Starsi pamiętają, młodsi słyszeli: obowiązkowa służba wojskowa. Sytuacja za naszą wschodnią granicą i możliwa wojna rosyjsko-ukraińska sprowokowały pytania o powrót do tego rozwiązania. A ma ono swoich zwolenników i przeciwników.
Tak było
Miała różne nazwy: zasadnicza służba wojskowa, powszechna służba wojskowa, powszechny pobór do wojska. Zawsze jednak oznaczało to samo: czynną służbę wojskową, którą musieli odbyć młodzi mężczyźni. Do odbycia służby wojskowej kwalifikowały ich komisje wojskowe. Wielu rekrutów robiło wtedy wszystko, żeby uniknąć tego – jak to się wtedy mówiło – zaszczytnego obowiązku służby ojczyźnie.
Celem szkolenia wojskowego było przygotowanie rezerw, czyli żołnierzy przeszkolonych do zadań obronnych na wypadek wojny. Ten obowiązek został prawnie zawieszony 1 stycznia 2010 roku. A powodem było uzawodowienia armii.
Część Polaków do dziś twierdzi, że był to błąd, ponieważ wojsko – jak wielu uważało (naprawdę!) – nawet z mazgaja zrobi prawdziwego mężczyznę. – To wierutna bzdura – ocenia pan Piotr, który służbę wojskową odbywał w latach 80 XX wieku. – Tyle idiotyzmów, na które się wtedy napatrzyłem, tyle marnotrawstwa, do jakiego dochodziło, takiego zdziczenia obyczajów, do których dochodziło, nigdy więcej nie widziałem. To najkrótsza recenzja mojego przymusowego pobytu w wojsku. I jeszcze jedno: tyle alkoholu, ile wtedy wypiłem, nie wypiłem nigdy więcej w życiu. Jeżeli to zrobiło ze mnie prawdziwego mężczyznę, to jestem nim w stu procentach.
Tak jest
Czy czynna służba wojskowa (nie mylić z wojskami obrony terytorialnej) jeszcze wróci? To pytanie pojawia się zazwyczaj w kontekście grożącej Europie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jedni uważają, że to konieczność, inni że głupota. Zwłaszcza że współczesne wojny nijak się mają do tych sprzed 30, a nawet 20 lat. Teraz potrzebni są zawodowcy, a nie amatorzy, którzy udają zawodowców. Nawet roczne szkolenie mogłoby nie przynieść żadnego efektu ze względu na zaawansowany sprzęt wojskowy, z jakiego się obecnie korzysta.
Głos w tej sprawie zabrali generałowie. Portal Planeta przytacza wypowiedź gen. Waldemara Skrzypczaka. – Gdyby to zależało ode mnie, gdybym oparł się na informacjach z Waszyngtonu i Europy Zachodniej, to pewnie bym podjął decyzję o ograniczonym poborze, żeby uzupełnić straty na wypadek wojny i uzupełnić jednostki wojskowe o nowych rezerwistów – stwierdził Skrzypczak.
Obowiązkowemu poborowi sprzeciwia się generał Stanisław Koziej. Jego zdaniem – jak napisał portal Planeta – przeszkolenia wojskowe powinny zostać utrzymane tylko dla ochotników. – Jestem przeciwnikiem powrotu do obowiązkowej służby wojskowej. Uważam, że powinniśmy utrzymywać armię zawodową, ale stworzyć warunki tym wszystkim chętnym, którzy chcieliby przechodzić przeszkolenia wojskowe, aby mogli je odbywać. Ale na zasadzie ochotniczej, a nie obowiązkowego poboru – podkreślił Koziej.
Do sprawy odniósł się też poseł PiS Waldemar Andzel z sejmowej Komisji Obrony Narodowej. – Od dawna byłem zwolennikiem obowiązkowej służby wojskowej, ale tego się nie robi w pięć minut. Generałowie są przeciwni temu rozwiązaniu. Myślę, że w przyszłości należałoby to rozważyć. I tak dużo elementów w tym względzie zrobiliśmy, bo powołaliśmy WOT, gdy opozycja krzyczała, że to jest złe. Opozycja też na pewno byłaby przeciwna wprowadzeniu powszechnego poboru, to musiałby być szeroki konsensus społeczny, to kwestia wychowania w szkole dzieci i młodzieży – powiedział „Faktowi”.
News4Media/fot. Pixabay