Telefon, który odebrałem w ubiegłą środę po południu, był jak alarm. Dzwonił nieznany mi człowiek, czytelnik „Nowin Jeleniogórskich”, informując, że w Karkonoszach, schodząc Sowią Doliną, wysoko w górach, zauważył przed chwilą trzy duże, wojskowe ciężarówki Bundeswehry i także wojskowe, niemieckie, mniejsze auto terenowe. Na tym właśnie wozie, za przednią szybą, umieszczono wydrukowaną na komputerze kartkę z napisem „Polsko-niemiecka fundacja ochrony nietoperzy”
Mój informator zauważył też, że gdzieś wysoko ponad drogą, która prowadzi dnem Sowiej Doliny, niemieccy żołnierze wykonują roboty, tną skałę lub stal narzędziami zasilanymi z pracującego nad potokiem generatora. Z daleka, jak zapewniał, widać było tylko snopy iskier. Człowiek ten po sprawdzeniu znaków na mapie zorientował się, że Niemcy pracują w rejonie sztolni ukrytych wysoko ponad drogą, na stoku, po prawej stronie, idąc w górę doliny. Informatora zaniepokoił brak w towarzystwie Niemców jakichkolwiek polskich służb. Za niepokojące
uznaj także wyposażenie żołnierzy Bundeswehry. Na ciężarówkach było bowiem wiele materiałów budowlanych, sprzętu budowlanego, komplety do nurkowania, piły, kompresory i sporo metalowych belek i rur. Jedyny, mówiący kilka słów po polsku Niemiec zapytany, co robią, pokazał na kartkę i poinformował, że będą chronić nietoperze.
Natychmiast po odebraniu tej informacji o pobyt niemieckiego wojska na terenie Karpacza, w górach, zapytałem burmistrza miasta, E. Sadlak. Jak się okazało, nikt burmistrza o przyjeździe Niemców nie poinformował. W tej sytuacji E. Sadlak zdecydowała się natychmiast wysłać do Sowiej Doliny straż miejską, by na miejscu ustaliła stan faktyczny.
Informacja była szokująca, bo o tym właśnie miejscu pisałem całkiem niedawno, jako o potencjalnym ukryciu czegoś bardzo cennego. W dodatku zaledwie kilka miesięcy temu człowiek, o którym pisałem, po wieloletniej przerwie pojawił się pod Karkonoszami ponownie, próbując zmontować grupę poszukiwawczą. W tej sytuacji, telefonicznie uzgodniwszy, kto może ze mną natychmiast pojechać, zebrałem informatora i ekipę, z którą udaliśmy się w góry. Już z auta, telefonicznie udało się, na razie nieoficjalnie, ustalić, że o pobycie w górach Niemców wiedzą coś w Straży Granicznej.
Są Niemcy
Pomimo spotkania z informatorem nadal sądziłem, że zaszła jakaś pomyłka lub nieporozumienie. Szybko jednak okazało się, że nie. Najpierw na drodze w Sowiej Dolinie znaleźliśmy zaparkowaną na poboczu wielką wojskową ciężarówkę Bundeswehry, a chwilę później spotkaliśmy karpackiego strażnika miejskiego wracającego z kontroli tego terenu. Od niego dowiedzieliśmy się, że nieco wyżej stoją jeszcze inne samochody, że Bundeswehra przyjechała bronić nietoperzy, a jej pobyt jest znany Straży Granicznej. Jak nam powiedziano, jest to efekt ministerialnych uzgodnień, w wyniku których podjęto polsko-niemiecką akcję zabezpieczania sztolni, w których żyją nietoperze. Tę informację potwierdził nam także mjr K. Mierzwa ze Straży Granicznej, zapewniając, że wszystko jest w tej sprawie w porządku. Równocześnie dowiedzieliśmy się, że Niemcy dzień wcześniej podobną akcję prowadzili w Kowarach, co okazało się nieprawdziwe. Potwierdziła się jednak – informacja o tym, że następnego dnia mają identyczne zadania wykonywać w rejonie Świebodzina, w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym.
Lotną bazę zorganizowaną na załadowanych ciężarówkach Niemcy urządzili całkiem wysoko, w głębi doliny, w miejscu, do którego był jeszcze możliwy dojazd autami. Stąd przenieśli sprzęt kilkaset metrów dalej, nad potok. Tu ustawiono generator prądu i stąd poprowadzono energetyczny kabel wysoko, na stok, w rejon sztolni. Niemiecki żołnierz, który pilnował pracy agregatu, spokojnie pozwolił się sfotografować, praktycznie nie zwracając uwagi na czterech ludzi idących w górę śladem kabla.
W tej części doliny Niemcy mogli pracować tylko w jednym miejscu. Albo w rejonie bardzo interesującej sztolni, albo w samej sztolni. Dokładnie tam zaprowadził nas kabel. Na platforemce przed wejściem do sztolni, miejsca podejrzewanego o to, że jest jednym z ważniejszych schowków w tych górach, zastaliśmy kilku niemieckich żołnierzy i małą dziewczynkę, która przybyła tam wraz z nimi. Niemcy na chwilę przerwali pracę, w zasadzie jednak nie zwracając uwagi na naszą obecność. Byli sami, nikt z nich nie mówił po polsku, nikt też z żadnych polskich służb im nie towarzyszył. Chyba że jakiś wywiadowca z ABW siedział w okolicznych krzakach.
Niemieccy żołnierze już przed naszym przybyciem musieli intensywnie pracować kilka godzin. Zdążyli bowiem nie tylko wyciąć stare kraty zabezpieczające wejście do sztolni, ale także wstawić w skalne ściany poziome, stalowe belki, tak zamocowane, że bez ciężkiego sprzętu praktycznie są one nie do . przejścia. Już w naszej obecności żołnierze wspawywali stalowe dwuteowniki wzmacniające tę konstrukcję. Do samej kraty nie pozwolono nam dojść, gestami informując, że prowadzący do sztolni kabel jest pod napięciem, a niedokończona, stalowa konstrukcja jest niebezpieczna. Po zrobieniu zdjęć, przeciwko czemu nikt nie protestował, wróciliśmy na dno kotliny i do domów.
Jeśli nasi NATO-wscy partnerzy tak znakomicie, z takim nakładem sił i środków i z zachowaniem dyskrecji potrafią zabezpieczać sztolnie, w których żyją nietoperze, nie musimy się chyba niczego obawiać. Są bowiem w swojej robocie znakomici i skutecznie zabezpieczali tę sztolnię przed wchodzeniem osób, które nietoperze płoszą.
Byłem w tej sztolni, byli tam i moi znajomi. Ani ja, ani oni nietoperzy nie widzieliśmy. Nie widać ich także w innych pobliskich sztolniach, które także musiałyby być siedliskiem tych niezwykłych ssaków. Jeśli one tam są, a stanowiska te są przyrodniczo bardzo cenne, to powinny być zabezpieczone także i tamte miejsca. O nich jednak, o ile mogliśmy się zorientować, Niemcy nic nie wiedzieli.
Wiedzieli, nie wiedzieli
W czwartek rano próbowałem ustalić, kto wiedział o wizycie Niemców w Sowiej Dolinie. Okazało się, że wiedziały tylko niektóre osoby i instytucje. Sprawa była zupełnie nieznana w Karkonoskim Parku Narodowym, którego dyrektor obiecał ustalić, o co w tym wszystkim chodzi. A cala akcja miała miejsce wysoko w górach, w bezpośrednim sąsiedztwie KPN. O akcji w Sowiej Dolinie nie wiedziano nic także w jeleniogórskim starostwie, które podobnie jak gmina Karpacz jest chyba jakimś gospodarzem tego terenu. Na szczęście wiedziano o niej w Nadleśnictwie Śnieżka, na terenie którego akcja miała miejsce. Powiedziano mi, że jest to znana z lokalnych programów telewizyjnych część większego programu ochrony nietoperza. Na pytanie, czy ktoś nie powinien cały czas asystować przy tych pracach, uzyskałem odpowiedź, że nie pozwala na to szczupłość sił, którymi dysponują lasy.
Wczesnym popołudniem, jako skutek porannej rozmowy z dyrektorem KPN, do naszej redakcji zgłosił się Rafał Szkudlarek, reprezentujący ruch Pro Natura. W krótkiej telefonicznej rozmowie dowiedziałem się, że jeśli tym artykułem naruszę dobre imię polskiej lub niemieckiej – sojuszniczej w ramach NATO armii, będę miał do czynienia z armijnymi prawnikami. To samo spotka mnie i naszą redakcję, jeśli zostanie naruszone dobre imię organizacji ochrony przyrody, w szczególności tych, które chronią nietoperze. Mam nadzieję, że dotychczas niczyich dóbr nie naruszyłem. W tej jednak sytuacji pomimo braku czasu postanowiłem spotkać się z R. Szkudlarkiem.
Doszło do tego kilka minut po naszej telefonicznej rozmowie. Dowiedziałem się, że akcja jest uzgodniona gdzie trzeba, międzynarodowa, polsko-czesko-niemiecka, a organizacje ekologiczne nie mają obowiązku powiadamiać gmin o obecności na ich terenie obcego wojska. Bo to są po prostu nasi sojusznicy, doskonale wyposażeni saperzy, społecznie pracujący przy zabezpieczaniu sztolni przed ingerencją człowieka w życie nietoperzy. Jak mi powiedziano, takie same zadania niebawem będą wypełniać polscy saperzy w Niemczech. Mój rozmówca uznał za niepotrzebną stałą obecność polskiego obserwatora, np. oficera łącznikowego w czasie prowadzonych prac. Bo to przecież nie była akcja wojskowa. O taką obecność, zdaniem mojego rozmówcy, jest trudno także dlatego, że w polskim wojsku są kłopoty ze znajomością języków. Jest ona zbędna i dlatego, że on sam przebywał w tym miejscu przez większość czasu trwania akcji, informował zainteresowanych, co się dzieje, a nawet rozdawał ulotki. A o akcji wiedziano w Urzędzie Wojewódzkim, wiedziała delegatura Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Jeleniej Górze i gospodarz terenu, czyli Nadleśnictwo w Kowarach. Zapewniono mnie także, zapewne bez złośliwości, że nie ma potrzeby powiadamiania o takich działaniach wszystkich okolicznych sołectw. Ten pogląd akurat w pełni podzielam.
Jak wynika z przekazanych mi informacji, Sowia Dolina była siódmym miejscem, w którym zabezpieczono stanowiska nietoperzy, czwartym, które robili żołnierze, ale pierwszym w którym pracowali żołnierze Bundeswehry. R. Szkudlarek przekonuje, że warto było zrobić to zabezpieczenie, bo akurat ta sztolnia jest znanym już od lat przedwojennych siedliskiem cennych gatunków nietoperzy. Ponieważ ich płoszenie, szczególnie w zimie, powoduje zagrożenia dla szans ich przeżycia, takie sztolnie na okres zimy muszą być zamykane. I takie właśnie zamknięcie zbudowali Niemcy. W czym, jak mi powiedziano, nie ma nic nadzwyczajnego. Zaś publikowanie sensacyjnych tekstów na ten temat nietoperzom może tylko zaszkodzić, bo ludzie właśnie w takie miejsca idą. Rozmówca opowiedział mi, że tak było np. w rejonie Sobótki, gdzie po opublikowaniu przez jedną z wrocławskich gazet tekstu o tzw. „Złocie Wrocławia” rozbito nowo zabudowane zabezpieczenie pewnej sztolni.
Być może nie mam racji
Ludzie zareagowali żywiołowo, bo jak się ostatecznie okazało, telefonów było kilka. Właściwie wszyscy pytali głównie o to, dlaczego Niemcy pracują sami, dlaczego nikt ich nie kontroluje. To niepokoiło najbardziej. Wielu rozmówców, także przedstawicieli władz, już w czwartek, gdy pytałem, czy wiedzą o niemieckiej akcji w Sowiej Dolinie, wyrażało, delikatnie to określając, zdziwienie tym, że o dość niezwykłej wizycie nikt ich nie poinformował. Taki niekontrolowany choćby przez chwilę przebieg akcji na terenie Czech czy Niemiec byłby po prostu niemożliwy.
To świetnie, że trwa zabezpieczanie stanowisk nietoperzy. Zwierząt, jak twierdzi R. Szkudlarek, nie przez wszystkich lubianych. Dlatego, jak mi powiedział, uznano, że przeprowadzenie tej akcji przez cieszące się zaufaniem wojsko poprawi społeczny wizerunek tego ssaka. Jest to zręczna, a nawet przekonująca argumentacja. Nie jestem tylko pewien, czy dotyczy to wszystkich wojsk, a szczególnie Bundeswehry, i to na terenie Karkonoszy.
A co do przypadkowej zapewne zbieżności miejsca i czasu akcji z innymi informacjami, pozwolę sobie jednak zachować własne na ten temat zdanie, mając nadzieję, że nie narusza to dobrego imienia żadnego wojska ani żadnej organizacji ekologicznej.
Na razie tajemnicą tych gór i ich skarbem niech będą nietoperze. To naprawdę niezwykłe zwierzęta. To niemi świadkowie wielu tajemnic.
Marek Chromicz
Nowiny Jeleniogórskie, nr 28, 9-15 lipca 2022 r
2 komentarze
Patologia jeleniogórska już wszystkie dobra naruszyła.
Wina Tuska.