i butelki, pety też. Bywa nachalny. Klienci nie raz skarżyli się na niego i innych zaczepiających meneli na parkingu. A ochrona niewiele może zrobić. Możemy tych panów grzecznie prosić, żeby sobie poszli. A oni wiedzą, że nie muszą nas słuchać. Więc, gdy taki gość jest bardzo niegrzeczny, to się go „wynosiło” pod płot KRUS-u – opowiada nam jeden z ochroniarzy.

Znany był w środowisku niejaki „Węgier”. Człowiek, jak wielu jemu podobnych, po przejściach. Tułał się po Europie, a ksywkę miał taką, bo przez kilkanaście lat mieszkał w Budapeszcie.

- Był bardzo oczytany, naprawdę gość na poziomie. Gdy był trzeźwy przyjemnie było z nim porozmawiać. Znał cztery języki obce. Czasami, gdy był jakiś problem z obcokrajowcem-klientem, to go prosili na tłumacza. „Węgier” miał swoje zasady. Pił tylko wódkę, żadnych tam „sikaczy”, „bełtów” i nalewek nie ruszył. Przychodził kraść do sklepu, najczęściej węgierskie wina. Mówił, że dla kolegów – opowiada nam inny pracownik ochrony.

Nie wiadomo, czy „Węgier” miał tu jakąś rodzinę. Nikomu się z tego nie zwierzał. Mówił natomiast wiele razy, że powiesi się w swoje urodziny, że on już ma dość takiego życia. I w kwietniu powiesił się gdzieś na działkach.

Śmieszni i groźni
Ochrona sklepu ma także do czynienia z bardziej uciążliwymi „klientami”. Takimi, którzy nie tylko kradną, ale też stwarzają zagrożenie dla innych.

Jeden z nich, nazywany „Czerwonym kapturkiem” często awanturuje się, potrafi naubliżać klientom sklepu. Zajmuje się głównie żebraniem i zbieraniem petów. Z kolei „Chlebek” to młody mężczyzna, chyba upośledzony. Bardzo często krąży między półkami, wyjada towary. Na stoisku z pieczywem częstuje się do woli. Szybko się porusza.

- Wiadomo, że jak taki zje chleb, bułkę, czy batona, to policja nawet nie przyjedzie na wezwanie. Nie ma sensu pisanie kolejnych wniosków o ukaranie go. Naszym zadaniem jest więc pilnować faceta i przeganiać go. I tak się bawimy w kotka i myszkę – mówi nam pracownik ochrony z kilkuletnim stażem.

Duże sieci handlowe dysponują zdjęciami i wykazem złodziei, członków szajek, które krążą po Polsce i specjalizują się w rozmaitych kradzieżach. Zdjęcia rozsyłane są po hipermarketach. Ochrona ma być wyczulona na te postacie.

W takich grupach są osoby, których zadaniem jest zwrócić uwagę ochrony na siebie. Osobnik bierze coś z półki, chowa za pazuchę i robi to tak, żeby operator monitoringu to widział. Wtedy ochrona komunikuje się ze sobą i niemal wszystkie oczy i uszy wyczulone są na takiego osobnika. W tym czasie jego kompani, zachowujący się jak pozostali normalni klienci kombinują i kradną.

- Prawdziwym utrapieniem są drobni złodziejaszkowie, menele i awanturnicy. Kiedyś jeden taki, brudny i śmierdzący wypił flaszkę wódki przy stoisku, zagryzł jakąś kiełbasą, a na koniec wziął nowe spodnie z wieszaka, przebrał się w nie w szatni i poszedł do wyjścia. Albo były takie dwie babki, które wypiły sobie na sklepie szesnaście piw „Harnaś”. Wezwaliśmy policję, ale tak im nic nie zrobili, bo miały żółte papiery. Śmieszna też była sytuacja, gdy nawalony gościu wypił jeszcze wódkę na stoisku i położył się na podłodze, trzymając się kurczowo półki z wódką. Początkowo chcieliśmy go postawić do pionu i wyprowadzić, ale tak się skubany uczepił, że czekaliśmy aż puści. Bo gdyby ta półka a alkoholem runęła, to straty byłyby dużo większe. Gdy już gościu trochę oprzytomniał, to powiedział nam, że uciekł z seminarium – opowiada inny nasz rozmówca.

Kradną więcej
Kradzieży w hipermarketach jest coraz więcej. Już nie sprzętu AGD i RTV, bo ten jest coraz bardziej zabezpieczany. Ludzie kradną drobne artykuły żywnościowe, sporo zjadają na sklepie. Ci, którzy kradną „zawodowo” pilnują się z wartością „jumy”. Bo wiadomo, że gdy suma przekroczy 250 złotych, to już jest przestępstwo.

- Nie ma dnia, żeby nie było w takim dużym sklepie kradzieży. Może być dzień, że się nikogo nie złapie – przyznają nasi rozmówcy.

Niektórzy klienci zdradzają typowo kleptomańskie skłonności. No, bo jak tłumaczyć ukrycie jakiegoś przedmiotu o wartości kilkunastu złotych, gdy zakupy w wózku przekraczają trzysta złotych?

Jesienią i zimą nasilają się kradzieże odzieży. Najłatwiej wynieść coś na sobie, zwłaszcza pod kurtkami, czy płaszczami. Kamery monitoringu nie obejmują przymierzalni, więc bez trudu można założyć coś na siebie. A zabezpieczenia, tzw. klipsy? Najłatwiej je wyciąć nożyczkami.

Są też amatorzy kradzieży zuchwałej. Pewien wysoki mężczyzna wychodził z dwiema butelkami whiskey uniesionymi wysoko do góry, by za zapiszczała bramka przy kasie. Amator wyskokowych trunków wybrał sobie nieczynną, skrajną kasę i byłoby mu się udało, gdyby nie pracownik jednego z punktów na pasażu, który zauważył „cyrkowca”.

Czasem dla zabawy, częściej z przyzwyczajenia kradną też nieletni. Cukierki, żeli, gumy do żucia, czekolady i co tylko dusza zapragnie. Nawet uczniowie podstawówek wyjadają z półek lub próbują wynieść frykasy ze sklepu. Część z nich jest już znana ochronie, niektórzy to mieszkańcy „Pekinu”. Latem te dzieciaki próbują też zarabiać myciem szyb w autach klientów parkujących przed sklepem.

Ekshibicjoniści
- Przyuważyliśmy kiedyś dwóch mężczyzn, którzy weszli do przymierzalni i długo z nich nie wychodzili. Okazało się, że przyjechali drogim samochodem. Elegancko ubrani nie wzięli jednak ze sobą żadnych ubrań na przymiarkę. Panowie zabawiali się ze sobą erotycznie i nagrywali to telefonem komórkowym. Gdy zajrzałem do środka udawali, że nic się nie stało. Jeden puścił mi oczko. Podstaw do interwencji nie było – wspomina z uśmiechem pracownik ochrony.

Z ciekawością przyglądali się także ochroniarze dwóm dziewczynom, które przyszły do sklepu późnym wieczorem. Na środku marketu jedna z nich klęknęła przed drugą, dała jej kwiaty i pierścionek. Wyglądało to jak zaręczyny.

Komentarze (7)

Panowie zabawiali się erotycznie w przymierzalni i kręcili filmik - dobre :) :)

fajny artykuł :)

Zgadzam się z "grubym lolo". Może nareszcie nj24 przestanie być portalem newsów a zacznie mierzyć wyżej. Mam nadzieję, gdyż takim charakterem pozytywnie odróżniałby się od innych internetowych "kronik" naszego miasta.

Ciekawa charakterystyka lokalnej fauny..) Następną część felietonu proponuję zrobić pod cerkwią, kolejną przy rondzie i biedronce na wolności.
Później cykl barwnych postaci spod sklepów w Siedlęcinie, Jeżowie, Wojanowie, może i Zachełmiu nawet...

"częstuje się do woli. Szybko się porusza."- to jak opis postaci z gier komputerowych

Mnie również tekst zaskoczył pozytywnie, chociaż nie dotyka pozytywnego aspektu życia jeleniogórzan. Oby takich więcej!