– Ta drobna blondynka na czele kilkutysięcznych marszów, jakie trzykrotnie przeszły przez Jelenią Górę, to pani?
– Tak, to ja.
– Czym zajmuje się Pani na co dzień?
– Od kilku lat zajmuję się nieruchomościami, przede wszystkim mieszkaniami pośrednicząc w ich zakupie oraz aranżując finansowanie kredytowe dla klientów. Obecnie przygotowuję proces sprzedaży mieszkań w Osiedlu Młynówka, które powstanie w samym centrum Jeleniej Góry.
– Skąd się pani wzięła w miejscu lidera, skąd tak duże zaangażowanie?
– Nigdy nie pomyślałabym, że się w cokolwiek takiego zaangażuję. Od dziecka obserwowałam politykę, tę na poziomie samorządowym i widziałam, że to samo zło, podłość i brak jakichkolwiek zasad moralnych. Kiedy moja mama startowała na wójta gminy Jeżów Sudecki jej kontrkandydat o poglądach prawicowych, rozsiewał plotki, że jestem satanistką. Mówili o tym nawet na mszach niektórzy księża, rozdawali ulotki. To było obrzydliwe kłamstwo, niegodne ani chrześcijanina, ani po prostu przyzwoitego człowieka. Miałam wtedy 15 lat. Byłam młodą, naiwną, wierzącą w dobro dziewczyną. To był dla mnie wielki szok, że tak można postępować, atakować. Ktoś o słabszej psychice mógłby tego nie wytrzymać, ale prawicowy kandydat takimi drobiazgami się nie przejmował. Bardzo długo mnie to trapiło, ponieważ wywołano we mnie wyrzuty sumienia, że jestem… że istnieję… że przeze mnie moja mama przegrała. To było równo 10 lat temu. Ostatnio podszedł do mojej mamy „wyznawca” PiS i powtórzył bzdury wygłaszane przez liderów tej partii, że protesty były przygotowywane od lat. Odpowiedziała na to, że jeśli chodzi o jej córkę, to rzeczywiście do dzisiejszej aktywności prawicowy aparatczyk zaczął mobilizować mnie 10 lat temu. I jest w tym cała prawda. Dzięki nim jestem teraz w tym miejscu.
– Jak to się stało, że to pani stała się głównym organizatorem protestów?
– W czwartek, w dniu, w którym ogłoszono tak zwany wyrok tzw. trybunału siedziałam do późnej nocy, przeglądałam informacje, wiadomości. Wściekłość we mnie narastała. Maksymalne wkurzenie. Sama nie wiem, dlaczego i po co założyłam grupę na Facebooku, bo nigdy tego nie robiłam. To był impuls. Grupę nazwałam „Spacer Wolności”. Myślałam, ze będzie to miejsce, gdzie będę wstawiać posty lub informacje. Po kilku godzinach grupa liczyła 200 osób, po kolejnych pięciu – 800. Dzisiaj liczy 5 000 wspaniałych, zgranych osób, którym jestem bardzo wdzięczna za wszystko. Potem odbyły się protesty… Jak szacujemy, na każdym pojawiało się od 4 do 6 tysięcy osób.
– Z tego co pani mówi wynika, że jeleniogórski protest jest zupełnie oddolny i nie ma swojego początku w Ogólnopolskim Strajku Kobiet, jak mogłoby się wydawać.
– Tak. Od początku strajków walczę o wolność. Dopiero potem OSK się ze mną skontaktował. Marta Lempart ma teraz tyle na głowie, że trudno się do niej dostać. W każdym razie współpracujemy i na pewno będziemy koordynować nasze działania.
– Kilka dni temu wydała pani rodzaj komunikatu o policji, która miała zadeklarować określone zachowanie…
– Komunikatu? Przed pierwszym marszem skontaktowałam się z policją. Uznałam, że bez sensu toczyć z nimi wojnę, przecież nie oni są naszymi wrogami. Chodziło mi o to, żeby zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom. Sytuacja jest nowa, dynamiczna, nie wiadomo, co może się wydarzyć.
– Widzi pani jakąś zmianę w zachowaniu protestujących przy kolejnych marszach?
– Ludzie się coraz bardziej otwierają, są gotowi dzielić się publicznie swoimi emocjami, opowiadać o swoich przeżyciach. Coraz więcej ludzi kontaktuje się ze mną prywatnie. Napisała do mnie pani, która opowiedziała o tym jak 2 miesiące temu urodziła synka. O wadach letalnych dowiedziała się po połowie ciąży. Nasze prawo pozwalało wówczas na aborcję do 22 tygodniu ciąży. Ona już nie mogła decydować, bo było za późno. Przez pozostałe tygodnie wierzyła, że jej synek przeżyje, mimo że lekarze nie dawali na to szans. Urodziła dziecko, żeby je pochować. Zmarło po 2 dniach walki na OIOM-ie. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakim trzeba być potworem, żeby tak skatować kobietę.
– Obawia się pani gróźb prokuratury Ziobry o pociągnięciu do odpowiedzialności organizatorów protestów?
– Nie boję się. Od początku jestem świadoma tego, że władza może podjąć różne środki, także siłowe, żeby mnie zatrzymać. Powiedziałabym nawet, że zaskoczą mnie, jeśli tego nie zrobią.
– Czym się to wszystko skończy? Gdzie pani widzi cel swoich działań?
– Dopóki nie obalimy rządu nie przestanę działać. Od lat łamią prawo, depczą Konstytucję, nadużywają władzy na wszelkie sposoby. To nie może ujść na sucho. I tu nie chodzi o politykę. Będę się cieszyć z każdego poparcia wszelkich środowisk, które chcą zmiany. Na naszym proteście chętnie widziałabym też senatora Mroza i posłankę Machałek. Bardzo ich zapraszam. Ciekawie byłoby wysłuchać, co mają do powiedzenia odnośnie obecnej władzy, która przez lata powoływała się na suwerena i na to, czego chcą Polki i Polacy.
Dziękuję za rozmowę
Sławomir Sadowski
Rozmowa ukazała się w 44 numerze NJ z 3 listopada 2020r