Coraz więcej nauczycieli odchodzi z zawodu. To jeden z powodów, dla których ZNP wystąpił do premiera Morawieckiego o pilne rozmowy na temat wzrostu wynagrodzeń nauczycieli o co najmniej 20 proc.
Powodem jest – jak powiedział na konferencji prasowej Sławomir Broniarz , prezes ZNP – trudna sytuacja materialna nauczycieli. Jeśli do rozmów nie dojdzie, związek nie wyklucza protestu.
Żenująca podwyżka
Danuta Kozakiewicz, dyrektorka SP 103 w Warszawie, w rozmowie z wp.pl: – Podwyżka, którą ostatnio dostali nauczyciele, była żenująca. Zaledwie 4,4 proc. w chwili, gdy inflacja była już kilkunastoprocentowa. Dobijamy do najniższej pensji w sferze budżetowej. To jest straszne. Dlatego nauczyciele masowo odchodzą z zawodu.
Szef ZNP nazywa to niespotykanym zjawiskiem odchodzenia nauczycieli ze szkoły czy też niepodpisywania kolejnych umów przez nauczycieli, którym dotychczasowe wygasły.
– Co prawda pan minister Czarnek bagatelizuje problem, mówiąc, że zjawisko braku nauczycieli – który my szacujemy na ponad 20 tys. osób – jest zjawiskiem typowym dla tego momentu, dla kalendarza, ale zwracamy uwagę, że pan minister nie robi nic, by temu zjawisku zapobiec – podkreślił Broniarz.
I dodał: – Bez wzrostu płacowego sytuacja materialna nauczycieli, bez względu na zaczarowania ministra Czarnka, będzie dramatycznie niekorzystna.
Danuta Kozakiewicz w rozmowie z wp.pl: – W korporacjach nauczyciele dostają co najmniej dwa razy wyższe pensje, Podwyżka 20-procentowa poprawiłaby sytuację i sprawiłaby, że być może więcej osób garnęłaby się do tej pracy. Najgorsza jest jednak atmosfera wokół zawodu nauczyciela. Ciągle spotykamy się z okropnymi komentarzami, z wypowiedziami, które bardzo naruszają nasz stosunek do wykonywanych zadań. Mówi się o tej pracy jak o wolontariacie, a to przecież nasz „chleb”.
Język pogardy
Dariusz Martynowicz, polonista, Nauczyciel Roku 2021, po 15 latach odchodzi ze szkoły publicznej. Od września będzie uczył w szkole niepublicznej. Powody tej decyzji przedstawił w rozmowie z Radiem Zet:
– Jako nauczyciel na prawie całym etacie mam 3,5 tys. na rękę, a jestem nauczycielem dyplomowanym. Nigdy wcześniej w publicznej oświacie nie było tak minimalnej różnicy między zarobkami nauczycieli a pensją minimalną. Kolega wyliczył, że nauczyciel dyplomowany 20 lat temu zarabiał 273 proc. pensji minimalnej. Teraz jest to tylko kilkadziesiąt procent więcej od pensji minimalnej, więc kto przyjdzie pracować do szkoły po studiach za 2,5 tys.? A takie są teraz stawki. Dlatego ostatnia informacja o 4,4 proc. podwyżkach dla wielu osób była tak upokarzająca, że zaważyła na odejściu.
Również… – To, co w ogóle dzieje się w publicznej oświacie: język pogardy wobec nauczycieli, brak realnego dialogu, nawet nie ze związkami zawodowymi, ale z nauczycielami, zupełne pominięcie naszych postulatów ze strajku. Oczywiście strajk formalnie mógł być podjęty ze względów finansowych, ale mówiliśmy wtedy o przeładowanych podstawach programowych, o powszechnej ocenozie w szkole. Tymczasem te zjawiska się pogłębiają. Zwłaszcza po wejściu w życie nowych podstaw programowych z przedmiotów humanistycznych w szkole ponadpodstawowej. Np. z polskiego zamiast 13 lektur uczeń ma przeczytać ponad 40. To droga donikąd.
– Poza tym w wielu szkołach da się wyczuć coraz większą atmosferę kontroli i zarządzania przez strach, poziom frustracji jest ogromny. Mam wrażenie, że nauczyciele, mając dość tego języka pogardy, wzięli sobie do serca słowa i uwagi niektórych Polaków i Polek, którzy radzili nam zmienić pracę, jak nam się nie podoba. I to się właśnie dzieje. Skala odejść w tym roku będzie bardzo duża, już jest, ale prawdziwy dramat czeka nas na początku września – podkreślił w rozmowie z Radem Zet.