Przejść Główny Szlak Sudecki od kropki do kropki. 444 kilometry bez podziału na etapy. Jedna wyprawa. Pomysł zanotowany przed laty na liście marzeń do odhaczenia przed śmiercią. Odłożony na czas nieokreślony. Ale Droga raz wyznaczona, przyciąga magnetycznie.
Start w Świeradowie
Czerwona kropka na białym kółku przy tradycyjnym oznakowaniu czerwonego szlaku oznacza początek lub koniec trasy. Główny Szlak Sudecki imieniem Mieczysława Orłowicza, drugi pod względem długości szlak górski długodystansowy w Polsce, łączy Świeradów Zdrój z Prudnikiem. Pomiędzy kropkami trasa wiedzie przez Góry Izerskie, Karkonosze, schodzi do Kotliny Jeleniogórskiej, dalej przez Rudawy Janowickie i Bramę Lubawską prowadzi w Góry Kamienne i Góry Wałbrzyskie, później w Góry Sowie, zahacza o Góry Bardzkie, dochodzi do Gór Stołowych, przez Góry Orlickie i Góry Bystrzyckie zmierza następnie do Masywu Śnieżnika, by przez Góry Złote i Przedgórze Paczkowskie dotrzeć w końcu w Góry Opawskie i do upragnionej czerwonej kropki na białym kółku w Prudniku.
Pomiędzy kropkami kamieniste szlaki, ścieżki górskie, leśne drogi, odcinki prowadzone asfaltem, łąkami i polami. Pomiędzy kropkami miejsca dobrze wcześniej znane i dziewicze, miasteczka i wsie, górskie schroniska i poszukiwania noclegu pomiędzy – byle na szlaku, byle nie dokładać kilkunastu kroków więcej.
Doświadczenie Drogi
Drobiazgowe planowanie, przemyślany ekwipunek, sprawdzone buty, przeczytane przewodniki i blogi tych, którzy wcześniej przeszli szlak, są jedynie szkicem. Drogi trzeba się nauczyć własnym oddechem, bolącymi ramionami od plecaka, obtartymi piętami, mokrymi ciuchami, ucieczkami przed burzą, źle wymierzonym czasem od noclegu do noclegu, a nawet głodem. Każdy dzień uczy czegoś innego. Jak pakować plecak, żeby dobrze rozłożyć ciężar. Inaczej ściąga w dół. O której godzinie wychodzić na szlak, żeby zdążyć przed ciemnością dotrzeć na zaplanowany nocleg. Ile godzin zabierze wędrówka (oznakowania czasowe na drogowskazach rozmijały się z realnym czasem mojego przejścia od punktu A do punktu B). Jak i gdzie coś zjeść, żeby nie nosić w plecaku i nie głodować, kiedy bufet w schronisku już/jeszcze zamknięty.
Drogę musiałam przyjąć z jej mniej atrakcyjnymi odcinkami i niepięknymi widokami, z błotem na ścieżce i hałasem baranów za ścianą pokoju w agroturystyce. Drogę musiałam przyjąć z jej nieprzewidywalnością, zmiennością warunków zewnętrznych i własnych sił. Jak w życiu.
Ale nie znam innego tak dogłębnego poznawania świata zewnętrznego i siebie w Drodze. Kiedy bierzesz swój dobytek na plecy – nawet jeśli to tylko kilka koszulek, śpiwór w plecaku na 16 dni wędrówki – i codziennie jesteś w Drodze, doświadczasz momentów, które będą już w Tobie na zawsze. To świt w górach, kiedy wokół nikogo nie ma, stoisz na ścieżce i słyszysz, jak tuż obok zwierzęta i ptaki budzą się do nowego dnia. To wiatr we włosach i ciekawość co jest za tą górą. Oddech przestrzeni, kiedy po monotonnym podejściu przed Tobą otwiera się morze gór i chmur. To jabłko z dzikiej jabłoni zerwane przy drodze. I polana pełna jeżyn. Smak podgrzanego żurku w schronisku, choć bufet był już zamknięty (dzięki ekipo Andrzejówki!) i wdzięczność za pomoc w znalezieniu noclegu.
Zachwyty i rozczarowania
Góry Izerskie jak pierwsze koty za płoty. Dobrze znane płoty. W pełni lata. Pozwoliły zweryfikować wybór butów i plecaka. Karkonosze przeszłam w ulewie. Góry były tylko dla mnie i kilku Czechów. Wędrówka przez Kotlinę Jeleniogórska i Rudawy Janowickie jak spacer po własnym podwórku. Przygodę poczułam w Górach Kamiennych. Wymagające podejścia rekompensowały pustki na szlakach, rozległe lasy, urok głęboko wciętych dolin. Poczułam, co to znaczy ich popularna nazwa: „Bieszczady Sudetów”. W Górach Sowich nie sposób nie myśleć o trudnej historii XX wieku. Góry Stołowe zbyt „ludne”. Piękno Gór Orlickich zdominowane przez machinę komercyjnej turystyki w Zieleńcu. Międzygórze i Masyw Śnieżnika cudownie górzysty, z oddechem gór bez tabunów turystów. Piękny odcinek trasy aż do Złotego Stoku. Jeszcze do niedawna Główny Szlak Sudecki kończył się w Paczkowie. Przedłużenie GSS do Prudnika (o ponad 80 kilometrów) jest co najmniej kontrowersyjne. Aż do Głuchołazów szlak prowadzi przez pola, łąki i asfaltowe drogi. Nużące pokonywanie kilkudziesięciu kilometrów nie wynagradzają Góry Opawskie – ostatnie pasmo górskie oznakowane czerwonym szlakiem. A może tak myślę, bo ostatnie dwa dni drogi przeszłam w ulewie?
Wytyczanie szlaku, który biegnie przez sudeckie pasma, ustalono w latach pięćdziesiątych XX wieku. Coraz więcej głosów regionalistów i turystów wnosi o weryfikację GSS. Szlak omija ważne szczyty, nie wykorzystuje współczesnych możliwości przebiegu na niektórych odcinkach po czeskiej stronie gór. Przychylam się do tych głosów.
Do czerwonej kropki w białym kółku w Prudniku dotarłam już o zmierzchu, po 16 dniach drogi.
Spotkania w Drodze
Żmija zygzakowata na drodze, a w tle sanktuarium w Wambierzycach. Płochliwy zając. Byk, któremu źle z oczu patrzyło. Konie w galopie na łące nieogrodzonej pod Zieleńcem. Mieszkaniec Głuszycy, z którym przewędrowałam odcinek w Masywie Włodarza – lokalny pasjonat trudnej historii i tajemnic wojennych tego skrawka Ziemi. Kelnerka Monika, która nakarmiła mnie w Zieleńcu pomidorówką z nadprogramową ilością makaronu w zupie i opowiedziała o swoim trudnym Camino, kiedy z bolącą nogą dotarła do celu. Opowieść w punkt, bo po kontuzji nogi akurat miałam w sobie pytanie, czy w następny ranek ruszę dalej w Drogę. I wszyscy bezimienni turyści wędrujący Główny Szlakiem Sudeckim w odwrotną stronę. Rozpoznawaliśmy się bezbłędnie po skarpetkach, które suszyły się przyczepione do plecaków.
Nie wiem, czy Edyta z Krakowa, którą pogryzły pszczoły i która trzeciego dnia wędrówki odesłała do domu niemal wszystkie swoje rzeczy z plecaka, doszła do kropki w Świeradowie. I gdzie zagubiła się po drodze para młodych ludzi, z którymi mijałam się raz po raz przez kilka pierwszych dni wyprawy. Czy młode małżeństwo z Rzeszowa, z którymi spotkałam się na Śnieżniku, zdobyło kolejne szczyty Korony Gór Polskich? Pewnie już nigdy nasze ścieżki nie przetną się w górach. Ale w tych nielicznych momentach, kiedy zatrzymywaliśmy się witając i wymieniając doświadczeniami, rozmawiając w schroniskach, wytwarzała się więź dobrze znana tym, co chodzą po górach. Nikt nie pyta, kim jesteś z zawodu, jak ważną rolę pełnisz w społeczeństwie, a może jesteś outsiderem. W górach liczy się „światło życia”. Każdy jest równy, poddawany rytmowi kroków i oddechów. I za to kocham góry. Te małe i te większe. I za to kocham by
w Drodze.
Małgorzata Potoczak-Pełczyńska
1 Komentarz
Gratulacje!