Ceny węgla i gazu są coraz bardziej kosmiczne. Dlatego do łask wraca chrust. Nawet rządzący zachęcają do zbierania go w lesie. Oczywiście za zgodą leśników i po uiszczeniu stosownej opłaty. Akcja ma już nawet swoją nazwę: „Chrust plus”.
O chruście zrobiło się głośno za sprawą wiceministra klimatu i środowiska Edwarda Siarka.
— Cały czas obowiązuje możliwość zbierania gałęzi na opał — przypomniał Siarka. — W tym roku po rozpoczęciu wojny w Ukrainie i zawirowaniu na rynku energii wzrosły zapytania do nadleśnictw o wskazanie terenu i zgodę na pozyskiwanie drewna opałowego w lokalnych lasach. Priorytetowo należało zadbać o to, by pierwszeństwo samopozyskiwania drewna miały społeczności.
Reakcją na wzrost cen energii oraz materiałów opałowych był wniosek minister klimatu i środowiska Anny Moskwy do Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. Ta w odpowiedzi przygotowała wytyczne dotyczące możliwości nabywania przez odbiorców indywidualnych drewna najniższej jakości. Pierwszeństwo będą mieli lokalni mieszkańcy.
Chrust, konary i pnie
Ta decyzja wywołała sporo prześmiewczych komentarzy. Sam pomysł zbierania chrustu okrzyknięto programem „Chrust plus”. W odpowiedzi dyrekcja Lasów Państwowych napisała na Twitterze:
„Tak, w lesie można zbierać chrust, a nawet konary i pnie. I, co chyba jest dla części naszych obserwatorów zaskoczeniem, trzeba za to leśniczemu zapłacić drobną kwotę. A teraz najlepsze: tak jest od dziesięcioleci. To wszystko na ten temat”.
A minister rolnictwa Henryk Kowalczyk dodał (cytujemy za gazeta.pl): — Drewno jest dobrym materiałem do opalania i ja bym tak nie obśmiewał tego. Pojęcie gałęzi jest dość szerokie i konary, które mają średnicę kilkunastu centymetrów, to jest spokojnie materiał do opalania. Chrust, patyki nie, ale konary tak.
Nazwa chrust — jak mówią sami leśnicy — nie jest najszczęśliwsza, bo chrust bardziej kojarzy się z drobnymi gałęziami. Natomiast to, co sprzedają leśnicy, to drewno energetyczne, małowymiarowe M2, potocznie zwaną gałęziówką, o grubości do 7 centymetrów.
Miejsce, gdzie można je zebrać, musi nam wskazać leśniczy. Potem sami musimy je sobie porąbać, poskładać na stos i wywieźć z lasu. Koszt jego pozyskania jest niewielki, a cena zależy do drewna i nadleśnictwa. Zwykle to kilkadziesiąt złotych za metr sześcienny.
Chrustu może zabraknąć
Problemy z zakupem węgla sprawiły jednak, że zainteresowanie drewnem na opał w lesie jest teraz ogromne. Leśnicy ostrzegają, że gałęziówki może nawet zabraknąć. Jak dowiedziało się Radio ZET, niektóre nadleśnictwa już wprowadzają limity, na przykład do 30 metrów sześciennych drewna.
News4Media/fot. Pixabay