Kamień, kolego
Otoczaki i kamienie kanciaste o bardziej wyrafinowanych kształtach układają jeden na drugim, może raczej stawiają. Tworzą niezwykłe „rzeźby”, jakby w kontrze do fizyki, bez wierceń, podpórek i klejów, działa natomiast najważniejsze spoiwo – „klej” grawitacji. Honza Macek i Rudolf Novák balansują kamienie (stonebalancing), działają osobno i razem jako grupa artystyczna Kamienni. Dzieła zanikają relatywnie szybko, ale w tego rodzaju sztuce to w zasadzie wartość.
Można spróbować, każdy może spróbować i każdy to potrafi – przekonują trutnovscy artyści, którzy w Republice Czeskiej uznawani są za prekursorów balansowania kamieni. Twierdzą, że nikt wcześniej w Czechach tego nie robił. Najważniejsza jest cierpliwość i koncentracja. Układają kamienie głównie przy Upie lub bezpośrednio w płyciznach tej rzeki w nieprawdopodobnych pozycjach. Znalezienie środka ciężkości, powiedzmy „kleju” grawitacji, a mogą to być zaledwie milimetry kwadratowe, jest gwarancją sukcesu, że konstrukcja ustoi, utrzyma się kilka minut, godzin lub dni. Trwałość dzieła zależy od wartkości prądu rzeki, od wiatru, od liści i gałązek płynących obok lub zupełnie trywialnie, od przechodnia, który kopnie w sztukę. Nic nie szkodzi, Kamienni liczą się również z takimi reakcjami. Mają nawet na to odpowiednie czeskie słowo „povíjivost”, które można przetłumaczyć jako marność. Balansowanie kamieni uczy bowiem i przypomina o marności życia, w tym sensie, że wieczni nie jesteśmy a jednocześnie uczy i przypomina o potrzebie życia w zgodzie z przyrodą. W rozmowie dochodzimy nawet wspólnie do wniosku, że im bardziej dzieło jest marne, tym bardziej jest sztuką, fascynującą i absolutnie nietrwałą. Ot, co!
FOT. Archiwum Honzy Macka, landartist.webnode.cz
(fot.Honza5)
Honza Macek musi wybrać bezwietrzny dzień do układania liści. Każdy podmuch zniszczy kompozycję. – My landartyści jesteśmy przyzwyczajeni do nietrwałości dzieła – twierdzi autor
Kanapa á la Flinstone
Rudolf o pseudonimie Waypa opowiada, że na początku układał kamienie jeden na drugim, powstawały wieżyczki, i najważniejsze było, że stały. Potem nauczył się tworzenia (balansowania) bardziej skomplikowanych form, na przykład postawił na sztorc duży kamień na wieżyczce z małych otoczaków. Dzieło robi wrażenie w przyrodzie i uwiecznione na zdjęciu, chodzi nie tylko o efekt estetyczny, ale również skrajne emocje: klej, trik, kolaż – komentują niedowiarki, wspaniałe, nieziemskie, super, tak fizycznie wygląda cierpliwość – zachwycają się inni. Czasem są to godziny pracy przy absolutnej koncentracji, którą można porównać do medytacji. – Stoisz w rzece w kaloszach i myślisz tylko o kamieniach, słychać głównie płynącą rzekę. Koncentruję się jedynie na tym, aby konstrukcja nie spadła. Układam raczej sam, w spokoju, ale jak przyjdą ludzie i zaczną komentować, jest to coś wspaniałego. Przecież żaden artysta nie zazna tego w swoim atelier. Dla mnie pracownią jest przyroda, a tworzywem to, co znajdę na około. Na początku balansowanie graniczyło z obsesją. Wychodziłem z jakiegoś budynku i wszędzie widziałem głównie tworzywo. Zdarzyło się, że skoczyłem przez płot, do czyjegoś ogródka, bo zauważyłem kupę kamieni. Układałem bez pozwolenia. Balansowanie jest uzależniającym hobby – mówi Honza Macek. Honza poukładał kamienie w Upie przy trasie spacerowej i jednocześnie ścieżce rowerowej. Powstała tam kamienna łódka, kanapa á la Fred Flinstone (bohater słynnej, amerykańskiej kreskówki, której akcja toczy się jakoby w epoce kamienia łupanego) i kilka wieżyczek. Niewątpliwie Honza miał dużą publiczność na swojej „wystawie”, bo któż by nie rzucił okiem na dzieła przechodząc, czy przejeżdżając obok? Po dwóch latach zostały jedynie resztki kamiennej kanapy.
FOT. Archiwum Honzy Macka, landartist.webnode.cz
(fot.Honza3)
Kanapa á la Fred Flinstone została postawiona na brzegu Upy w Trutnovie. Podobno odpoczywali na niej bezdomni…
Honza za największy swój sukces w balansowaniu uważa inne dzieło nazwane „płynące kamienie”. Pracę robił w kwietniu a było dość zimno. Postanowił, że zbuduje w oczku wodnym wieżyczki na tyle wysokie, by ostatni ułożony kamień (na każdej z wieżyczek) widziany był już na powierzchni wody. W rezultacie kamienie wyglądają jakby pływały. Po dziele został ślad – fotografie.
FOT. Archiwum Honzy Macka, landartist.webnode.cz
(fot. Honza1)
Płynące kamienie w rzeczywistości osadzone są na kamiennych wieżyczkach – Honza Macek z tej realizacji jest szczególnie dumny
Medytacja w przyrodzie
Rudolf Novák twierdzi, że wystarczy troszkę wyczucia i dużo cierpliwości. Cieszy, gdy dzieło wytrwa kilka dni. Na przykład jedna z układanek stała przy Złotym Potoku aż 14 dni. Waypa kontrolował ją każdego dnia podczas spacerów z psem i 14 dnia stanął jak zwykle obok a kamienie nagle rozsypały się, tuż przed jego nogami. – Przyroda wzięła kamienie z powrotem – podsumowuje.
Przygód podczas pracy było więcej, na przykład Honza musiał tłumaczyć się kiedyś policjantom. Przyjechali na miejsce tworzenia dzieła, ponieważ mieli zgłoszenie od jednej pani. Honza dowiedział się, że w zasadzie nie może przemieszczać kamieni w rzece. Potem dowiedział się również, że zgłaszającej nie tyle chodziło o „rzeźby”, co o naruszanie spokoju kaczek, które się tam osiedliły. – A cóż kaczki? Jesteś tam, balansujesz kamienie i kaczki same zaczną do ciebie podchodzić, karmisz je i wszystko jest w porządku, w zgodzie z przyrodą, żyjemy z kaczkami w symbiozie.
FOT. Archiwum Rudolfa Nováka, kamenne-skulptury.webnode.cz
(fot. Waypa1)
W każdym dziele Waypy najważniejszy jest „klej” grawitacji. W ilustrowanym przypadku widać to szczególnie mocno
FOT. Archiwum Rudolfa Nováka, kamenne-skulptury.webnode.cz
(fot. Waypa2)
Konstrukcja spada za minutę, godzinę, kilka dni, wszystko zależy od pogody lub przechodnia, który kopnie nogą
FOT. Archiwum Rudolfa Nováka, kamenne-skulptury.webnode.cz
(fot.Waypa4)
– Gdy balansuję kamienie, skupiam się tylko na jednej sprawie, aby konstrukcja nie spadła – przyznaje autor Waypa
FOT. Archiwum Rudolfa Nováka, kamenne-skulptury.webnode.cz
– Każdy potrafi, trzeba tylko dużo cierpliwości i koncentracji – twierdzi autor Rudolf Novák
Trutnoviacy podkreślają zbawienny wpływ balansowania kamieni na psychikę, który porównywalny jest do medytacji, balansowanie koncentruje, uspokaja, oczyszcza myśl. Balansowanie jest dobre dla dzieci i ludzi w dojrzałym wieku. Kamienni od dwóch lat zapraszani są na różnego rodzaju warsztaty i pokazy dla przedszkolaków, młodzieży, także emerytów. Trutnovianin, pan Kocourek, został uwieczniony podczas prób balansowania na jednym z filmików, który można znaleźć w Internecie. Jest to moment, w którym właśnie kładzie ostatni kamień na wieżyczce z otoczaków, dość wysokiej, ma może 60 centymetrów. Pan Kocourek chwilę balansuje i jest, udało się! Na twarzy starszego pana widać wielkie zadowolenie i satysfakcję, bo właśnie dokonał czegoś, co wydaje się niemożliwe do osiągnięcia. Dzieci również potrafią się skoncentrować, artyści obserwowali u przedszkolaków pasję balansowania. Kto wie, czy nie byłoby bardziej pouczające zostawić dzieci z gromadką kamieni na dywanie, niż przy włączonej dla świętego spokoju telewizji… Dorośli? Z doświadczenia już wiedzą, że mężczyźni są bardziej cierpliwi, kobiety chciałyby natomiast osiągnąć natychmiastowy efekt.
– Mamy warsztaty w przyrodzie i w pomieszczeniach zamkniętych. Czasem musimy dostarczyć budulec. Raz zdarzyło się, że ktoś ukradł nam cztery transporterki z kamieniami. Cóż, widocznie nie potrzebował do ogródka, bo to były bardzo ładne kamienie – mówią artyści.
Kamienni działają razem na warsztatach. Realizują również dzieła z zakresu sztuki ziemi (land art). Weźmy przykład. Honza idzie do jesiennego parku pełnego leżących liści z szeroką szczotką. Odgarnia liście i tworzy ślad, rysunek w formie spiral wokół drzew. Wystarczy powiew wiatru i dzieło zanika, ale fotografia została. Wykorzystuje również białą farbę, jak podkreśla, najbardziej ekologiczną z ekologicznych. Maluje wybrane gałązki drzew, aby te pomalowane tworzyły wzór. Pierwszy deszcz wszystko zmyje, zostanie tylko fotografia.
Sztuka ziemi
Marzenia? Waypa: – Chciałbym spróbować stworzyć coś większego, a moim narzędziem byłaby koparka! Honza: – Zbudowałbym jeszcze jeden Stonehenge (obiekt z kamieni w Anglii z okresu neolitycznego, prawdopodobnie świątynia poświęcona Słońcu i Księżycowi). Podziwianemu neolitycznemu obiektowi brakuje kilku kamieni, Honza spróbowałby odtworzyć oryginał.
Rudolf Novák, również muzyk i didżej, na co dzień pracuje jako operator w fabryce blachy, Honza Macek utrzymuje się z wypożyczania sanek. Obaj młodzi mężczyźni czują się artystami. Specjalnie wtedy, gdy skupimy się na twierdzeniu, że robią coś absolutnie niepraktycznego, a co wzbudza emocje. Inspirują się pracami artystów: Kanadyjczyka Michaela Grab’a (stonebalancing) i Brytyjczyka Andy Goldsworthy’ego (land art.) Swoje prace publikują w mediach społecznościowych. Podkreślają, że zaproszenia na akcje terapeutyczne, warsztaty i działania sztuki ziemi nie wiążą się z zarabianiem pieniędzy. Owszem, ktoś zapłaci, ale drugiej organizacji nie stać na honorarium. Jeśli chodzi o zarobkowe zlecenia Waypa miał kilka zamówień na rzeźby ogrodowe, przyznaje, że w myśl zasady klient nasz pan, musiał nagiąć zasady stonebalancingu, by konstrukcja wytrzymała więcej, niż kilka dni. Użył narzędzi.
Prace Honzy Macka można obejrzeć na stronach internetowych: landartist.webnode.cz, prace Rudolfa Nováka na: kamenne-skulptury.webnode.cz. Standardowym pozdrowieniem obu artystów zamiast czeskiego „Ahoj” jest „Kámen, kamo”, czyli „Kamień, kolego”.
Rudolf Novák i Honza Macek zdecydowanie nie popierają układania kamieni w Karkonoskim Parku Narodowym. – Robią to turyści – amatorzy. Stawiają wieżyczki i nazywają to „mužiki” (mużyk – według słownika to chłop z zacofanej Rosji, w tym przypadku raczej kmiotek – M.K.). Podobno kiedyś stawiano mužiki na granicach ziemi, na miedzach, ale KPN to nie jest odpowiednie miejsce na tego typu zabawy.
Radek Drahný, rzecznik czeskiego Karkonoskiego Parku Narodowego: Prawdę mówiąc, oprócz tych kamieni w rzece, nie zajmujemy się sprawą, ponieważ nie uważamy tego typu działań za szkodliwe. Odwrotnie. Jak mówił klasyk, kto się bawi, nie rozrabia. Zatem niech ludzie się zabawią, również w przyrodzie. Land art można realizować bez szkody, na przykład używając gałązek leżących na ziemi. Jednak akurat z kamieniami w wodzie jest problem. Rozumiem, że laicy patrząc na to myślą: no przecież biorą tylko kamienie z rzeki, ale jak wiadomo i na nich żyją mikroorganizmy. Także cóż… Land art nie jest dla nas zasadniczym problemem, jednak gdy stwierdzimy, że szkodzi przyrodzie, damy znać.
Marlena Kovařík
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2017