Polski Czerwony Krzyż obawia się, że jeśli jego znak rozpoznawczy nadal będzie tak powszechnie używany, to straci swoją wyjątkowość. Przez co przestanie być szanowany.
Apel, jaki wystosował Polski Czerwony Krzyż, ma ścisły związek z wojną w Ukrainie i uchodźcami przybywającymi do Polski. Od kilkudziesięciu dni pomagamy Ukraińcom. Dajemy im schronienie, organizujemy punkty pomocowe, zbiórki pieniędzy, transporty humanitarne. To nasz ogromny sukces, bo za wieloma takimi akcjami stoją osoby prywatne. W równie wielu przypadkach – czy to podczas transportu, czy w punktach pomocowych – można zobaczyć charakterystyczny znak: czerwony krzyż.
I to jest właśnie problem, który teraz nagłaśnia PCK.
– Prawo do używania znaku czerwonego krzyża przysługuje komponentom Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (w skład którego wchodzą krajowe stowarzyszenia Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca – w Polsce jest to Polski Czerwony Krzyż, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca), a także za zgodą władz państwowych istnieje możliwość użycia tego znaku w odniesieniu do ściśle określonych osób i dóbr – przypomina policja. I ostrzega, że każde inne używane znaku stoi w sprzeczności z ustawą (z 16 listopada 1964 r.) o Polskim Czerwonym Krzyżu.
Ale nie chodzi o to, że ta znana wszystkim organizacja pomocowa chce za udostępnienie logo pieniędzy. Nie chodzi także o to, że po prostu nie chce, aby ktoś inny posługiwał się jej znakiem. Problem jest głębszy.
„Zdajemy sobie sprawę z faktu, że funkcjonujemy obecnie w bardzo szczególnych okolicznościach, w których każda pomoc jest potrzebna. W świecie w którym dezinformacja staje się równorzędnym elementem działań militarnych ochrona znaku musi być jeszcze staranniejsza. Symbole polskich sił zbrojnych, organizacji czy nawet znaki firmowe nie mogą być wykorzystywane przez inne, nieuprawnione podmioty” – tłumaczy PCK. I dodaje, że nie pozwala używać swojego znaku osobom prywatnym, firmom czy organizatorom transportu, których wiarygodności nie można zweryfikować.
„Jeśli znak czerwonego krzyża będzie nadużywany przez osoby prywatne, firmy, przedsiębiorstwa i inne podmioty, które w ten sposób chcą „uwiarygodnić” swoją chęć pomocy, wówczas znak ten straci swą moc i nie będzie respektowany przez strony konfliktu, co spowoduje katastrofalne skutki – znak nie będzie chronił rannych, bezbronnych, którzy potrzebują natychmiastowej pomocy” – przekonuje PCK.
News4Media/fot. PCK Lublin