Jak się zachować, kiedy zauważymy, że w najbliższym otoczeniu pojawił się rój pszczół? – Zadzwonić do znajomego pszczelarza, żeby ściągnął ten rój, o ile jest nisko – odpowiada krótko Jan Okulowski, prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy w Jeleniej Górze.
Zwykle chodzi o pszczoły miodne, które wyroiły się i uciekły z ula. Szukają miejsca na nowe gniazdo, czasem próbują je założyć tam, gdzie to całkowicie nie odpowiada ludziom. Jeśli pszczeli rój jest spokojny, pszczelarz może skłonić pszczelą matkę (jest o wiele większa niż robotnice), żeby weszła do rojnicy, czyli specjalnego pojemnika. Reszta pszczół sama tam za nią wleci. Czasem, żeby pszczoły się uspokoiły, pszczelarz musi użyć zadymiarki i strącić cały rój, który osiadł np. na gałęzi do pojemnika.
Prezes Okulowski widzi też inne rozwiązanie problemu. Proponuje po prostu pozostawić rój samemu sobie. – Jest prawie pewne, że po dniu, najdalej dwóch rój odleci, kiedy pszczoły znajdą inne lepsze miejsce – mówi. Jan Okulowski podkreśla, że pszczoły, jeśli ich się nie drażni, nie zagrażają człowiekowi. Zdecydowane kroki trzeba podjąć jedynie wtedy, kiedy rój pszczół osadzi się w miejscu, gdzie jest duży ruch ludzi i trudno razem koegzystować (np. w budynkach mieszkalnych).
Nie ma w mieście żadnego pogotowia specjalistycznego, które by rozwiązywało takie sytuacje. Czasem pomaga straż pożarna, są też firmy specjalistyczne, ale działają na zasadach komercyjnych i za podobną usługę trzeba sporo zapłacić. Te usługi dotyczą raczej gniazd szerszeni czy os. Pszczelarze mogą pomóc, ale często nie chcą takiego nieznanego roju pszczół do swoich pasiek, bo może się okazać, że pszczoły są chore, nieleczone. Wtedy można do pasieki przywlec chorobę.