Tak więc odszedłeś, Panie Leonie… Choć 72 lata to nie jest w dzisiejszych czasach wiek do umierania, Ciebie już nie ma. Wybrałeś się na niebiańskie autostrady, gdzie nawierzchnie nie są dziurawe, autobusy nie stoją w korkach, nikt nie wpada w poślizg, a słońce świeci tak, by broń Boże nie oślepić kierowcy.
Tym byłeś dla nas przede wszystkim – znakomitym kierowcą wycieczkowych autokarów. Pewność siebie – za kierownicą i w życiu. Mistrzostwo w prowadzeniu autobusu. Z Tobą żadna wycieczka nie była trudna, żadne warunki drogowe nie były straszne.
Usłużna pamięć podsuwa okruchy wspomnień: powrót z dzieciakami z Drezna około 10 lat temu, a przez całą drogę – tropikalna ulewa. Ściany deszczu dookoła. Inny, mniej twardy, mniej doświadczony kierowca poddałby się, zjechał gdzieś na parking. Ty po prostu dostosowałeś prędkość do warunków, a kiedy zobaczyłeś, że nauczycielki są białe jak kreda, zacząłeś opowiadać dowcipy na rozgęszczenie atmosfery, m.in. Twój ulubiony: „Kiedyś byliśmy piękni i młodzi. Dziś jesteśmy już tylko piękni. A w przyszłości? W przyszłości zostanie… „i”.
Kiedyś spostrzegłeś, że zainteresowała mnie mała dźwignia przy kierownicy, która pomagała hamować. Widząc to, z całą powagą zacząłeś tłumaczyć mi, że jest to telma, która spowalnia autobus przy pomocy elektromagnesów, i taka telma uratowała Ci życie na szwajcarskiej, górskiej drodze, gdy ciężarówką wiozłeś paczki dla PCK.
Takie wyjaśnienia oznaczały, że traktujesz młodą przewodniczkę poważnie, że zasłużyła na Twój szacunek. Bo nie każdemu było to dane – uważnie obserwowałeś pracujących z Tobą ludzi i osądzałeś ich – surowo, lecz sprawiedliwie.
Byłeś człowiekiem utalentowanym muzycznie. Bliscy i przyjaciele pamiętają Cię jako zdolnego perkusistę, który grywał w podgórzyńskiej restauracji „Nad Stawami”, a także przy innych okazjach. Zwierzyłeś się kiedyś mojemu mężowi: „Wiesz, Longin, jak już życie wnerwi mnie tak do ostatka, wtedy siadam w kącie, biorę akordeon i gram…”
Dawno się nie widzieliśmy, Panie Leonie… Ostatni raz chyba we wrześniu, gdzieś na parkingu pod Mlada Boleslav. Narzekałeś na złe samopoczucie, ale obiecywałeś sobie, że kiedy sezon się skończy, pochodzisz po lekarzach, weźmiesz się poważnie za leczenie, a jak przyjdzie nowy rok w turystyce, znów wyjedziesz na trasę…
Niestety, nieubłaganie płynące lata, dni i godziny zabierają nam bliskich, przyjaciół, znajomych. Zabrały i Ciebie. Do zobaczenia, Panie Leonie. Spotkamy się na niebiańskich autostradach.
Ewa Kiraga-Wójcik
1 Komentarz
To był wspaniały człowiek i kolega miło wspominam czas na parkingach lub w trasie z Leonem takich kierowców z zasadami jak Leon już nie ma.
Brakuje ciebie tutaj przyjacielu