Wraz z początkiem 1946 r. polskie władze miały zamiar przystąpić do planowego wysiedlenia ludności niemieckiej z tzw. Ziem Odzyskanych. Wszystkiemu towarzyszyła zaś wzmożona akcja propagandowa prowadzona pod hasłem „Ani jednego niemca w Polsce” .
Jednym z ważniejszych postanowień, które latem 1945 r. zapadły w Poczdamie, były te zawarte w artykule XIII, na mocy których podjęto decyzję o wysiedleniu ludności niemieckiej z terenów, które po wojnie weszły w skład Polski, Czechosłowacji i Węgier. Problem miał dotyczyć łącznie nawet kilkunastu milionów ludzi.
Polskie władze były żywo zainteresowane rozwiązaniem tego problemu i jak najszybszą polonizacją tego terenu. Trudno jednak ustalić, ilu dokładnie Niemców znalazło się w granicach nowego państwa polskiego. Zasadniczym problemem była tzw. weryfikacja narodowościowa – gdy natrafiano na przypadki, kiedy trudno było jednoznacznie ocenić, do jakiej grupy narodowościowej zakwalifikować daną rodzinę. Dawało tutaj znać o sobie kilkusetletnie związanie z cywilizacją niemiecką, przypieczętowane akcją germanizacyjną oraz hitlerowskim terrorem. Wedle danych podawanych przez stronę niemiecką, mogło ich być nawet 4,5 miliona, jednak polscy badacze mówią zazwyczaj od liczbach od 2,5 do 3,5 miliona osób.
Dzikie wypędzenia
Pierwsze akcje wysiedleńcze pozostałej na terenie Ziem Odzyskanych ludności niemieckiej rozpoczęły się już przed oficjalnymi postanowieniami z Poczdamu. Polskie władze, stosując sprawdzoną już wcześniej taktykę czynów dokonanych, przystąpiły do działania. W czerwcu 1945 r. podjęto decyzję o rozpoczęciu wysiedlenia ludności niemieckiej z powiatów nadgranicznych. Akcja, przeprowadzona przez polskie wojsko przy wsparciu MO i UB, charakteryzowała się chaotycznym przebiegiem, brutalnością oraz całkowitym brakiem zabezpieczenia logistycznego (tzw. dzikie wypędzenia). Niektórzy z badaczy nazywali podejmowane wówczas działania „niemieckimi”, porównując je do działań hitlerowców w czasie wojny. W dodatku, po „wypchnięciu” ludzi za granicę, pozostawiano ich samym sobie, bo akcji nie uzgodniono ani z władzami Niemiec, ani nawet ze stroną radziecką. Efekt był więc taki, że tysiące ludzi koczowały na granicy.
Taki sposób przeprowadzenia wysiedlenia wywołał sprzeciw ZSRR oraz polskiej administracji, która zdawała sobie sprawę, iż chaos nią wywołany nie sprzyja i tak niestabilnej sytuacji w terenie. Tymczasowo zrezygnowano z przymusowego wysiedlania na rzecz dobrowolnych wyjazdów. Takowe zaś przygotowywały i koordynowały lokalne polskie władze. Pierwsze takie wyjazdy ruszyły już latem 1945 r. Jednocześnie jesienią powrócono do koncepcji planowej akcji wysiedleńczej, jednak jej efekty nie były tak duże, jak początkowo zakładano. Szacuje się, że do końca 1945 r. terytorium powojennej Polski opuściło około sześciuset tysięcy Niemców.
Wysiedlenia w 1946 r.
Akcję wysiedleń spowolniła na kilka dobrych tygodni sroga zima z przełomu roku 1945 i 1946, kiedy liczba transportów z Niemcami, wychodzącymi z poszczególnych powiatów, z kilkoma drobnymi wyjątkami spadła do zera. Do planowej akcji wysiedlenia planowano jednak powrócić już niebawem, a cała machina ruszyła w lutym 1946 r. Kierownictwo akcją nad akcją wysiedleńczą objęło Ministerstwo Ziem Odzyskanych, które ustalało jej plan, określało zasady, czuwało nad jej realizacją oraz ją finansowało. Bezpośrednio miał to wszystko koordynować delegat do Spraw Repatriacji Ludności Niemieckiej. Z kolei w poszczególnych województwach wszystkie sprawy związane z wysiedleniem należały do kompetencji Wydziałów Społeczno-Politycznych działających w strukturach Urzędów Wojewódzkich, a na poziomie powiatów zajmował się tym starosta. W każdym województwie objętym tym procesem został też powołany Komisarz do Spraw Repatriacji. Na Dolnym Śląsku został nim Roman Fundowicz. Natomiast czysto techniczną stroną tego procesu zajmował się Państwowy Urząd Repatriacyjny.
Pierwsze zorganizowane wysiedlenia Niemców transportami kolejowymi rozpoczęto w lutym 1946 r. Od marca odbywały się one już regularnie. Jednakże w niektórych powiatach i miastach grodzkich proces ten ruszył dopiero latem. Na terenie Dolnego Śląska utworzono dziesięć stałych punktów zbornych dla wysiedlanych Niemców: Dzierżoniów, Kłodzko, Jelenia Góra, Wrocław, Zgorzelec, Laskowice, Legnica, Żary, Lubań i Oleśnica. Wedle oficjalnych danych do końca tego roku z wysiedlono z terenu Polski 1620610 Niemców, z czego 1192788 trafiło do strefy brytyjskiej, a 427822 do strefy radzieckiej.
„U siebie za Nysą”
Całej akcji wysiedlania Niemców towarzyszyła intensywna akcja propagandowa. Wiele zresztą nie trzeba było robić. Jak wspomina jedna z ówczesnych mieszkanek Dolnego Śląska, początkowo tylko jedna sprawa łączyła wszystkich Polaków na tych ziemiach: niechęć do tego, co niemieckie. Ten powszechny w powojennej Polsce klimat społeczny, w kontekście kilkuletniej okupacji i niepowetowanych krzywd, jakich doznał naród polski ze strony hitlerowskich Niemiec, nie może zresztą zaskakiwać, a antyniemieckie nastroje były wtedy na porządku dziennym, czemu dawano zwłaszcza ujście w czasie oficjalnych wystąpień i akademii. Wszelkie słowa wypowiedziane publicznie, a kierowane przeciwko Niemcom, były przyjmowane przez zgromadzonych z dużą dozą entuzjazmu, a jak pokazywała praktyka, wygłaszanie takich przemówień było wręcz jednym z lepszych sposobów na zdobycie kapitału politycznego.
Dlatego też w lutym 1946 r. w wielu polskich miastach, nie tylko, acz głównie, na tzw. Ziemiach Odzyskanych, przeprowadzone zostały wiece pod hasłem Ani jednego niemca w Polsce – zapis słowa „Niemiec” z małej litery już sam w sobie jest dosyć wymowny. Na łamach „Polski Zachodniej”, organu prasowego Polskiego Związku Zachodniego, pisano: Na Ziemiach Odzyskanych mamy jeszcze sporo niemców, którzy na mocy porozumienia z państwami sojuszniczymi mają opuścić Polskę. (…) zgromadzeni wskazują na destrukcyjną pracę tego wrogiego Polakom elementu i domagają się szybkiej repolonizacji tych terenów (…). Polska stoi przed trudnym zadaniem wysiedlenia około 1 i pół miliona niemców i osiedlenia na tych terenach żywiołu polskiego – ale zadanie to wykona.
„Niemców zastąpimy Polakami”
Jeden z takich wieców odbył się w Jeleniej Górze. Doszło do niego 7 II 1946 r., a jego organizatorem był lokalny komitet Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Do prezydium wiecu weszli przedstawiciele partii politycznych, związków zawodowych oraz Związku Samopomocy Chłopskiej. Jak podawała prasa, udział wzięło w nim blisko dwa tysiące mieszkańców miasta. Korespondent dziennika „Pionier” pisał: Sala Wojewódzkiego Teatru Dolnośląskiego była zapełniona jak nigdy jeszcze dotąd. We wszystkich korytarzach, przejściach stali ludzie, dla których nie starczyło już miejsca w krzesłach. Więcej już uczestników sala pomieścić nie mogła. Przyszli mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, nawet starsza młodzież szkolna, dokumentując w ten sposób, że problem niemiecki jest w chwili obecnej najważniejszym zagadnieniem na Dolnym Śląsku.
Jako pierwszy przemawiał profesor Stefan Górka (1874-1951), wieloletni pracownik Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, który po wojnie już jako emeryt osiadł w Jeleniej Górze, gdzie zaangażował się w działalność społeczną. W swym przemówieniu (…) zobrazował stałe wysiłki Niemców, dążące do całkowitego zniszczenia narodu polskiego, bez względu na okres dziejów, teorię i przywódców politycznych itp. Na koniec dodał zaś, że miejsce wszystkich Niemców jest za Nysą Łużycką i jeśli (…) chcą realizować swoje demokratyczne idee, to mogą to robić tylko w swoim kraju, ale nigdy w Polsce. Jako drugi głos zabrał przedstawiciel związków zawodowych, niejaki obywatel Tamar. Jak podkreślał, wysiedlenie Niemców musi zostać przeprowadzone w sposób w pełni zorganizowany i przy wsparciu całego społeczeństwa: Najpierw należy usunąć Niemców ze wsi, a następnie z miast. Jako pierwsi winni wyjechać Niemcy nie pracujący i zbędni dla gospodarki polskiej na Dolnym Śląsku, a później wszyscy inni. Ani jeden Niemiec nie może w Polsce pozostać, bo wszystkich możemy zastąpić polskimi fachowcami. Należy tylko zorganizować we właściwy sposób stałe dosyłanie pracowników z Polski centralnej do fabryk dolnośląskich.
Następnie do zgromadzonych przemówił Edward Bilski, działacz PPS i poseł do Krajowej Rady Narodowej (KRN). On z kolei omówił (…) jak się zapatrują kraje zachodnie na kwestię repatriacji Niemców z Polski i jakie formy winna według nich ta repatriacja przybrać. W dalszej części swej przemowy mówił, że naród polski rezygnuje z odwetu za zbrodnie z czasów wojny, ale pod warunkiem, iż wysiedlenie Niemców za Nysę Łużycką nastąpi jak najszybciej: Pozwolimy Niemcom zabrać przewidziany w umowach bagaż, damy im nawet ochronę przed ewentualnymi wybrykami, które mogły by być prowokowane przez samych Niemców, celem szerzenia antypolskiej propagandy na Zachodzie.
Na zakończenie wiecu zgłoszony został projekt rezolucji (…) w której zebrani uchwalają, że za zbrodnie popełnione przez cały naród niemiecki, cały naród musi ponieść konsekwencje, że pozostawanie Niemców w granicach Państwa Polskiego zagraża obronności naszego kraju i że jest sprzeczne z naszymi interesami gospodarczymi. Dokument został przyjęty, a wspomniane już prezydium wiecu zostało zobowiązane do przesłania go Prezydentowi KRN Bolesławowi Bierutowi, Prezydium Rady Ministrów i do Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS w Warszawie. Na zakończenie spotkania wszyscy zebrani odśpiewali wspólnie „Rotę”.
Marek Żak
Fot. Fotopolska.eu