Okazuje się, że niektórzy, poza wspomnieniami, zdjęciami czy pamiątkowymi drobiazgami, potrafią wywieźć całkiem sporo – ręczniki, komplety pościelowe, czajniki elektryczne czy lampki nocne, a nawet… papier toaletowy. Przedmioty te padają łupem przyjezdnych zarówno w wielkich, renomowanych hotelach czy apartamentowcach, jak i w mniejszych pensjonatach Karpacza, Szklarskiej Poręby oraz innych karkonoskich miejscowości, a zjawisko kradzieży wyposażenia obiektów turystycznych, dokonywanych przez niektórych ich gości, ukazuje ciemniejszą stronę boomu turystycznego ostatnich lat.
„Gorące” ręczniki, pościel do wymiany
– Co oni widzą w ręcznikach? – dramatycznym tonem dopytuje pani Nadia, pokojowa w jednym z wielkich, podkarkonoskich hoteli, która przybyła tu kilka lat temu ze wschodniej Ukrainy. Ona i jej koleżanki nadziwić się nie mogą, że hotelowe ręczniki, użytkowane przecież przez setki, jeśli nie tysiące rąk, stanowią aż taki przedmiot pożądania! Brakuje ich po każdym turnusie, i to w wielu pokojach.
Gdy sugeruję, że jest to rzecz chyba najłatwiejsza do „zwinięcia” (dosłownie i w przenośni), dziewczyny kiwają głowami, że coś w tym jest, ale jedna z nich przypomina o brakach… bielizny pościelowej. Może nie całych kompletów, lecz poszewek na poduszki, poszew, prześcieradeł… Snujemy przypuszczenia, czy padły ofiarą kradzieży, czy też zostały potajemnie wyrzucone po jakichś dzikich ekscesach. Ech, tego chyba nie dowie się już nikt.
Tamara dostaje ataku śmiechu. Gdy w końcu uspokaja się, opowiada, jak to kiedyś weszła do pokoju i podejrzała, że w łazience pani w skupieniu… przelewała mydło z hotelowego dozownika do jakiejś buteleczki. Tak była ta czynnością zajęta, że nawet nie zauważyła obecności pokojowej.
Wywożenie ze sobą ręczników i pościeli potwierdza pani Urszula – właścicielka jednego z karpaczańskich pensjonatów. I nieoczekiwanie dodaje informację, od której „ręce i spodnie opadają”:
– Miałam takie oto przypadki. Podczas rezerwacji telefonicznej niektórzy wypytywali o wyposażenie pokojów, a zwłaszcza – czy rzeczy są nowe. Cóż, dużo inwestujemy w nową pościel, ręczniki… W pokojach są do dyspozycji gości czajniki elektryczne, które co jakiś czas wymieniamy. Zapewniałam więc, że wyposażenie będzie nowe, wysokiej jakości i przyjmowałam rezerwację. Goście przyjeżdżali, płacili, wędrowali po górach, jeździli do Czech czy do Niemiec, po czym… wyjeżdżali trochę szybciej, niż było umówione! Najczęściej wtedy, gdy mnie lub męża nie było w pensjonacie. Po wejściu do pokoju znajdowaliśmy… stare, podarte poszewki na poduszkach, dziurawe prześcieradła, wytarte ręczniki. Pewna zapobiegliwa rodzinka nawet czajnik sobie w ten sposób wymieniła, nam zostawiając jakiś stary, z kamieniem w środku.
Z procederem wymiany starego na nowe zetknęli się też pracownicy kilku innych pensjonatów, nie tylko w Karpaczu. W jednym z obiektów w Przesiece „zapobiegliwą” turystkę przyłapano na gorącym uczynku przebierania pościeli w jakieś stare szmaty.
– Pani zapomniała zamknąć drzwi na klucz, weszła pokojowa i „sprawa się rypła” – śmieje się recepcjonistka.
Marketingowcy kilku dużych obiektów hotelowych i apartamentowców, którym zadaliśmy pytanie o skalę zjawiska, szacują je na jakieś 20 proc. odwiedzających. To potwierdzałoby statystyczną zasadę 20/80. Według niej 80 proc. ludzi w danej grupie podporządkowuje się przyjętym w niej normom. Reszta może mieć z nimi kłopoty.
Efekt 500+?
Istnieje jeszcze jedno oblicze analizowanego zjawiska. Większość naszych rozmówców, czy to w dużych hotelach, czy w mniejszych pensjonatach zauważa, że kradzieże nasiliły się w ostatnich latach, mniej więcej od roku 2016.
– Czyżby kolejny niezamierzony efekt 500+? – pytam żartobliwie.
– A żeby pani wiedziała – zaperza się pan Darek z Sosnówki. – Do kradzieży dochodzą zniszczenia powodowane przez dzieci! Ja rozumiem, że maluch może coś stłuc czy uszkodzić. Ale wtedy normalni rodzice przychodzą do mnie i uczciwie załatwiają sprawę. Nie, nie… Ci ludzie zamiatają problem pod dywan – dosłownie i w przenośni – i po cichu wynoszą się. Ot, wczoraj na przykład znalazłem potłuczoną lampkę nocną. A w pokoju gościło małżeństwo z dwu- i czterolatkiem. Przypadek?
Czy można wyegzekwować rekompensatę za kradzieże?
Jest to możliwe, pod warunkiem, że gość płaci przelewem, kartą płatniczą lub w systemie BLIK. Wiadomo wtedy, w którym był pokoju, a tzw. służba piętra sprawdza stan opuszczonej kwatery i odnotowuje braki czy zniszczenia. Tak to funkcjonuje w hotelach czy apartamentowcach. Tam, gdzie w obrocie wciąż jeszcze jest gotówka, najczęściej w niedużych pensjonatach, egzekwowanie zadośćuczynienia bywa trudne, lecz nie jest niemożliwe.
– Ja fotografuję stan pokoju przed wejściem gościa, a potem po wyjeździe – mówi proszący o anonimowość właściciel małego obiektu w Szklarskiej Porębie. – Jeśli coś jest nie w porządku, czekam. Taki człowiek często wraca. Wtedy, po pokazaniu dowodów rzeczowych, życzę sobie dopłaty za stratę.
Niektórzy odpuszczają, bojąc się zrazić sobie gości. Przyznają jednak, że straty wynikłe z kradzieży czy zniszczeń muszą być jakoś zrekompensowane. A jak? Najpewniej przez podnoszenie cen wynajmu. Tak więc za nieuczciwość mniejszości zapłaci, jak zwykle, ogół turystów.
Enklawy uczciwości
Wbrew pozorom – istnieją. Należą do nich np. schroniska górskie. Personel większości z nich nie przypomina sobie, by z pokojów coś ginęło. Wręcz przeciwnie: – Goście przynoszą do recepcji lub bufetu zgubione rzeczy, np. telefony komórkowe – opowiadają nam w „Samotni”.
– Czasem zdarza się, że turyści nabrudzą w pokoju. Jeśli nie mają czasu lub nie są w stanie posprzątać, płacą pokojowej, przepraszając za kłopot.
Podobne opinie o gościach można usłyszeć w „Strzesze Akademickiej”, „Odrodzeniu” czy schroniskach w Karkonoszach zachodnich.
Można by skomentować sytuację stwierdzeniem, że wciąż działa magia turystyki górskiej, w której jest to „coś”, co dyscyplinuje i wydobywa z człowieka najpiękniejsze cechy charakteru. Jak się jednak okazuje, takie enklawy uczciwości można znaleźć również w dolinach.
– Nie przypominam sobie sytuacji, by coś zginęło z pokoju – twierdzi pan Krzysztof, właściciel kameralnej willi w Karpaczu Górnym. – A przecież wynajmuję miejsca turystom już ponad 10 lat.
Kłopotów z kradzieżami nie ma również Piotr Nyc – posiadacz gospodarstwa agroturystycznego w Kostrzycy niedaleko Karpacza.
– To kwestia odpowiedniego ustawienia priorytetów – dowodzi. – Po pierwsze, atrakcyjne, zapewniające ciszę i spokój miejsce. Po drugie – kwestia ceny. Nie może być zbyt tanio! Po trzecie, w reklamach podkreślam, że u mnie nie ma telewizji, za to możliwości uprawiania aktywnej turystyki – przeróżne. No i mam gości w typie bywalców górskich schronisk, którym przez myśl by nie przeszło przywłaszczenie sobie czegokolwiek czy inne głupoty. To są turyści w pełnym tego słowa znaczeniu!
Tekst i zdjęcie: Ewa Kiraga-Wójcik
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2019 rok