Wciąga nawet jedno kliknięcie
Anna przedstawia się jako samodzielna kobieta. Jest od dawna rozwódką. Ma dorosłego syna. Jej życie było uregulowane. Praca zajmowała w nim główne miejsce. Dom, pies, znajomi. – Dawałam sobie świetnie radę sama. Nie szukałam męskiego ramienia – podkreśla. Nie surfowała w sieci na portalach randkowych, na FB nie zamieszczała prowokacyjnych zdjęć. Nie odpowiadała na wysyłane na Messengerze zaczepki. Aż do tej jednej chwili, w lutym tego roku. Nie umie wytłumaczyć, dlaczego kliknęła. Ale stało się.
– Zaczęliśmy miłą konwersacją – wyznaje. – A co mi tam – pomyślała.- Porozmawiać można. Sprawdziła profil rozmówcy i dowiedziała się, że konto na Facebooku założył 19 listopada 2020 r., a pierwsze zdjęcie dodał 26 stycznia 2021 r. Na profilu były fotografie przystojnego mężczyzny w sile wieku, pięć z nich z nastoletnią córką, reszta z odpraw wojskowych, pojazdy itp., jakieś tam manewry wojskowe.
Przystojniak z córką
Tak zaczęła się jej znajomość z Tomkiem. 57-latkiem, który (jak opowiadał) jako dziecko wyjechał z rodzicami z Polski do USA. Od 26 lat służy w armii, a teraz jest na misji w Iraku i stamtąd do niej pisze. Na zdjęciu z siłowni mężczyzna prezentuje wyćwiczoną sylwetkę. Może się podobać.
– Rozmowy z nim dawały mi dużo radości – przyznaje Anna. Wykazywał dużą troskę o nią. Dopytywał się, jak minął dzień. Słał wirtualne kwiaty. Piosenki o miłości. Anna pokazuje niektóre wiadomości z WhatsAppa „ (…) jestem tak szczęśliwy, że mam Najpiękniejszego Anioła w moim życiu, jako moja pani, moja najlepsza przyjaciółka, moja żona, moja królowa, mój świat”. – Podobało mi się – przyznaje Anna. Tomasz pokazywał jej zdjęcia z dziewczynką, około 10-letnią. Mówił, że to Sandra, jego córka , która podczas jego nieobecności uczyła się w szkole prywatnej. Korespondencja kwitła. Pisywali do siebie na dzień dobry i na dobranoc. On opowiadał o trudnej pracy, tłumaczył, że nie może ujawniać szczegółów, czasami wtrącał, że może nie wrócić z patrolu, bo ma niebezpieczne zajęcie. Oświadczyny i czułości
Po dwóch tygodniach oświadczył się. Dlaczego tak szybko? Bo nie chciał, by mu odfrunęła z innym. – Jest taka atrakcyjna, ponętna, mądra i życzliwa. Nie może jej stracić – tłumaczył pośpiech. Wiadomości stały się gorętsze i pełne były wizji wspólnego życia. Oczywiście kupią dom i samochód. Mężczyzna mówił Annie, że marzy, by się ustatkować się i zająć spokojną pracą. Przysłał zdjęcie auta, którym teraz jeździ. Sprawdziła. W Polsce taki model kosztuje około pół miliona złotych. Chciał pokazać, że nie trafiła na biedaka? Na profilu wpisał, że interesuje się grą w golfa, nieruchomościami, wyścigami. Kosztowne hobby. W Polsce mógłby zająć się podobnymi sprawami. Mieć na przykład biuro nieruchomości czy warsztat samochodowy. Do planów na wspólne życie doszły tkliwe piosenki z polskiego You Tube. – Wprawiały mnie w nostalgię. Faktycznie zapomniałam, że można zatrzymać się na chwilę, wsłuchawszy się w miłość, którą proponował – opowiada Anna o tamtych dniach zauroczenia. W jednej z wiadomości napisała mu „Z taką osobą jak Ty, można przejść przez świat, wpatrując się tylko w Twoje oczy i być wiecznie zauroczoną i upojoną Twoją miłością”. Nie był dłużny: „Twoje usta smakują jak czekolada i miód. Życzę miłego snu. Kochanie, słodkich snów. Kocham Cię (…). – pisał do niej czule. Rozmawiali na wideoczacie. Znajomość się zacieśniała. Generał wchodzi do gry
W Polsce mieli zamieszkać w Jeleniej Górze razem z Sandrą. Dziewczynka napisała do niej, pytając, czy kocha jej tatę i czy zrobi wszystko, by byli razem. Jej ojciec gotowy był na ślub z Anną. Pojawił się tylko jeden problem.
Aby przyjechać do Polski, musiał znaleźć żołnierza, który zastąpi go na misji. Listą chętnych osób dysponował generał. Trzeba do niego napisać. Generał nazywał się Sean Barry MacFarland. Przysyłał Annie internetem (adres miał na gmailu) nazwiska sześciu agentów. Obok nazwisk widniały kwoty. Od 6500 do 15 tys euro. Tyle trzeba było zapłacić agentom, by zastąpili na misji ukochanego Anny. „Kochanie,pomóż mi teraz szybko. Musimy wybierać, zanim ktoś inny weźmie agenta. Kochanie,wiesz, że Sandra jest jedyną, którą mam. Jesteś jedyna,której wierzę i ufam. Obiecuję, że zwrócę ci pieniądze, kiedy wrócę do domu”. „Kochanie nie chcę tu umierać. Nie jestem spłukany. Mam pieniądze. Moje konto jest uśpione (…) Napisałem do banku, ale powiedzieli mi, że muszę przyjść w celu weryfikacji. Wtedy konto zostanie zweryfikowane i reaktywowane. Jak tylko wrócę do domu, zrobię to. Spłacę ci wszystko, jeśli chcesz podwójnie lub z odsetkami. Możesz mi zaufać. Jestem mężczyzną odpowiedzialnym, który zna wartość kobiety” – mejle od 57-latka przybrały ton błagalny. Tomasz, agent armii Stanów Zjednoczonych, na misji wojskowej w Iraku, ojciec Sandry,grał na czułych nutach „Zamierzasz mnie tu zostawić na śmierć. Co powiesz Sandrze, co stało się z jej tatą” – apelował o jak najszybsze działanie.
Wciągająca gra
– Otrzeźwiałam – relacjonuje Anna uczucie, jakie przyszło po mailach ponaglających wysłanie pieniędzy generałowi. Już wcześniej wyczuwała fałszywe nuty w tej znajomości. Nie była przecież naiwna. Ale dopóki wymieniali się mailami, pisali o miłości, planowali wspólne życie, było przyjemnie. Gdy pojawił się spis z agentami do wynajęcia za tysiące euro, dzwonek ostrzegawczy zabrzęczał ostrzej. Pomyślała, że pociągnie jednak tę grę, by zobaczyć,do czego ukochany będzie zdolny. Odpisywała, grała na zwłokę. Poprosiła mężczyznę o dane osobowe. Paszport, ubezpieczenie. Cokolwiek, by zweryfikować informacje. Ale okazało się, że są one tajne, bo przecież on jest agentem…. Postanowiła sprawdzić generała. Okazał się prawdziwy. W internecie na en.wikipedia.org.,obok zdjęcia przystojnego mężczyzny w mundurze z odznaczeniami, jest informacja, że był dowódcą III Korpusu, został wybrany na dowódcę koalicji przeciwko ISIS w Syrii i Iraku. Został zastępcą dowódcy generalnego i szefem sztabu Szkolenia Armii Stanów Zjednoczonych. Wycofał się z czynnej służby 27 lutego 2018 r. Pod danymi zamieszczona jest lista odznaczeń i misji, w jakich brał udział. Czy generał Sean Barry MacFarland wie, że pośredniczy w załatwianiu za pieniądze urlopu dla agenta Tomasza? Z pewnością nie. „Studium przypadku oszusta” Anna zaczęła analizować tę znajomość. Wczytywać się w wiadomości wymieniane z ukochanym na WhatsAppie. Gdy emocje opadły, motyle w brzuchu nie latały, dostrzegła, że raz maile pisane były ładną, poprawną polszczyzną, raz wyglądały jak żywcem wzięte z translatora Google’a. Skojarzyła inne fałszywe informacje. Spisała je sobie i nazwała „Studium przypadku oszusta”. To lista niekonsekwencji w działaniu Tomasza (o ile tak ma na imię – zastrzega teraz), która powinna dać jej do myślenia dużo wcześniej. Choćby informacja, że mężczyzna służył w wojsku już 20 lat, a nadal jeździł na misje. Dlaczego nie odszedł na emeryturę, jak zrobiłoby to wielu innych? Sprawa z córką. Który rodzic zostawia 10-lenią dziewczynkę i wyjeżdża na front? Mężczyzna pisze, że raz czeka na kontrakt w Hiszpanii, a innym razem, że musi iść jeszcze na drugą misję do Afganistanu. Alarmuje, że nie ma dostępu do konta, ale korzysta swobodnie z internetu itp.,itp….
By inne nie wpadły w sidła
– Mam analityczny umysł, i to pozwoliło mi nie dać się omamić do końca – mówi Anna. A więc nie wysłała „amerykańskiemu żołnierzowi” żadnych pieniędzy, nie podała numeru konta ani innych wrażliwych danych. „Studium przypadku oszusta” wysłała 57-latkowi. Było już jasne, że nie udało mu się jej nabrać. „Będziesz cierpieć przez resztę twojego życia (…) Stracisz jedyną rzecz, która daje szczęście w życiu”. (…) Czy to znaczy, że opuścisz mnie dla sępów nocy, aby rozszarpały moje ciało. Wiesz jak daleko zaszliśmy, że Sandra opowiedziała o Tobie przyjaciółkom, czy złamiesz jej serce?” – mężczyzna próbował jeszcze coś wskórać. Odpisała spokojnie i z klasą: „Tomku (jeżeli tak masz na imię), jesteś inteligentnym facetem, życzę Ci naprawdę dużo uśmiechu na co dzień. Ciepła w dni pochmurne i zimne. Abyś spotkał kobietę, która da szczęście, miłość. Będzie Twoją łzą, ale i słońcem osuszającym rosę z Twych oczu”. – Nie zerwałam od razu – opowiada Anna. Chciała zobaczyć, jak pracuje umysł oszusta. Czekała także na ciąg dalszy, na ruch generała. A nuż się uda i ukochany dostanie urlop. I co wtedy wymyśli? 9 marca przyszedł mail od generała, że dokona wszelkich starań, aby agent Tomasz otrzymał urlop. Następnego dnia informacja z listą agentów na zastępstwo i ponagleniem, by szybko się zdecydować i zapłacić któremuś z nich. Stanęło na tym najtańszym. Za 6500 euro. To przelało czarę. 11 marca nastąpił koniec. Ostateczny. Po niemal miesiącu korespondowania („gotowania żaby” – jak mówi Anna), urabiania jej, wciągania w intymną relację, budowania grozy (na każdym patrolu groziła mężczyźnie śmierć), udało się jej zamknąć ten rozdział swojego życia. Zorientowała się, że zaraz potem z FB i Messengera zniknął profil „agenta Tomasza”.
Kobiecość zwycięża
– To nie jest do końca tak, że nie wyszłam pokiereszowana z tej znajomości – przyznaje. Wprawdzie nie straciła pieniędzy, ale niesmak pozostał. Dała się wkręcić, a nie powinno tak się stać. Myśli z grozą, co byłoby, gdyby do końca straciła głowę. W internecie znalazła dziesiątki opisów. Kobiety, by ratować „amerykańskiego żołnierza”, sprzedawały domy i samochody. Czekały na ukochanego. A pieniądze i agenci rozpływali się jak kamfora. Anna ma nadzieję, że jej historia będzie przestrogą dla ewentualnych kolejnych ofiar. Jest jeszcze jedna strona tej sytuacji. Tym razem pozytywna. Anna nazywa to rozbudzeniem kobiecości. 61-latka stwierdziła, że do tej pory żyła jak w kokonie. Praca – dom – praca. A teraz, po tej czułej korespondencji, przekonała się, jakie to miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy. Że spragniona jest komplementów, docenienia i pożądania. Wzięła się za sobie. Zaczęła codziennie biegać. Zafundowała sobie zabiegi u kosmetyczki. Spodnie i buty na płaskim obcasie zamieniła na szpilki i sukienki. – No i zarejestrowałam się na portalu randkowym 50+- powiada ze śmiechem. Już umówiła się na randkę. Z prawdziwym Grzegorzem. Nie wirtualnym.
Co radzi policja, gdy na FB zaczepi cię „amerykański żołnierz” – Przede wszystkim w przypadku jakichkolwiek wątpliwości należy zgłosić się do najbliższej jednostki policji. W większości takich przypadków to będzie oszust. Ostrzegamy, żeby nie przekazywać żadnych pieniędzy osobie, której nie znamy lub znamy ją tylko wirtualnie. To jest podstawowy błąd popełniany przez ofiary oszustów. Osoby poznają kogoś wirtualnie, widzą ładne zdjęcia i świetnie napisany tekst, który wabi. Rozmowy są prowadzone w kulturalny sposób, a ofiary są nim oczarowane. Następnie oszuści proszą o pomoc finansową. Niejednokrotnie poszkodowane osoby przekazują im cały swój dorobek – mówił portalowi natemat nadkom. Andrzej Świeboda z Komendy Powiatowej w Zawierciu. Komentował przypadek 59-letniej kobiety, która „amerykańskiemu żołnierzowi” przesłała 54 tys. zł. Gotowa była posłać więcej i zaciągnęła już kredyt, ale na szczęście zareagowała jej córka. Postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Tego typu oszustwa są bardzo trudne do wykrycia.
Alina Gierak
Tekst ukazał się w 12 numerze Nowin Jeleniogórskich z 23 marca 2021