Jelenia Góra, Szklarska Poręba, Karpacz i inne miasta Kotliny Jeleniogórskiej stają się coraz częściej tłem akcji kryminałów, książek obyczajowych czy science fiction. Warto powędrować śladami bohaterów opowieści. Dowiecie się wielu ciekawych rzeczy o miejscach, które wydawałoby się, że znacie bardzo dobrze. Tym bardziej, że w długie, jesienne wieczory, po górskich eskapadach i wycieczkach krajoznawczych, jest mnóstwo czasu na czytanie. No i warto zrelaksować się sięgając po literaturę osadzoną krajobrazie za oknem.
Z komisarzem Ciszewskim na giełdzie i w Cieplicach
Jednym z takich miejsc jest giełda przy ul. Lubańskiej w Jeleniej Górze. To tu komisarz Paweł Ciszewski, bohater kryminału Przemysława Semczuka „Tak będzie prościej” usiłuje ustalić konkrety związane ze śledztwem, jakie prowadzi w sprawie zabójstwa Tadeusza Stecia, znanego z mieście przewodnika sudeckiego. Na giełdzie wielu jeleniogórzan bywa co niedzielę. Kupujących i wystawiających nie odstrasza nawet zła pogoda. Każdy liczy na okazję. Ale czy handlujący wiedzą, co było na tym placu kilkadziesiąt lat temu i co ma wspólnego z nim jeleniogórski Automobilklub? Dzięki Semczukowi przekonujemy się, plac że niewiele się zmienił. Tak, jak w 1993 roku, na giełdzie jest sporo towarów we Wschodu. Rzadziej trafia się niemiecka elektronika, bo w polskich sklepach jest dostępny teraz ten sam towar. Podobnie jak z towarami spożywczymi i choćby Jajka Kinder niespodzianki nie są dzisiaj żadnym rarytasem. Warto jednak przyjechać specjalnie na giełdę po lekturze kryminału, by móc porównać dzisiejsze realia z tymi z lat 90.
Od razu można przejść też się na osiedle Orle w Cieplicach, gdzie w domu przy ul. Orlej 3 mieszkał Tadeusz Steć. Tu spotykał się ze znajomymi i zgromadził bardzo cenne z zbiory starodruków oraz innych zabytków. Postać na tyle kontrowersyjna, że choć zwany był „przewodnikiem przewodników” do tej pory nie doczekał się swojej ulicy w Jeleniej Górze. Śledztwo w sprawie jego morderstwa jest w powieści „Tak będzie prościej” okraszone wieloma szczegółami z lat 90. ubiegłego wieku, pojawiają się również na kartach książki ludzie znani w regionie.
Pamięci panów Zbyszka i Tośka
Komenda Wojewódzka Policji w Jeleniej Górze mieściła się przy ulicy Nowowiejskiej. Komisarz Ciszewski zwany Cichym podczas śledztwa często opuszczał gmach, by dotrzeć na Śnieżkę. Jeden z tropów prowadził bowiem do Antoniego Madejka, konserwatora, pracującego w obserwatorium meteorologicznym na najwyższym szczycie Karkonoszy. Z powieści dowiemy się, jak budowano słynne „spodki” i co się w nich znajduje. Zapamiętujemy, że pracownicy mieli tu nawet własny piec do pieczenia chleba, a pod budowlą są ogromne zbiorniki na olej opałowy. Pan Tosiek dbał o to, by na chodzie były wszystkie urządzenia techniczne. Zaopatrywał też meteorologów w żywność. Musiał ją donosić na własnych plecach z Domu Śląskiego. A gdy nie chodził wyciąg Zbyszko, to nosił jedzenie aż z Karpacza. Jedno krzesełkowy wyciąg, który do niedawna kursował na Kopę, nazwę wziął od Zbigniewa Pawłowskiego, który pracował przy budowie wyciągu, znał każdą śrubkę i sprawił, że kolejka kursowała przez tyle lat. Zawsze uśmiechnięty i pomocny zapadł w serca wielu turystów.
Pan Tosiek i pan Zbyszek już nie żyją. Przemysław Semczuk upamiętnił ich w swojej powieści. Jeśli teraz będziecie jechać nowoczesną koleją na Kopę, wspomnijcie dwóch ludzi, barwnych, sympatycznych i oddanych górom. W powieści autor wspomina także o Arturze Pająku, celniku, który zginął na służbie w 2012 roku oraz gospodarzach Domu Śląskiego Annie i Henryku Czarskich. Dowiemy się dlaczego osiedlili się w Karkonoszach i kogo zawsze witali z otwartymi rękami. Dzięki kryminałowi można także innym okiem spojrzeć na dawne przejścia graniczne na Okraju oraz w Jakuszycach. Spora grupa czytelników nie zna czasów, gdy stały tu budki straży granicznej i celników. Nie zna pewnie także smaku Rumu Tuzemskiego, który Czesi produkowali z ziemniaków, a Polacy masowo kupowali w sklepikach przygranicznych. Starsi czytelnicy z sentymentem mogą przypomnieć sobie atmosferę przekraczania granicy i kontroli, znakomicie przedstawioną w kryminale „Tak będzie prościej”.
W Night Clubie Palace w Zgorzelecu
Na granicę przenosi nas także kolejna powieść Przemysława Semczuka „.To nie przypadek”. Tym razem akcja dzieje się w Zgorzelcu, Jędrzychowicach i innych okolicznych miejscowościach, a także w Karkonoszach. Lata 90. ubiegłego wieku to były czasy, gdy na przejściach granicznych polsko- niemieckich oraz polsko-czeskich działały „mrówki”, czyli ludzie kursujący tam i z powrotem i przenoszący sztangi papierosów. W tirach szmuglowano spirytus. O wpływy walczyli członkowie mafii zgorzeleckiej. Do Zgorzelca trafia komisarz Paweł Ciszewski, który prowadzi śledztwo w sprawie zamarzniętego w górach turysty. Trop wiedzie nad granicę…
Jak zwykle u Przemysława Semczuka, nie kończy się na wątku kryminalnym. Wraz z bohaterami powieści możemy spacerować po Zgorzelcu i poznawać historię typowych dla miasta miejsc. Jednym z nich jest budynek Miejskiego Domu Kultury, ogromny gmach, niegdyś Górnołóżycka Hala Chwały, a po wojnie Powiatowy Dom Kultury. Jedną z sal w latach 90. XX wieku wynajął Nikos Rusketos i urządził Night Club Palace. „Idealnie trafił w potrzeby nowych mieszkańców Zgorzelca handlarzy, hurtowników i cinkciarzy„ – opisuje Semczuk, a my podczas wizyty w tym mieście wyobraźmy sobie jak niezwykły, kolorowy (ale chyba i niebezpieczny) musiał to być lokal. I kto dał pozwolenie, by restauracja ze striptizem działała w domu kultury?
Jadało się także i tańczyło w Klubie Garnizonowym. Ze zrozumiałych względów nie bywali tu przemytnicy, za to mundurowi pojawiali się chętnie. Wszystkich przyciągała słynna pizzeria Da Franco. Prowadził ją Sycylijczyk, który za żoną Polką przyjechał do Zgorzelca i serwował pizze, jakich nigdzie indziej nie zjecie. Czyż nie warto odszukać tego lokalu? Albo sprawdzić, co dzieje się na placu przed dworcem PKP?
W latach 90. osiedlili się tu Cyganie, dla których Zgorzelec miał być przystankiem do lepszego, zachodniego świata. Nie można sobie było z nimi poradzić. Gdy jakaś grupa trafiała do ośrodka dla imigrantów, natychmiast pojawiali się następni. Pranie wiszące między drzewami w pobliskim parku, zapachy jedzenia, żebrzące dzieci – to był normalny widok.
Nie zapomnijcie także, by przechadzając się ulicą Bohaterów Getta w Zgorzelcu, wyobrazić sobie, jak pozastawiana kiedyś była stoiskami i budkami, w których handlowano warzywami, papierosami, ciuchami i innymi rzeczami. To był deptak handlowy i każdy Niemiec, który z Goerlitz ciągnął na targowisko w Zgorzelcu, musiał tędy przechodzić. Szczegółowe opisy, czym handlowano, co opłacało się kupować i jak przebiegały odprawy na moście w Zgorzelcu, to dodatkowa wartość powieści Semczuka. Zwłaszcza teraz, gdy spacery po jednej i drugiej stronie Nysy Łużyckiej, wyprawy na zakupy, lody czy piwo do lokalu polskiego lub niemieckiego, są normalną rzeczą.
W tej powieści także pojawiają się, znani z „Tak będzie prościej” Antoni Madejek ze Śnieżki, Zbyszek Pawłowski z wyciągu na Kopę i celnik Artur Pająk, ale jest także ksiądz Kubek, życzliwy, serdeczny i wyciągający pomocną dłoń, znany także i teraz każdemu mieszkańcowi Jagniątkowa i Michałowic. Z nimi oraz komisarzem Ciszewskim po raz kolejny wędrujemy w Karkonosze.
Po karkonoskich szlakach z Koziołkiem
W góry zabiera czytelników także Krzysztof Koziołek. Akcję swojej powieści „Nad Śnieżnymi Kotłami” umieścił w Schreiberhau (Szklarskiej Porębie) w 1939 roku. Autor tak dokładnie i realnie opisał przedwojenny kurort, że są czytelnicy, którzy z książką pod pachą wyruszają na zwiedzanie śladami asystenta kryminalnego Antona Habichta.
Kryminał jest kopalnią wiedzy o tym, co w 1939 roku jedzono, jak się ubierano, gdzie chodzono na wycieczki, gdzie robiono interesy, z kim i gdzie. Autor wykonał mrówczą pracę, by ustalić, że na przykład nocleg w pokoju w schronisku Nowa Śląska Bouda kosztował od 1,75 do 4,25 marki, a na kolację serwowano do wyboru zupy winną i mleczną. Apetytu narobią czytelnikom opisy innych smakołyków podawanych w karkonoskich schroniskach. W menu były: szpecle, czyli małe kluski kartoflane, wyrabiane z mąką, mieszane z serem i skwarkami lub na śniadanie galaretę z pieczonymi ziemniakami i kompotem z agrestu. Takich potraw pojawia się w książce więcej, bowiem asystent kryminalny Habicht ma dobry apetyt i lubi restauracje.
Habicht prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa, do którego dochodzi w hotelu górskim Nad Śnieżnymi Kotłami. Dzisiaj mieści się tu stacja przekaźnikowa i nie można jej zwiedzać. Tym ciekawsze są opisy Koziołka. Czytając, jak wypoczywano w 1939 roku w hotelu górskim Nad Śnieżnymi Kotłami, najbardziej zazdrościmy gościom pobytu na oszklonej werandzie. Widok na górskie szczyty mieli niesamowity. Pokój kosztował 1,60 markę za dobę. Pięć razy tyle należało zapłacić za nocleg w luksusowych warunkach. Na ścianach hotelowej restauracji wisiały obrazy współczesnych pejzażystów między innymi Alfreda Nickischa. Asystent kryminalny zajadał się tu „śląskim niebem w gębie”, czyli wędzonym mięsem, podawanym z suszonymi owocami: śliwkami, gruszkami, jabłkami i czereśniami oraz kluskami robionymi z bułek.
Krzysztof Koziołek opisuje w powieści także przebieg karkonoskich szlaków i jak budowali je członkowie RGV (Riesengebirgsverein, w skrócie RGV, niemiecka organizacja turystyczna działająca w latach 1880-1945 na terenie Karkonoszy, Gór Izerskich), którzy także znakowali trasy, stawiali wieże widokowe i dbali o dogodne połączenia komunikacyjne. Z kryminału poznajemy również historię powstania ratownictwa górskiego w Górach Olbrzymich oraz zabawy turystów. Okazuje się, że przed wojną jedną z ich ulubionych rozrywek było najmowanie przewodników górskich, którzy rywalizowali w rzucaniu wielkich głazów w głąb kotłów górskich. Popularne były także wyprawy szlakiem kufli piwa? Turyści piwni pojawiali się porannym pociągiem i szli w kierunku Śnieżnej Kopy. W każdym schronisku wypijali kufel piwa i zajadali się gulaszem lub parówkami. Drogę wskazywały im tablice w schroniskach „Kwadrans do pilznera”, więc bez trudu docierali na kolejny kufel. Wraz z wypitymi trunkiem śpiewali coraz głośniej, aż do ochrypnięcia.
Mroczna historia dawnego Krzeszowa
Akcja kryminału retro Krzysztofa Koziołka „Imię Pani”rozgrywa się w przedwojennym Krzeszowie. Jakie tajemnice kryją mury tamtejszego klasztoru?
Jest 18 grudnia 1934 roku. Komisarz kryminalny Gustav Dewart wypoczywa w Grüssau (Krzeszowie), korzystając z gościny opata benedyktynów. Urlop ma mu pomóc w odzyskaniu sił nadwątlonych rodzinnym dramatem, ale pobyt wśród mnichów zaczyna go męczyć.
Żeby nie robić przykrości opatowi, policjant bierze udział w Dniu Światła, corocznej mszy odprawianej na pamiątkę odnalezienia cudownej ikony Matki Bożej Łaskawej ukrytej przed husytami i odzyskanej w nadprzyrodzonych okolicznościach po 196 latach. Niemal zaraz po nabożeństwie jeden z mnichów zostaje znaleziony martwy w klasztornej toalecie. Kiedy opat prosi swego gościa o dyskretną pomoc, ten traktuje to jako uśmiech losu i odskocznię od monotonii.
Jednak wkrótce mury opactwa stają się świadkami kolejnych zagadkowych zgonów. Gdy miejscowa policja uznaje je za nieszczęśliwe wypadki, Dewart postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Nie zdaje sobie przy tym sprawy, że wkrótce przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z tajemniczym sprawcą, ale i własnymi lękami, przed którymi stara się uciec.
Karkonosze zagłębie mitów
Joanna Jagodzińska z Książnicy Karkonoskiej wskazuje, że Karkonosze to nie tylko miejsce dla akcji kryminałów. Często góry są tłem dla historii miłosnych czy pretekstem do przypominania mitów albo słynnych mieszkańców regionu.
Bartosz Zawistowski w powieści „Dziedzictwo” krąży wokół cudownego źródła i dobroczynnej wody na Grabowcu. Takie miejsce musi przyciągać barwne postaci i inspirować niezwykłe wydarzenia. Pojawiają się w tej książce odległe od siebie w czasie osoby jak Wołchw-Drogomyśl, syn Pomira, Jan z zakonu joannitów, z burzliwą przeszłością, Baltazar – ludowy uzdrawiacz, Tadeusz, uciekinier z obozu pracy, Laura – Niemka kolaborantka i Basia żyjąca współcześnie. Co je może łączyć? Prawdopodobnie tytułowe dziedzictwo, ale może coś więcej. Ta książka może być doskonałym uwieńczeniem wycieczki do kaplicy Św. Anny i Dobrego Źródła w Sosnówce.
Z Henrykiem Wańkiem śladami artystów
Karkonosze umiłował sobie także Henryk Waniek. Po lekturze jego powieści „Cmentarz nieśmiertelnych” innym okiem spojrzymy na Szklarską Porębę. Zagubiona gdzieś w górach miejscowość, która przyciągnęła braci Hauptmannów a potem zaczęła przyciągać kolejnych twórców (Reiner Maria Rilke, Wilhelm Bölshhe, Bruno Wille, Hermann Hendrich), jest opisana przez pryzmat losów mieszkających tu niegdyś artystów. Z każdego eseju bije ogromna miłość do Karkonoszy i Izerów i podzielają ją kolejne pokolenia.
W „Wyprzedaży duchów” Henryk Waniek wprowadza bohaterów, którzy nie chodzą tak zwyczajnie w góry. Jak tłumaczy Joanna Jagodzińska, dla nich wyjście w Karkonosze i Izery, to metafizyczna podróż, szukanie odpowiedzi na problemy życiowe, ucieczka, czy upragnione osamotnienie. Towarzyszy im tajemniczy J.. Kim jest? Nikt nie wie. Dla każdego ma inną twarz, zupełnie jak Pan Jan, który rządzi w górach. Autor zwodzi, zmienia nazwy, ale kto zna Sudety, ten domyśli się gdzie leży Sośnica, Pasówka… Autor twierdzi, że po przeczytaniu „Wyprzedaży duchów”, z mapą lub bez, kilkoro z czytelników na pewno wyruszy do Kotliny Jeleniogórskiej. Może znajdą piwnicę, w której ogień nieprzerwania płonie od kilkudziesięciu lat…
Miłość w Kowarach
Joanna Sykat w „Niebie pod Śnieżką” prowadzi nas do Kowar. Główną bohaterkę Kingę, 39-latkę po rozwodzie, poznajemy w szpitalu psychiatrycznym. Odwiedza w nim chorą matkę Hannę, która niedawno została wdową. Hanna całkowicie wycofała się z życia i według lekarzy uciekła w chorobę. Kinga zaczyna szukać śladów przeszłości matki. Pamiątki prowadzą ją do Kowar, tam spotyka Ocię, która była sąsiadką jej rodziny. Jeszcze niedawno Kinga nie wiedziała, że spędziła kilka lat w Kowarach. Opowieści Oci, drobiazgi, krajobrazy, przedmioty budzą kolejne wspomnienia. Jest jeszcze Maks, przystojny przewodnik po okolicy, który rozbudza w Kindze miłość do nieba pod Śnieżką. Para lubi wędrówki i na szlaki możemy się wybrać razem z nimi.
Wędrówki śladami literacka
Książek, po lekturze których, innymi okiem spojrzymy na szlaki karkonoskie czy jeleniogórskie ulice przybywa. Zwiedzanie miejsc związanych z bohaterami literackimi ma długą historię. Czasami książka staje się dla nas na tyle interesująca, że chcielibyśmy przenieść się w miejsca związane z jej bohaterami, bądź autorem.
W czasie wędrówki śladami postaci z książek mamy szansę poznać oglądane miejsca z zupełnie innej strony. Takie „wyprawy” często prowadzą ścieżkami biegnącymi z dala od najpopularniejszych atrakcji turystycznych.
Alina Gierak
Archiwum Nowin Jeleniogórskich – Kompas Górski/Fundacja Nowin Jeleniogórskich
Na zdjęciu głównym – Przemysław Semczuk, który często przyjeżdża w Karkonosze. W ręku trzyma swoją książkę.