W pierwszych latach po zakończeniu wojny nie brakowało przypadków, kiedy w ręce osiedlających się na Dolnym Śląsku Polaków wpadały cenne znaleziska, ukryte przez uciekających Niemców. Niektórzy właśnie dla nich przyjeżdżali na te tereny, szukając skarbu. Bardzo wielu zakończyło swoje poszukiwania niepowodzeniem. Te największe znajdowano jednak niekiedy przypadkiem.
Jedna z takich historii miała miejsce latem 1947 r. w Zgorzelcu. Do odkrycia doszło w tamtejszym Muzeum Miejskim (dzisiaj Miejski Dom Kultury), jednym z najbardziej monumentalnych i reprezentacyjnych gmachów w mieście, gdzie przed drugą wojną światową znajdowało się muzeum. Informacje o nim pojawiły się nagle i z dosyć niespodziewanej strony.
Kaiser-Friedrich-Museum
Historia tego budynku sięga końca XIX wieku, kiedy w głowach mieszkańców Zgorzelca narodził się pomysł na pomnik patriotyzmu i utrwalenie pamięci o dwóch niemieckich cesarzach (Wilhelm I, Fryderyk III). Postanowiono wznieść budynek, który nazwano Górnołużycką Halą Chwały, choć w użyciu znajdowała się także druga nazwa – Górnołużycka Hala Pamięci.Jego projektantem, a zarazem budowniczym był mieszkający w tym mieście architekt Hugo Behr, a cała ta inicjatywa została sfinansowana z dobrowolnej zbiórki przeprowadzonej w całych Górnych Łużycach.
Uroczyste otwarcie gmachu nastąpiło 28 XI 1902 r., a gościem honorowym uroczystości był sam cesarz Wilhelm II. Niebawem rozpoczęto organizowanie w nim muzeum, które zostało finalnie uruchomione w czerwcu 1904 r., jako Kaiser-Friedrich-Museum. Była to placówka muzealna o dosyć szerokim profilu zainteresowań (miejskie zbiory sztuki, starodruki, militaria, numizmaty, eksponaty antyczne oraz prace artystów regionalnych.
Jak wynika z zachowanych wzmianek prasowych, zaraz po zakończeniu wojny, placówka musiała zostać na krótko uruchomiona, choć może lepszym określeniem byłoby słowo reaktywowana, bo prawdopodobnie bazowano tutaj tylko i wyłącznie na tym, co przetrwało wojenną (i powojenną) zawieruchę. Taki stan rzeczy nie wszystkim się jednak podobał, a na to, co tam prezentowano patrzono bardzo krytycznie. W lipcu 1947 r. na łamach warszawskiego dziennika Życie Warszawy, w artykule o jakże wymownym tytule Komu to potrzebne?,pisano: W Zgorzelcu otwarto Muzeum mieszczące niemieckie eksponaty z okresu pierwszej wojny światowej, m. in. podobizny znanych generałów i innych osobistości politycznych. Muzeum to, zorganizowane przez Niemców, służyło potrzebom niemieckiej propagandy i obecnie w niczym nie zostało zmienione. Organizatorzy nie zadali sobie trudu, by zmienić charakter muzeum, względnie by zrezygnować w ogóle z jego istnienia. W czasach powszechnej w dolnośląskich miastach i miejscowościach akcji propagandowej, głoszącej hasła „polonizacji” lub „odniemczania” życia publicznego na tzw. Ziemiach Odzyskanych, takie inicjatywy były oceniane przez oficjalne czynniki bardzo krytycznie. A ludzi nie trzeba było do tego zachęcać, gdyż każdy bardzo dobrze pamiętał krzywdy, jakie doznali Polacy w czasie drugiej wojny światowej ze strony hitlerowskich Niemiec. Wszystko co niemieckie, kojarzyło się wówczas jednoznacznie
Tajemnica pewnej piwnicy
Wszystko zaczęło się 16 VII 1947 r., kiedy do Zarządu Miejskiego w Zgorzelcu zgłosił się Niemiec Bernhard Hendler, portier w tutejszym muzeum i powiadomił urzędników, że jego żona Margareta, przed wyjazdem na zachód (ich rodzina miała być niebawem wysiedlona), chciałaby zdradzić skrywaną od czasów wojny tajemnicę. Nie wiadomo skąd u niej ten odruch sumienia, jednak kobieta została natychmiast przesłuchana, a w trakcie rozmowy powiedziała, iż wedle jej wiedzy w budynku zgorzeleckiego muzeum zakopany został skarb. Wróciła pamięcią do ostatnich miesięcy wojny r., kiedy (…) w okresie ewakuacji Niemców ze Zgorzelca (…) w nocy słyszała jakiś rumot w piwnicy (…). Jak twierdziła, archiwista (w niektórych dokumentach pojawia się, jako kustosz), niejaki Pietsch wraz z jednym pracowników administracyjnych zakopał w kupie piasku znajdującym się w piwnicy jakieś rzeczy. Jej zdaniem, musiało to być coś naprawdę wartościowego
Komisja wkracza do akcji
Choć kobieta nie była w stanie podać żadnych innych szczegółowych informacji, jej historia nie została zignorowana. Co więcej, burmistrz Zgorzelca, obecny przy przesłuchaniu, natychmiast zwołał grupę operacyjną do zbadania całej sprawy. Powiadomiony o tym fakcie starosta powiatowy także wydelegował do swojego pracownika – referenta ds. kultury i sztuki.
Grupa w składzie: Leon Turlej (burmistrz Zgorzelca), Longin Kozłowski (kierownik Działu Ogólnego Zarządu Miejskiego w Zgorzelcu), Adolf Galat (przedstawiciel Starostwa Powiatowego w Zgorzelcu) i Jan Martyniak (malarz pokojowy) oraz sama Pani Hendler, udali się ona do wskazanego przez nią pomieszczenia. Tam zaś zaprzęgnięto do pracy kilku pracowników fizycznych, którzy dosyć sprawnie przekopali wyznaczone miejsce.
Mówiła prawdę
Okazało się, że Niemka mówiła prawdę – w piwnicy faktycznie odnaleziono trzy pancerne skrzynie. Po ich otwarciu, okazało się, iż ukryte w nich zostały kosztowności, wchodzący najprawdopodobniej w skład przedwojennego inwentarza Muzeum.
W sporządzonym protokole wymieniono, m. in.: złote zegarki, pierścionki, obrączki, łańcuszki, binokle, szkatułki, kosztowne dewocjonalia, zegary stołowe, klepsydry, paczki z numizmatami, plakiety, wyroby z kości słoniowej, srebrne tace, puchary, kubki, dzbany, półmiski, amfory, lampy, cukiernice, koszyczki, podstawki, książki, dzwonki a nawet małe posążki. Wszystko to zostało komisyjnie spisane.
Miasto plotkuje
Informacje wywołały duże poruszenie w całym Ratuszu, a wieści szybko rozeszły się po całym Zgorzelcu. Niektóre z nich opisywano w raportach i sprawozdaniach, jako najfantastyczniejsze, podając, iż wiele z nich stawiało władze miasta w niekorzystnym świetle. Padały coraz poważniejsze oskarżenia.
Całą sprawą zainteresowali się urzędnicy skarbowi (lokalna Brygada Ochrony Skarbowej), jak również funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej i Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, a ci ostatni, na wniosek swoich przełożonych z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu, do których wieści z polsko-niemieckiego pogranicza dotarły zadziwiająco szybko, dokonali zatrzymania Bernharda i Margarety Hendler, celem jego dalszego przesłuchania. Ubecy wszczęli dochodzenie mające na celu wyjaśnienie całej historii od początku do końca.
cdn.
KRONIKA PRASOWA Niemcy, uciekając w popłochu w roku 1945 z terenu Dolnego Śląska, nie mogli zabrać ze sobą wszystkiego i co cenniejsze przedmioty zakopywali w najrozmaitszych schowkach. To jest przyczyną i źródłem „odkrytych skarbów” o czym słyszy się od czasu do czasu. Ostatnio opinia publiczna w Zgorzelcu zaalarmowana została odkryciem „skarbu” w piwnicach Muzeum Miejskiego. Wprawdzie skarbu w całym tego słowa znaczeniu nie znaleziono, nie mniej udało się znaleźć szereg drogocennych przedmiotów, w większości eksponatów b. Muzeum Miejskiego. O przedmiotach tych prawdopodobnie nikt by nie wiedział, gdyby nie żona woźnego Muzeum, Niemca Hendlera. Oto Hendler zgłosił się do Zarządu Miejskiego i oświadczył, że żona jego zna pewną tajemnicę, dotyczącą Muzeum. Sprawą zainteresował się burmistrz zgorzelecki ob. Turlej, który przesłuchał Hendlerową. Nie potrafiła ona wiele powiedzieć, podkreśliła jedynie, że w okresie ewakuacji Niemców słyszała rumor w piwnicach i trzaskanie łopat. Jest pewna, że ówczesny archiwista niemiecki w towarzystwie jakiegoś stolarza zakopali w piwnicy muzeum jakieś rzeczy. Burmistrz Turlej powiadomił o tym starostę, który polecił komisyjnie zbadać sprawę na miejscu. Poszukiwania komisji uwieńczone zostały sukcesem. W pewnym miejscu w piwnicy natrafiono na zakopane trzy skrzynie żelazne. Zawartość tych skrzyń przeszła wszelkie oczekiwania. Przed oczyma zebrane komisji zabłysły złote pierścionki, kielichy, zegarki, biżuteria, złote monety itp. Okazuje się, że większość przedmiotów pochodziła z Muzeum, jak o tym świadczą antyczne zegary, kielichy, monstrancje, cynowe kubki z XVI i XVII wieku, pateny, krucyfiksy, lichtarze, tabakierki itp. (…). Dodatkowe poszukiwania doprowadziły do znalezienia większej ilości złotych monet najrozmaitszego pochodzenia. Ogółem znaleziono ponad 700 monet. Trudno jest dziś określić, jaką wartość posiadają odnalezione przedmioty, ponieważ większość z nich ma charakter muzealny i dopiero odpowiednie badania mogą ustalić ich faktyczną jak i muzealną cenę. Nasuwa się pytanie, ile jeszcze takich skarbów leży ukrytych w piwnicach na tutejszym terenie, czekając na swego odkrywcę. Życzyć by sobie należało, ażeby odkrywcami, podobnie jak to było w Zgorzelcu, byli zawsze przedstawiciele Państwa.
Marek Żak