Sympatyków narciarstwa zjazdowego, którzy po wojnie osiedlili się na ziemi jeleniogórskiej, ucieszył fakt, że w Karkonoszach jest wiele stoków narciarskich, co umożliwiło uprawianie i rozwój tej dyscypliny. Chociaż tylko w Bierutowicach zainstalowany był wyciąg saniowy, szybko zaczęły powstawać sekcje narciarstwa zjazdowego w Karpaczu (zawody odbywały się w Kotle Małego Stawu), Szklarskiej Porębie i Jeleniej Górze. W 1959 roku zbudowano wyciąg krzesełkowy na Kopę i wytyczono trasę zjazdową z Kopy do dolnej stacji wyciągu. Trzy lata później oddano do użytku wyciąg na Szrenicę. W historii sportów zimowych dobrze zapisali się reprezentanci KS „Śnieżka”. Na liście wychowanków klubu znanych z sukcesów na arenie ogólnopolskiej figurują Zygmunt i Kazimierz Nowakowscy.
Po latach wojennej zawieruchy Zygmunt z dwa lata starszym bratem znaleźli swoje miejsce w Karpaczu. Ich ojciec był inwalidą wojennym i dzięki temu w końcu sierpnia 1949 roku Nowakowscy zamieszkali w domu „Znicz”. Miasto pod Śnieżką było wtedy centrum sportów zimowych. Słynęło w Polsce z saneczkarstwa, bobslejów, skeletonu, skoków, narciarstwa biegowego i zjazdów. Naturalną koleją rzeczy bracia zainteresowali się zjazdami i skokami i czynili błyskawiczne postępy. Wygrywali lub byli w czołówce krajowych i lokalnych zawodów obu dyscyplin. Ich trenerem był późniejszy prezes polskich kolarzy Zbigniew Rusin.
-Zygmunt w Karpaczu ukończył szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące, dobrze się uczył. Dwa razy zdobył narciarskie mistrzostwo średniej szkoły. Z powodzeniem startował też w zawodach lekkoatletycznych, w konkurencji sprintów, rzutów i skoków. Co tydzień na drewnianej skoczni „Orlinek” organizowano konkursy skoków z udziałem 17 – 27 zawodników. Ja wygrywałem wszystkie konkursy, Zygmunt był drugi, co dopingowało Go do intensywnego treningu – wspomina Kazimierz Nowakowski.
Szczyt sportowych sukcesów nastąpił w 1954 roku. W Iwoniczu Zdroju Zygmunt został mistrzem Polski w slalomie gigancie, brat wicemistrzem w slalomie. Choć w kategorii seniorów „Zyga” miał mniej czasu na treningi, to nadal świetnie spisywał się na karkonoskich trasach rywalizując z Egonem Myśliwcem, Romanem Molendą, Janem Bartkiewiczem, Andrzejem Koźbiałem, Ryszardem i Jerzym Witke.
-Mój tato Jan Marian Klamut poznał Zygmunta i jego brata dość wcześnie na narciarskich trasach i kiedy zamieszkaliśmy w Karpaczu przy ulicy Świerkowej, okazało się, że są oni naszymi sąsiadami. Ich budynek nazywał się „Papierowy Domek”, nasz „Mikado”- wspomina Andrzej Wojciech Klamut. – Wychowany w narciarskiej atmosferze musiałem zdecydować, co wybrać, skoki czy zjazdy. Lubiłem obie zimowe dyscypliny. Wyboru właściwie dokonał pan Zygmunt wręczając mi piękne młodzieżowe narty skokowe. Wygrałem na nich kilka konkursów na skoczni na stoku „Kolorowa”, wielkie imprezy przeprowadzano na dużej skoczni „Orlinek”. Podczas tych zawodów my juniorzy dbaliśmy o stan zeskoku, latem w tym rejonie mieliśmy tzw. suchą zaprawę. Sporym zainteresowaniem cieszyły się także konkursy na średniej skoczni w Bierutowicach. Pan Zygmunt pracował w karpaczańskim sanatorium ”Swietłana”, jednocześnie pełnił funkcję trenera skoków narciarskich w Śnieżce. To On nauczył mnie podstaw skoków i zapewnił, jak na owe czasy, nowoczesny sprzęt: narty i buty. Nie zrezygnowałem jednak z narciarstwa zjazdowego i nadal startowałem w zawodach slalomowych. Nowo wybudowany wyciąg na Kopę bardzo kusił możliwością wspaniałych zjazdów. Od czasu do czasu pan Zygmunt też jeszcze stawał na starcie slalomów. W owym czasie trasy zjazdowe z Kopy czy Szrenicy były dość wąskie i niezbyt bezpieczne. Bardzo trudny był zwłaszcza wąski i stromy odcinek z Kopy nazywany Starym Essem. Miałem możliwość obejrzenia, jak ten odcinek slalomu giganta pokonywał Zygmunt Nowakowski. Szybko, płynnie, technicznie nienagannie, co nie było takie proste biorąc pod uwagę ówczesny sprzęt narciarski.
W Karpaczu można było wybrać się do wielu lokali rozrywkowych, prym wiodły „Patria” i „Orlinek”. W tym ostatnim doszło do wydarzenia, które dość długo było komentowane. Na wieczornym, sobotnim dancingu spora grupa sportowo-towarzyska mieszkańców Karpacza spotkała się z agresywną grupą licznych gości z kopalni „Turów”. Na obu kondygnacjach hotelu doszło do prawdziwej bitwy. Walczono ostro, w ruch poszły krzesła i zastawa. Kiedy przyjechali interweniować funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, okazało się, że nikt do nikogo nie miał pretensji. Przyjezdni pokryli wszystkie szkody. Kiedy następnego dnia o całym zdarzeniu dowiedział się Zygmunt Nowakowski, przez długi czas miał pretensje, że kolega sąsiad nie powiadomił go. Z domu, razem z bratem szybko ruszyliby na pomoc, gdyż już po pięciu minutach byliby w „Orlinku”.
Zygmunt bardzo lubił jazdę motocyklem. Posiadał nowoczesną „maszynę” marki MZ i właśnie jadąc na niej w Ściegnach pod Karpaczem doszło do wypadku drogowego. Współpasażer doznał tylko niewielkich obrażeń, Zygmunt poniósł śmierć na miejscu. Po bardzo tragicznym wydarzeniu, mając na uwadze sportowe dokonania 25-letniego zawodnika, w porozumieniu z Polskim Związkiem Narciarskim działacze KS „Śnieżki” podjęli ważną decyzję. Postanowili, że w każdą pierwszą niedzielę po Nowym Roku zawodami inaugurującymi nowy sezon narciarski będzie Memoriał im. Zygmunta Nowakowskiego w konkurencji slalomu giganta na trasie zjazdowej z Kopy.
-W zawodach brały udział wszystkie kluby Dolnego Śląska, startowało po pięćdziesięciu narciarzy – dodaje Andrzej Wojciech Klamut. – Trasa była długa, bo start zlokalizowano na wysokości górnej stacji wyciągu, metę już na płaskim odcinku. Miałem tę możliwość, że kilka razy wygrałem te zawody w grupie juniorów. Umiejętności nabyte pod kierunkiem mojego trenera pana Zygmunta przydały mi się w 1965 roku. Jednego dnia zwyciężyłem w Szklarskiej Porębie w konkursie skoków narciarskich i w slalomie gigancie. Zygmunt Nowakowski został pochowany na cmentarzu w Karpaczu. Mieszkam w Niemczech, gdy przyjeżdżam do rodzinnego miasta, systematycznie odwiedzam Jego grób. Tutaj ostatnio wspominałem Go miesiąc temu. W swoich zbiorach mam sporo ciekawych, wyjątkowych zdjęć dotyczących historii narciarstwa w Karpaczu. Zdjęcia na prośbą pana Zygmunta wykonywał jego brat, gdy zajął się fotografią.
Henryk Stobiecki
2 komentarze
Wtedy Karpacz i Szklarska to faktycznie były ośrodkami sportów zimowych, szczególnie narciarstwa, mimo że nie miały żadnych „Ski Aren”.
Pamiętam dobrze obu braci. Z kazikiem chodziłem do jednej klasy w liceum. Ze sprzętem było w tamtychczasach krucho więc jako zawodnik „drugiej ligi” dziedziczyłem narty po lepszych zawodnikach. Od Kazika dostałem długie, (330 cm) nart Zubka na których startowalem z zjazdach. Po latach przy okazji wizyty spotkałem sięz kazikiem i jego zoną w ich nowym domu na dole Karpacza.