Żegnająca się z igrzyskami olimpijskimi Maja Włoszczowska, nasza regionalna jedynaczka w reprezentacji Polski, zajęła 20 miejsce w wyścigu indywidualnym kolarek górskich. To lokata poniżej jej własnych oczekiwań, ale okoliczności nie sprzyjały.
Multimedalistka zawodów w kolarstwie górskim, dwukrotna wicemistrzyni olimpijska nie kryła – także w rozmowie na naszych łamach – że celem ostatniego jej występu na olimpiadzie jest medal. Wyścig nie ułożył się jednak po jej myśli, także za sprawa warunków w jakich był rozgrywany. Zadecydowała runda startowa, która z walki o medale wyeliminowała nie tylko M. Włoszczowską.
Po nocnym tajfunie trasa zrobiła się bardzo trudna technicznie, a krótko po starcie zawodniczki czekał bardzo trudny i wąski podjazd. To sprawiło, że w tym miejscu tylko startujące z pierwszego rzędu zawodniczki miały szanse pokonać go sprawnie. Pozostałe utknęły w korku i traciły bezcenne sekundy. Także Maja Włoszczowska, która startowała z trzeciej linii.
Sama zawodniczka w pomeczowym wywiadzie przyznała, że właśnie ta część wyścigu (choć także błędy własne) wykluczyły ja z walki o najwyższe cele.
– Potem próbowałam gonić, ale udało się odrobić kilkanaście pozycji. Na dociągnięcie do czołówki zabrakło sił – tłumaczyła zawodniczka.
Wyścig był popisem Szwajcarek. Wygrała z dużą przewagą Jolanda Neff. Wyprzedziła o 1,11 min Sinę Frei oraz o 1,19 min Lindę Indergand.
37-letnia zawodniczka z Jeleniej Góry startowała na igrzyskach po raz czwarty. W swoim debiucie w Atenach (2004) była szósta, w Pekinie (2008) i w Rio de Janeiro (2016) zdobyła srebrne medale, a na igrzyskach w Londynie w 2012 roku (była chyba wtedy w szczytowej formie) nie wystąpiła z powodu kontuzji. W Tokio była chorążą reprezentacji Polski (wraz z Pawłem Korzeniewskim).