„Są chwile i ludzie, których się nie zapomina”.
– Nie pamiętam, aby przez osiemnaście lat mojej zawodowej pracy jakiś pacjent skarżył się na dyplomowanego specjalistę, znanego internistę, diabetologa i lekarza rodzinnego, doktora Adama. W opiniach pacjentów do Narodowego Funduszu Zdrowia czytamy: „Pan Pawlikowski to lekarz o niebywałej empatii i ogromnej kulturze osobistej, dużej wiedzy fachowej i doświadczeniu. Lekarz niezwykle ceniony, lubiany i oddany pacjentom. Życzliwy, ciepły, cierpliwy. Lekarz bardzo sympatyczny, z poczuciem humoru, dobry, skromny człowiek o wielkim sercu. Wspaniały szef”. Jego pacjenci zawsze byli zadowoleni z każdej wizyty, pomocy medycznej i metod leczenia – mówi kierownik Dolnośląskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia we Wrocławiu Delegatura w Jeleniej Górze, Dorota Gniewosz.
– Adam – zawsze uśmiechnięty, dowcipny, uczynny. Tak Go zapamiętałam. Poznałam Go ponad 50 lat temu, podczas stażu na internie. Potem przez wiele lat nasze drogi zawodowe biegły w sąsiedztwie, najpierw w cieplickim szpitalu, potem w Jeleniej Górze. Adama lubili wszyscy. Był bezpośredni, bezkonfliktowy, pełen humoru, zawsze skory do pomocy. Miał fantastyczny kontakt z pacjentami. Był bardzo rodzinny, zawsze ciepło mówił o swoich najbliższych. Niezależnie – ordynator czy dyrektor, zawsze był Człowiekiem – wspomina wieloletni ordynator Oddziału Neurologii, dr Bożena Kempa.
”Dr Adam Pawlikowski – znakomity lekarz, świetny kolega. Los sprawił, że w swym życiu zawodowym doświadczył szerokiego spektrum działań. Był lekarzem wiejskiego Ośrodka Zdrowia, lekarzem oddziału wewnętrznego, a potem jego ordynatorem, dyrektorem szpitala, prowadził przychodnię specjalistyczną, był konsultantem interny dla oddziałów szpitalnych. Tak intensywnie żył i pracował. W każdym z tych miejsc znakomicie odnajdował się, ogromnie lubiany przez pacjentów i współpracowników. Sprawiał wrażenie człowieka, dla którego zawód lekarza jest naturalnym żywiołem. Adam miał wrodzony talent nawiązywania bezpośrednich, ciepłych relacji, skracania dystansu. Dysponował nieograniczonymi pokładami pogody ducha. Promieniował dobrą energią i pozytywnym nastawieniem, czuło się w Nim ogromną życzliwość do świata i ludzi. Spotkanie Go na szpitalnym korytarzu, w gabinecie lekarskim czy wśród pacjentów gwarantowało poprawę nastroju i dobry humor na resztę dnia. Adam był lekarzem niezwykle empatycznym, a przy tym kompetentnym specjalistą. Bardzo dobrze wspominam współpracę z dr. Adamem jako dyrektorem szpitala i ordynatorem. Zawsze otwarty na dialog, pomocny w rozwiązywaniu problemów. Nawet bardzo już chory, z trudem poruszający się, przychodził do szpitala, by jednak pracować, chociaż na miarę możliwości. Przy tym, mimo kolosalnych problemów ze zdrowiem, zawsze uśmiechnięty, wręcz serdeczny, z widoczną przyjemnością czerpania ze spotkania i z rozmowy. Dr Adam Pawlikowski, jak mało kto, ma miejsce w sercach tych wszystkich, którzy mieli szczęście spotkać Go na swojej drodze. Zawsze jawił mi się jako Mistrz Życia, który pełnymi garściami potrafi czerpać z niego, co dobre i przyjemne, znajdując przy tym ukontentowanie z sumiennego wykonywania zawodu” – napisał we wspomnieniowej impresji dr Kazimierz Pichlak.
Dr Adam Pawlikowski urodził się w miejscowości Osiny. Pracował już od szesnastego roku życia, także podczas studiów medycznych. Był felczerem, później, jako student, finansowo wspomagał rodziców. We Wrocławiu pracował w pogotowiu ratunkowym. Służbę wojskową odbył w Kołobrzegu, w jednostce Marynarki Wojennej.
– W 1986 roku pan doktor Pawlikowski przyjmował mnie do pracy jako dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Jeleniej Górze. Wspaniały człowiek, dobry lekarz i kolega. Po zakończeniu kariery administracyjnej w latach 1987–2005 sprawował funkcję ordynatora oddziału chorób wewnętrznych w szpitalu w Cieplicach. Był lekarzem prowadzącym w jeleniogórskim punkcie krwiodawstwa – agendy Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa w Wałbrzychu. Przez wiele lat prowadził Poradnię Diabetologiczną w Wojewódzkim Centrum Szpitalnym Kotliny Jeleniogórskie – wspomina jego dyrektor ds. lecznictwa, Zbigniew Markiewicz.
– Już ponad 50 lat minęło, jak Adam Pawlikowski ze swoją żoną Danutą osiedlili się w Dziwiszowie. Oboje po studiach na Akademii Medycznej we Wrocławiu, Adam po Wydziale Ogólnolekarskim, Danuta po stomatologii. Dla Ośrodka Zdrowia idealny układ zawodowy. Jako lekarz w Dziwiszowie Adam potrafił dogadać się nie tylko z pacjentami, ale również z wójtem, księdzem i członkiem PZPR. Ta umiejętność zjednywania sobie ludzi o różnych poglądach i skłaniania ich do współpracy na rzecz mieszkańców przynosiła same korzyści. Według opowieści miejscowych ta czwórka stanowiła świetny team brydżowy. Poznałam Adama, jak przyszedł na staż na Oddział Dziecięcy szpitala przy ulicy Żeromskiego w Jeleniej Górze. Zaliczył kolejno obowiązujące staże i rozpoczął specjalizację z chorób wewnętrznych, czyli tzw. interny. Doktor Pawlikowski był człowiekiem bardzo aktywnym i wielozadaniowym. Po uzyskaniu specjalizacji drugiego stopnia został zastępcą ordynatora na jednym z oddziałów wewnętrznych cieplickiego szpitala. Jednocześnie z dużym zaangażowaniem pełnił obowiązki dyrektora Szpitala Wojewódzkiego. W drodze postępowania konkursowego, w kwietniu 1991 roku, został ordynatorem tego oddziału, a od wiosny 2000 roku jednego z dwóch oddziałów wewnętrznych nowo otwartego szpitala przy ulicy Ogińskiego. Po przejściu na emeryturę Adam aktywnie pracował w Stacji Krwiodawstwa – kolejnym miejscu Jego pracy, już w czasie zatrudnienia w cieplickim szpitalu oraz nadal w Poradni Diabetologicznej – wspomina dr Zdzisława Piotrowska–Gede i dodaje:
– Zapamiętałam też Adama jako kochającego ojca córek, Danusi i Anny (mieszka w Piławie Górnej) oraz syna Piotra (mieszka w Zielonej Górze), a potem dziadka piątki wnuków i prawnuka Natana (skończył cztery latka). Dzieci najstarszej córki Danusi we wczesnym dzieciństwie bywały pacjentami Oddziału Dziecięcego. Od ich przyjęcia nie upłynęło nawet kilka godzin, jak zatroskany dziadek już dzwonił pełen niepokoju. Wieloletnia współpraca z dr. Pawlikowskim w okresie Jego dyrektorowania zawsze owocowała porozumieniem. Zawsze był pomocny i zaangażowany. Odczuwało się to, kiedy na Jego oddziale leczył się ktoś z członków rodziny kolegów lekarzy. Nigdy nie słyszałam jakiejkolwiek negatywnej opinii wypowiedzianej przez pacjenta. Dr Pawlikowski był po prostu ciepłym, życzliwym człowiekiem, który lubił swoją pracę. W jednym tylko rozmijaliśmy się. Wprawdzie zapisał się do Koła Lekarzy Seniorów, ale nie mogłam Go namówić na aktywne w nim uczestnictwo. Zawsze z uśmiechem odpowiadał: „Czy ja wyglądam na emeryta?” Fakt, młody wygląd Adama potwierdzał Jego słowa. W moich wspomnieniach o Nim nie pamiętam żadnych sytuacji konfliktowych. Przewijają się natomiast same pozytywne, często zabawne wspomnienia.
– Dzięki Tacie od najmłodszych lat wędrowałam po Karkonoszach. W sobotę i w niedzielę jeden z lekarzy organizował górskie wycieczki. Chodziliśmy całymi grupami lekarzy i pielęgniarek, co dokumentują zdjęcia w domowych archiwach. Karkonosze przeszliśmy wzdłuż i wszerz. Tato w ramach wypoczynku lubił oglądać telewizyjne seriale. Lubił też przesiadywać w naszej prywatnej cukierni „Mercury”. Nie miał mi za złe zawodowe przekwalifikowanie z protetyka stomatologicznego na cukiernika. Tato był bardzo zadowolony i dumny, że razem z mężem, Tomkiem Warszewskim, od 2007 roku dajemy sobie radę i mamy przed sobą dobre perspektywy. Chwalił mnie za manualne zdolności, przydatne m. in. przy dekorowaniu naszych cukierniczych wyrobów – mówi córka Danuta Warszewska.
– Zapamiętałem Adama jako rzetelnego lekarza, pracoholika służby zdrowia, oddanego ludziom przez całe życie. Żona opowiadała, że w Dziwiszowie, gdzie mieszkała z rodzicami, były liczne biedne rodziny. Stale ktoś prosił Adama o pomoc, On, mimo zmęczenia nocnymi dyżurami, nie odmawiał. Po operacji przepukliny Adam miał leżeć w domu. Drugiego dnia był już w pracy. Powiedział, że jest umówiony z pacjentami, którzy dojeżdżają z okolicznych wiosek. Nie może ich zawieść. Adam zmarł w wieku 81 lat. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci i w sercu. Bardzo będzie Go brakowało – podkreśla zięć, Tomasz Warszewski.
– Pan Adam miał ciekawe życie, o którym barwnie i interesująco opowiadał – wspomina Zuzanna Kaczmarek. – Potrafił cieszyć się z drobnych rzeczy. Powszechnie znane było Jego cudowne poczucie humoru. Szkoda, że takiego poczucia nie ma dzisiejsza młodzież. Pan Adam mówił: „Na coś trzeba umrzeć” i żartując, poprosił córkę Danusię, aby na jego grobie widniał napis: „Tu leży pan Doktor. Cześć Jego pamięci. A wokoło leżą Jego pacjenci”. To fraszka Sztaudyngera.
– Dr Adam Pawlikowski – dla mnie Adaś – to jeden z moich nauczycieli. Nie uczył mnie medycyny, uczył mnie lekarskiego życia, umiejętności rozmowy z pacjentem, jego rodziną. Był w tym prawdziwym mistrzem. Potrafił poprowadzić rozmowę w przyjaznej atmosferze, zrozumiałym prostym językiem wytłumaczyć pacjentowi i najbliższym stan zdrowia. Pacjenci uwielbiali Adasia za Jego styl bycia i zawsze dobry nastrój. Rozmowę często puentował żartem, z którego wynikała prawda. Zazdrościłem Mu tego daru, jednocześnie uczyłem się Jego stylu, chcąc być Mu podobnym. Poza pracą Adaś starał się żyć normalnie, co w naszym zawodzie nie jest sprawą prostą. Niestety, nie ma Go już wśród nas. W mojej pamięci pozostanie zawsze jako przyjaciel, nauczyciel i człowiek – mówi lekarz neurolog Piotr Binek.
Henryk Stobiecki