– Nie mogę stracić dzieci. Zrobię wszystko, co możliwe, aby do tego nie dopuścić. Dlaczego? Bardzo je kocham. Muszę im oszczędzić dalszych traumatycznych przeżyć – głosem pełnym emocji mówi Anna, rodowita jeleniogórzanka, która od kilku miesięcy żyje pod groźbą odebrania dwojga dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii.
Mieszkała w Londynie i życie było piękne, początkowo…
Trzynaście lat temu Anna, pełna nadziei i dobrych myśli, wyszła za londyńczyka Johna. Początkowo życie układało się dobrze. Miała dobrze płatną pracę i grono znajomych. Małżeństwo z Johnem przetrwało niewiele ponad sześć lat. W 2014 roku brytyjski sąd na wniosek Anny orzekł rozwód. Orzeczono winę Johna, któremu udowodniono przemoc fizyczną i psychiczną wobec Anny. Ponadto były już mąż otrzymał zakaz wszelkiego kontaktowania się z Anną, telefonowania do niej czy nawet wysyłania SMS-ów. Później angielski sąd rodzinny ustalił, że John będzie miał prawo kontaktować się z dziećmi. Początkowo były to ustalone spotkania sobotnie i środowe. Od października 2016 roku pozwolono na kontakty w co drugi weekend od piątku do poniedziałku oraz w środy.
– W tym czasie niejednokrotnie zdarzały się sytuacje, że dzieci, zwłaszcza młodsza córka Aldona, stawiały opór i nie chciały wychodzić z domu i być zabierane przed ojca. Wracając z weekendowych pobytów, zgłaszały one coraz częściej, że ojciec nie ma dla nich cierpliwości. Często na nie krzyczy. Zajęty innymi obowiązkami rzadko się nimi zajmuje. Częściej robią to jego rodzice oraz brat męża (wujek) – relacjonuje Anna – Pewnego razu kilkuletnia córka opowiedziała o (delikatnie określając) rażąco niestosownym wobec niej zachowaniu wujka. Sprawa została zgłoszona na policję i trafiła do brytyjskiego sądu. Domagałam się, aby sąd w Londynie zakazał wszelkich spotkań moich dzieci z wujkiem cierpiącym na potwierdzone przez lekarzy zaburzenia obsesyjno-kompulsywane. Stało się inaczej. Zdaniem sądu, brat męża będzie mógł się zbliżać do moich dzieci w obecności innych osób, czyli pod nadzorem. Byłam i jestem temu przeciwna.
Zawirowania w angielskim sądzie
Szczególny sprzeciw Anny powodowały trzykrotnie wydawane przez angielskie sądy orzeczenia zabraniające jej dzieciom jakichkolwiek spotkań z psychologiem dziecięcym lub psychologiem dla osób dorosłych albo ze specjalistą zdrowia psychicznego. Do tego orzeczenia dołączone było pouczenie o odpowiedzialności karnej matki lub innych osób. Sąd Rodzinny w B., który pod karą więzienia zabraniał korzystania z pomocy psychologa lub psychiatry, nawet nie poinformował Anny w sposób właściwy o mającym się odbyć przesłuchaniu w tej ważnej sprawie. Nie wzruszyło to tego sądowego orzeczenia. Skończyło się na przesłaniu na adres Anny przeprosin „za niedopatrzenie, iż nie została Pani powiadomiona o przesłuchaniu sądowym z odpowiednim wyprzedzeniem”. Przeprosinom towarzyszyło zapewnienie, że Anna będzie informowania na bieżąco o przyszłych wydarzeniach w postępowaniu sądowym.
„Były mąż mnie poniżał”
– W tym czasie były mąż mnożył coraz więcej przeszkód we w miarę normalnym funkcjonowaniu dzieci. Momenty, w których (zawsze w towarzystwie swojego ojca) odbierał ode mnie dzieci, wykorzystywał do okazywania mi niechęci i obrażania mnie. Nie było mowy o elementarnych formach grzecznościowych – relacjonuje Anna – Zdarzyło się, że gdy nasza mała Aldona była mocno przeziębiona i opierała się przed wyjazdem z mojego domu, próbował ją zabrać na siłę. Każda okazja była dobra, aby dokuczyć mnie i moim dzieciom. Gdy przygotowałam Gerarda do nauki w dobrej szkole, a wymogiem było zdanie egzaminu wstępnego do tej placówki – John próbował temu przeszkodzić. Nie zgadzał się na udział syna w takim egzaminie.
Angielscy sąsiedzi wzięli stronę Anny
Zachowanie Johna, wcześniej męża a następnie byłego męża, wobec Anny i jej dzieci zbulwersowały nawet ich angielskich sąsiadów. Swoją opinię w tej sprawie zdecydował się wyrazić jeden z mieszkańców – wieloletni, emerytowany już funkcjonariusz policji. W jego pisemnym oświadczeniu czytamy m.in.: „Głos pana J.H. był często słyszany w obraźliwy i kłótliwy sposób, skierowany do jego żony. Istniały obawy, że stanie się agresywny wobec niej lub dzieci. W tej sytuacji uznałem za konieczne porozmawiać z panią Anną i doradzić jej, że jeśli poczuje się w jakikolwiek sposób zagrożona, powinna natychmiast zadzwonić na policję. W trakcie moich rozmów z panią Anną przejawiała ona poczucie strachu, który rozpoznałem i którego często doświadczałem, zajmując się różnymi problemami domowymi i sporami publicznymi. Pani Anna najwyraźniej bała się swego męża, a ja zaproponowałem, że będę stawiał się w sądzie, aby udzielić jej moralnego wsparcia. Podczas moich ostatnich rozmów z sąsiadami, którzy znali męża Anny, wszyscy oni wyrażali pogląd, że miał przesadną opinię o sobie i swoim znaczeniu. John sprawiał wrażanie, że jego głównym zmartwieniem nie były dzieci, ale on sam. Uważamy, że jego postawa i zachowanie było zasadniczo ukierunkowane na powodowanie emocjonalnego bólu i udręki pani Anny. Czasami ze szkodą dla dobra dzieci, które widziano i słyszano, gdy wsadzano je do pojazdu, gdy odbierał je pod koniec tygodnia”.
Powrót do Polski
Nie można się więc dziwić, że Anna wraz z dziećmi zdecydowała się w takiej sytuacji powrócić do Polski. Szybko udało się umieścić dzieci w dobrych placówkach oświatowych. Zostali dobrze przyjęci przez rówieśników.
Problemy rodzinne, tak nabrzmiałe i skomplikowane w przypadku pani Anny i je dzieci, rozstrzygać będzie teraz polski wymiar sprawiedliwości. Konkretnie Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Sędzina, której sprawę tę powierzono, wyznaczyła pierwszą rozprawę na 28 czerwca. Przesłuchano wówczas oboje rodziców. Annę na sali posiedzeń, a jej byłego męża online z Londynu. W tym samym dniu przesłuchano także dzieci mające obecnie 9 i 11 lat. Dzieci jasno zadeklarowały, że chcą mieszkać w Polsce, „bo ludzie są tu milsi … mniej przeklinają, mniej się biją i mamy tutaj więcej rodziny”. Kolejne rozprawy wyznaczono na 16 i 20 lipca.
Polski sąd wydał dzieci Anglikowi
– Na rozprawie w dniu 16 lipca sędzina wydała wyrok. Nakazała wydanie dzieci ojcu – do środowiska, gdzie dzieci doświadczyły przemocy ze strony ojca i jego rodziny. Wbrew woli tych dzieci, które definitywnie deklarują, że chcą pozostać w Polsce. Sąd Okręgowy we Wrocławiu stwierdził, że Wielka Brytania była i jest centrum życiowym dzieci, i nakazał im powrót – z żalem i oburzeniem mówi zrozpaczona Anna – W Wielkiej Brytanii wyroki zapadają bez mojego udziału, sąd mnie nawet nie powiadamia o rozprawach. Za zabranie dzieci do psychologa grozi mi tam kara więzienia.
Zdaniem pani Anny orzeczenie wrocławskiego sąd jest bardzo niesprawiedliwe. Odrzucono jej wszystkie wnioski, tj. uzyskanie zgody sądu do legalnego korzystania z pomocy psychologicznej dla dzieci, a także ustalenie „miejsca zamieszkania” przy matce, to jest w Polsce. Zarazem przychylono się do wniosku ojca o wakacje z nim w dniach od 18 do 25 lipca. Ten wniosek zaakceptowano, mimo iż John nie chciał ujawnić, dokąd zamierza pojechać z dziećmi.
Obława na dzieci
– Decyzja wrocławskiego sądu zaskutkowała łapankami na moje dzieci. Pierwszy raz były mąż podjechał pod nasz blok 18 lipca. Wjechał do mojej mamy na 5. piętro. Oświadczył, że zabiera dzieci. Dzieci w płacz. Machał nakazem z żądaniem, że dzieci mają wyjść, bo on woła policję. Dzieci zaczęły jeszcze głośniej płakać. Ja mówię do niego: – Wejdź do środka, porozmawiajmy z dziećmi, zrobię ci herbatę. On na to że nie wejdzie do mieszkania. Będzie czekał na dole. Dzieci mają zejść do niego – opisuje sytuację p. Anna – Ostatecznie tego dnia dzieci nie wydano ojcu, przedstawiając zaświadczenie lekarskie stwierdzające konieczną pomoc medyczną.
Dwa dni później we wrocławskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa. Prowadzące ją sędzina wykazała zdziwienie, że dzieci nie zostały jeszcze odebrane. Ustaliła kolejny termin. Wyznaczyła go na dzień 21 lipca na godzinę 15. Znów pod blokiem na jeleniogórskim Zabobrzu pojawił się angielski były mąż, tym razem w towarzystwie kuratora sądowego i policji. W mieszkaniu na 5. piętrze czekała na nich mama pani Anny, aby przekazać kuratorowi zaświadczenia lekarskie, że w aktualnym stanie zdrowia dzieci nie mogą wyjechać. Młodsze z dzieci, 9-letnia Aldona tak przeżyła pierwsze najście ojca, że na drugi dzień dziewczynka miała napad padaczki.
– Formalnie rzecz biorąc, wrocławska sędzina wydała byłemu mężowi zgodę na tygodniowe wakacje w Polsce. Trzeba jednak mieć świadomość – zwłaszcza gdy były mąż nie chciał podać adresu, gdzie będzie spędzał z dziećmi wakacje – że takie postawienie sprawy było szczytem naiwności – mówi p. Anna. – Ja zaraz wiedziałam, że on wsiądzie w samochód ze swoim tatusiem – bez problemów przejedzie przez otwarte granice Schengen i ostatecznie wjedzie na teren Wielkiej Brytanii. Ja mych dzieci mogę już nigdy nie zobaczyć. Dlatego boli mnie orzeczenie wrocławskiego sądu. Szukam wszędzie pomocy. A trzeba wiedzieć, że to nie tylko mój problem, ale wielu innych matek, których angielscy mężowie (aktualni lub byli) okazują się niegodni bycia ojcami naszych dzieci.
Tomasz Kędzia
Fot.: News4Media
Imiona bohaterów i drobne szczegóły zostały zmienione w trosce o dobro małoletnich dzieci.
Tekst ukazał sie w Nowinach Jeleniogórskich 17 sierpnia 2021r