Nie jesienią 2023 roku, ale później Prawo i Sprawiedliwość chciałoby przeprowadzić wybory samorządowe. Dzięki temu obecni włodarze gmin, powiatów i miast mają rządzić dłużej niż zaplanowano.
Ostatnie wybory samorządowe w Polsce odbyły się 21 października 2018 roku. Oznacza to, że po raz kolejny wójtów, burmistrzów, prezydentów miast oraz wszelkie lokalne rady powinno się wskazać jesienią 2023 roku. Od 2018 roku kadencja samorządowa trwa pięć, a nie – jak do czasu zmiany przepisów – cztery lata. Jest jednak bardzo możliwe, że samorządowcy będą swoje stanowiska sprawowali dłużej. Prawo i Sprawiedliwość poważnie rozważa przygotowanie ustawy, która wydłużyłaby kadencję i przesunęła w czasie wybory.
Kalkulacja i kumulacja
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, do urn Polacy mieliby się udać nie jesienią 2023 roku, ale wiosną 2024 roku. W nieoficjalnych rozmowach wskazywane są dwie przyczyny. PiS chciałoby uniknąć kumulacji wyborczej, bo na jesień 2023 roku zaplanowano także wybory parlamentarne. Politycy partii rządzącej obawiają się, że podwójne głosowanie (między wyborami byłby miesiąc odstępu) może być dla Polaków dezorientujące i mogliby mylić kandydatów. Ma to także być ruch w strategii politycznej. PiS liczy na to, że w pierwszych wyborach (parlamentarnych) może uzyskać dobry wynik, a to z kolei ma szansę przełożyć się na późniejsze głosowanie (samorządowe).
Obecnie największymi miastami rządzą osoby krytyczne wobec władzy parlamentarnej, a najbardziej znaczącym ośrodkiem, na którego czele stoi polityk PiS jest 50-tysięczny Chełm w województwie lubelskim.
Jak zaznacza dziennik, Krajowe Biuro Wyborcze na zmianę terminów patrzy przychylnie. Dwa głosowania, przeprowadzone w niemal tym samym czasie, to wielka operacja logistyczna wymagająca powoływania licznych komisji czy szkoleń urzędników. „Nie wspominając o samych wyborcach, którzy byliby narażeni na szum informacyjny wynikający z prowadzonychrównolegle kampanii wyborczych.” – komentuje Magdalena Pietrzak, szefowa KBW.
News4Media, fot.: iStock