„Jestem prawdziwym pasjonatem motoryzacji. Mam to szczęście, że przez całe życie udaje mi się pracować w zawodzie, który kocham i szanuję. Mój zawodowy etos opiera się na ogromny szacunku dla klienta oraz na dbałości i sumienności wykonywanej pracy”. Tak mówił, choć przez ostatni czas zmagał się z ciężką chorobą. Z godnością znosił ból i ograniczenia, jakie na Nim śmiertelna choroba wymusiła.
W rodzinnym Jeżowie Sudeckim spędził dzieciństwo i młodość. Wykształcenie mechanika samochodowego zdobył w Gliwicach. W śląskim mieście był też kierowcą podczas dwuletniej zasadniczej służby wojskowej.
-Ze Stasiem poznaliśmy się podczas imprezy studenckiej. W Cieszynie, skąd pochodzę, ukończyłam obróbkę skrawaniem w technikum. Na Politechnice Gliwickiej studiowałam na kierunku górniczym. Stasiu chciał koniecznie wrócić do regionu skąd pochodzi, bo jak mówił, z tą ziemią łączy go wszystko. Na założenie swojej rodziny i życie zawodowe nie mógł wybrać innego miejsca. Nie mieliśmy nic, dorabialiśmy się od zera. Zamieszkaliśmy w Jeżowie Sudeckim w mieszkaniu udostępnionym przez Jego kochaną mamę, Janinę Prendotę. W kwietniu przyszłego roku z okazji 90-rocznicy jej urodzin specjalnie chcemy uczcić ten wyjątkowy jubileusz. Stasiu krótko pracował w jeleniogórskim PBK jako kierowca, na początku 1975 roku założył firmę rodzinną branży samochodowej Auto Prendota. Prowadziłam sprawy księgowe, robię to do dziś. Od dwóch lat nasza firma jest spółką jawną – mówi żona, Danuta Prendota.
Stanisław Prendota ambitnie zgłębiał tajniki motoryzacyjnej wiedzy, stopniowo jego zakład rozwijał się i proponował coraz większy wachlarz usług serwisowych, mechanicznych i nie tylko. O Auto Prendota mówiono, że wykonuje usługi fachowo i na najwyższym poziomie. Klientów przybywało, jedni polecali go drugim. Reputacja i już ugruntowana marka w regionie pozwoliły w latach dwutysięcznych na zwiększenie zatrudnienia do 27 pracowników. Dzisiaj wszyscy nadal dbają o dobre imię firmy z ulicy Górnej. Do Jeżowa Sudeckiego, gdzie wykonują naprawy samochodów wszystkich marek, trafiają auta nawet zza granicy, głównie z Niemiec.
Pan Stanisław wierzył i cieszył się, że w prawdziwie rodzinnej firmie wraz z Jego żoną Danutą nieprzerwanie pracować będą synowie. W popularnym „Mechaniku” Sebastian ukończył technikum samochodowe. Jego „działy” to blacharnia i lakiernia. Młodszy syn Marcin jest magistrem prawa po Uniwersytecie Wrocławskim. W firmie zajmuje się mechaniką i sprawami sądowymi klientów (odszkodowania od firm ubezpieczeniowych). Blisko pięć temu Stanisław Prendota powiedział: – Od samego początku uczę synów tego, co dla mnie osobiście jest ważne, mówiąc im: – Do każdego auta, które do nas trafia, podchodźcie tak, jakby to był wasz samochód. Dzięki temu klient do nas wróci, a my udowodnimy, nawet temu zza granicy, że Polak do dobry i uczciwy fachowiec.
„Lata zawodowego doświadczenia nauczyły mnie, jak ogromne przeciwności i problemy spotykają zwykłych, uczciwych ludzi starających się odzyskiwać swe pieniądze od firm ubezpieczeniowych. W dzisiejszych czasach ubezpieczycielowi nie zależy na rzetelnej ocenie strat swego klienta – zależy mu tylko na zysku. Zwykły klient takiej firmy nie ma pojęcia o przepisach, o podejmowanych środkach, programach, ustawach, o orzeczeniach sądowych… Przeciętny „zjadacz chleba” błądzi w tym świecie, jak dziecko. Zdecydowałem, że będę musiał coś z tym zrobić”. To fragment wypowiedzi Stanisława Prendoty w „Nowinach Jeleniogórskich” (nr 5 z 2014 roku), udzielonej red. Antoniemu Gąssowskiemu.
Przez długie lata pan Stanisław pomagał kierowcom poruszać się w gąszczu przepisów o odszkodowania związane z wypadkami samochodowymi. Jak sam mówił, to Jego obywatelski obowiązek. W imieniu klientów walczył w sądach w setkach spraw, wygrywał jedna po drugiej. Firmy ubezpieczeniowe dobitnie przekonały się, że „naiwnego” klienta coraz trudniej wyprowadzić w pole. – Jestem jak niepokonany szeryf na Dzikim Zachodzie naszego ubezpieczeniowego prawa – powiedział pan Stanisław po wygraniu kolejnej batAlii sądowej o odszkodowanie i dodał, że w ten sposób, krok po kroku, buduje społeczną uczciwość. Był też założycielem i prezesem Stowarzyszenia „Bezpieczny Samochód”.
Stanisław Prendota zawsze był aktywnym członkiem lokalnej społeczności i związku branżowego rzemiosła polskiego. Od 1986 roku należał do kilku kół Polskiego Związku Łowieckiego. Pracował w kilku komisjach przy Zarządzie Okręgowym w Jeleniej Górze, Poświęcał swój czas, przekazywał środki finansowe. Od kilkunastu lat był zastępcą okręgowego rzecznika dyscyplinarnego. Za społeczną pracę został odznaczony Brązowym, Srebrnym i Złotym Medalem Zasługi Łowieckiej. Obaj synowie poszli śladami Ojca i należą do Polskiego Związku Łowieckiego.
W ostatniej ziemskiej drodze i w ostatnim pożegnaniu ś.p. Stanisława modlitwą, myślami i samą obecnością, na jeżowskim cmentarzu towarzyszyli bardzo liczni zebrani przyjaciele, koledzy, najbliżsi i rodzina. -”Wiemy dla kogo tu jesteśmy, wiemy dlaczego tu jesteśmy. Jesteśmy tu i dziś nie z obowiązku, ale z potrzeby serca. Szczęść Boże i Darz Bór. Święty Hubert przyszedł po Ciebie. I zawołał Cię przez próg. Na te łowy wieczyste. Tam, gdzie wielkim łowczym jest Bóg. Na służbie u św. Huberta i nad Twoim grobem niech Ci wiecznie szumi knieja. Hymn myśliwski radości minionej” – powiedział w mowie pogrzebowej Stanisław Graczyk.
W wolnych chwilach Stanisław Prendota grywał też w piłkę nożną, kiedyś prowadził ligową drużynę Lotnika, lubił tenis i sporty wyczynowe, od wielu lat był zaprzyjaźniony ze środowiskiem lotniczym Jeleniej Góry. Wraz z synami wędkował, najchętniej w Norwegii.
-Tatę wiele osób zapamięta jako pracocholika, jednak to rodzina była dla Niego najważniejsza i zawsze na pierwszym miejscu. Był troskliwym mężem, wspaniałym ojcem i dziadkiem. Bardzo nas kochał, był dumny z wnuczki, 15-letniej obecnie gimnazjalistki z „Żeroma”, Alicji oraz z wnuków Marcela (7 lat) i Huberta (1,5 miesiąca) – mówi syn Marcin.
Stanisław Prendota został wybrany do finałowej, bardzo wyrównanej piątki „Człowieka Roku 2013” w konkursie „Nowin Jeleniogórskich”. Setki czytelników głosowały na Jego kandydaturę za pomocą sms-ów, gazetowych kuponów i na Balu w Hotelu „Gołębiewski” w Karpaczu. Tutaj pan Stanisław znakomicie poradził sobie z zabawowymi, tzw. zadaniami specjalnymi z motoryzacji. Każdy z finalistów „Człowieka Roku” działał w innej branży, ale były to osoby, które robiły coś więcej niż tylko powinni.
-Nigdy nie umierają Ci, którzy w pamięci żyją. W naszej pamięci pozostaniesz Stasiu jako człowiek pogodny, nie narzekający, przyjazny ludziom i ich sprawom. Dziękujemy Ci, że byłeś z nami, że los związał nas w ziemskich sprawach i w naszych pasjach. Zawsze zachowamy Cię w sercach, będziesz obecny w naszych myślach i nie milknących rozmowach – zapewnił jeden z myśliwych z PZŁ, imiennik Stanisław.
Henryk Stobiecki