– Pochodzisz z dużego miasta. Zajmowałeś się turystyką, przez wiele lat promowałeś śpiewaków gardłowych z Syberii i Kirgistanu, w uzdrowiskowej dzielnicy Jeleniej Góry zbudowałeś jurtę. Skąd pomysł, żeby zostać rolnikiem ekologicznym?
– Trochę z przypadku. Ale nie do końca. Jestem rolnikiem z wykształcenia, studiowałem zootechnikę na Akademii Rolniczej. Pracowałem trochę w Lasach Państwowych, opiekowałem się chatką turystyczną w górach nad Jagniątkowem. Duch ekologii i życia zgodnego z naturą tkwi we mnie od czasów studenckich. Od 16 lat z Gosią, moją lepszą połówką, jesteśmy rolnikami.
– Prowadzenie gospodarstwa ekologicznego w Polsce, mimo ostatnich udogodnień, choćby pozwolenia na sprzedaż niektórych produktów z własnego gospodarstwa przetworzonych na miejscu – to wciąż wyzwanie logistyczne i ekonomiczne?
– Jestem przede wszystkim hodowcą zwierząt: owiec, kur, krów – choć nie są to wielkie stada. Mam także kilka hektarów ornych i próbuję produkować coś, co konsument może ze spokojem ducha zjeść. Do Kopańca przywiozłem akurat olej z gorczycy uprawianej metodami ekologicznymi, wyciśnięty na zimno. Rolnictwo ekologiczne wymaga bioróżnorodności – uprawiałem miedzy innymi owies ekologiczny, grykę, groch. Nie stosując środków ochrony roślin, niektóre uprawy stanowią wyzwanie. Tak było z grochem – ostatecznie musiałem go przeznaczyć na paszę. Prowadząc gospodarstwo ekologiczne, trzeba liczyć się ze stratami i uwzględnić to w kosztach.
– Świadomość ludzi, jeśli chodzi o zdrowe jedzenie, ekologiczne produkty, rośnie. Przynajmniej w mediach coraz więcej o tym się mówi.
– Wciąż przegrywamy ceną ekologicznych produktów z kolorowymi warzywami, owocami kupowanymi w marketach, czy na targu z ekologią nie mających nic wspólnego. Nie jestem jednak pesymistą. Udało mi się zebrać wokół gospodarstwa grupę odbiorców. Po nasze produkty klienci potrafią przyjechać nawet z Wrocławia i spod Głogowa. Jestem także pszczelarzem – i w tym roku już sprzedałem cały miód, który wyprodukowałem.
– Uważasz, ze bezpośrednie zakupy żywności w małych gospodarstwach są przyszłością?
– Nie uciekniemy od wielkotowarowych gospodarstw. One muszą być. Małe gospodarstwa nie wyżywią wszystkich mieszkańców choćby Wrocławia. To jest utopia.
– A co z rachunkiem ekonomicznym? Małe ekologiczne gospodarstwo jest opłacalne?
– To zależy od potrzeb i stylu życia rolnika. Z małego ekologicznego gospodarstwa, oczywiście przy bezpośrednim handlu i małym przetwórstwie, raz w roku mogę wyjechać na wakacje. W domu mam zapasy jedzenia. Ale ja nie mam dużych potrzeb, jeżeli chodzi o wygody dnia codziennego. Mieszkam w małym domku, który w dużej części sam zbudowałem, nie mam prądu, korzystam z małych paneli słonecznych.
– Jesteś za filozofią minimalizmu?
– Może przydałby mi się szerszy dostęp do sztuki. Ale film można obejrzeć w internecie, a książkę poczytać przy lampie czołówce, ostatecznie przy świeczce.
– Do zwierząt masz specyficzne podejście. Z minimalizmem nie ma ono nic wspólnego.
– Kury u mnie mają dożywocie, nawet, jeśli nie znoszą już jajek. Tak samo matki krowy, które obdarowały mnie cielakami przeznaczonymi do zabicia, na sprzedaż. Dbam o dobrostan moich zwierząt. Zostawiam dla nich pół hektara łąk z drzewami, nie biorę na ten skrawek łąk należnych dotacji po to, żeby zwierzęta miały wolny wybieg także w zimie. Takie podejście to nie jest żadna ideologia, a zwykły humanitaryzm.
– Dzięki temu masz spokój ducha?
– Cieszy mnie, kiedy rodzą się zdrowe jagnięta, brykają po łące, nie umierają. I kiedy rolnicy, którzy mnie odwiedzają, mówią, że moje krowy takie ładne, dobrze wykarmione. Bo przyjechałem z miasta, jestem rolnikiem ekologicznym – a sąsiedzi rolnicy mnie akceptują. Traktują mnie jak partnera. Nawet czasem uznają za dobre moje podpowiedzi dotyczące hodowli, czy rolnictwa. Ja też czerpię z ich wiedzy i doświadczenia.
– Czego się nauczyłeś żyjąc na wsi?
– Empatii do drugiego człowieka. I tolerancji.
– W Grabiszycach Górnych znalazłeś swoje miejsce na Ziemi?
– U nas jest piękne niebo. Nocą można oglądać gwiazdy. Ale mam trochę tak, że jak już coś zorganizuję, osiągnę, wszystko wokół mnie działa, zaczyna mnie nosić. Nie potrafię powiedzieć, czy w jakimś momencie przypadek nie poprowadzi mnie w innym kierunku. Mam w sobie młodzieńcze przekonanie, że świat jest ciągle do zdobycia.
Tekst i zdjęcie: Małgorzata Potoczak-Pełczyńska
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2020 rok