Opinia publiczna poznała Bohdana Pawłowskiego przede wszystkim jako wicewojewodę jeleniogórskiego, w szczególnym okresie rodzącej się polskiej demokracji, w latach 1990-91, ale jego dorobek jest znacznie bogatszy, a rozmaitość ról i wyzwań, jakie podejmował – imponująca.
– Podstawowa wartość, jaką przekazał mnie i bratu, to wiara we własne siły – wspomina ojca Maciej Pawłowski, dyrektor jeleniogórskiej filii Politechniki Wrocławskiej i prezes Stowarzyszenia Bieg Piastów. – Kiedy pierwszy raz jechaliśmy na zachód Europy, powiedział , żebyśmy nie mieli kompleksów i niczym się nie przejmowali, bo ludzie wszędzie są tacy sami. W tamtych czasach Polakom doskwierało poczucie niższości, wynikające z parytetu wymiany złotego. Pensja pracownika z wyższym wykształceniem, na przykład inżyniera, wynosiła w latach 70. dwudziestego wieku około dwadziestu pięciu dolarów, czyli… około dolara dziennie. Podstawowy, minimalny zestaw towarów był dostępny i tani – jeśli komuś wystarczał chleb, mleko i dwa gatunki sera, mógł to kupić. Myślę, że tę wiarę we własne siły wpajał także ludziom, których po studiach przyjmował do pracy i uczył różnych zasad.
– Nauczyciel, dobry szef – tak charakteryzuje Bohdana Pawłowskiego w pierwszych swych słowach jego wieloletni podwładny w Fampie, Zbigniew Olejnik. – Wpajał nam dobre zasady: fachowość, oddanie dla firmy. Bardzo mocno wspierał swój zespół. Wierzył nam i ufał.
Z Łodzi do Jeleniej Góry
Bohdan Pawłowski ukończył studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Łódzkiej. Po studiach podjął pracę w Biurze Projektów Przemysłu Papierniczego. Z tą branżą związany był do końca życia, ale już w Jeleniej Górze, do której przeniósł się w 1958 roku. Rozpoczął wtedy pracę w Fabryce Maszyn Papierniczym Fampa w Cieplicach i zamieszkał na tamtejszym fabrycznym osiedlu. Rok później wprawdzie odszedł z Fampy i wrócił do Łodzi, ale w 1960 znów przeniósł się do Jeleniej Góry, już na zawsze. Mieszkał z rodziną na ulicy Pocztowej w Cieplicach (obecnie Wazów).
Fampa, pod inną nazwą, o czym dalej, działa do dziś. W jej przetrwaniu ważną rolę odegrał Bohdan Pawłowski. Jego zasługą jest między innymi to, że zakład ten nie odstawał technologicznie od światowych konkurentów, co w latach PRL-u, jeśli chodzi o polskie, państwowe przedsiębiorstwa, było rzadkie, skutkujące po otwarciu gospodarki w latach 90. bankructwami.
– Tato doprowadził do otwarcia na terenie Fampy jedynej wtedy w Polsce filii Instytutu Elektrotechniki z podwarszawskiego Międzylesia – opowiada Maciej Pawłowski. – Do dziś Instytut ten jest prestiżowym ośrodkiem w dziedzinie elektryczności, cenionym również w międzynarodowej skali. Wraz z łódzką Fabryką Transformatorów ELTA opracował prototypową produkcję napędów do maszyn papierniczych PANT. Wdrożono w nich rozwiązania porównywalne ze stosowanymi przez ówczesnych liderów światowych.
Odważny wizjoner
Gdy po demokratyzacji Polski w latach 1989-90 Bohdan Pawłowski został wicewojewodą jeleniogórskim, doprowadził do prywatyzacji Fampy poprzez jej sprzedaż amerykańskiej firmie Beloit. Była to decyzja bardzo odważna, budząca ogromne emocje przez wiele lat. Z dzisiejszej perspektywy można ją jednak ocenić jako konieczną. Gdy inne państwowe przedsiębiorstwa nie potrafiły przestawić się na walkę o zamówienia na otwartych, globalnych rynkach, Fampa weszła na przyspieszoną ścieżkę dostosowania do działalności w nowych warunkach. Jej podstawy były tak silne, że przetrwała nawet bankructwo Beloita w Stanach Zjednoczonych. Cieplicka część tej firmy nie przerwała działalności, została wykupiona i produkowała dalej. Dziś jest częścią światowego potentata – firmy Valmet z siedzibą główną w Finlandii. Źródła tego sukcesu są w sporej mierze efektem starań Bohdana Pawłowskiego.
Narciarski społecznik
Podczas pracy w Fampie nie ograniczał się on do pracy zawodowej. Miał w sobie społecznikowską pasję, dzięki której myślał kategoriami dobra wspólnego, i to w skali znacznie szerszej niż przysłowiowy własny ogródek. To dlatego zainicjował projektowanie i budowę w Sudetach około pięćdziesięciu wyciągów narciarskich. Wiele z nich działało przez wiele lat, np. na Łysej Górze w Górach Kaczawskich, w Świeradowie-Zdroju, Kowarach czy na Babińcu w Jakuszycach. Zaczął wtedy współpracować z Julianem Gozdowskim, który pracował wówczas jako szef sportu i turystyki w powiecie jeleniogórskim.
Gdy dwie dekady później, na przełomie lat 80. i 90., Julian Gozdowski postanowił odbudować narciarski Bieg Piastów i ośrodek narciarstwa biegowego w Jakuszycach, wielu pukało się w czoło. Polacy w zmieniającej się, trudnej rzeczywistości zajęci byli walką o byt, więc sport w oczach wielu schodził na dalszy plan. Upadło wtedy sporo klubów sportowych i imprez o długiej tradycji. Jednym z najważniejszych sojuszników Juliana Gozdowskiego okazał się Bohdan Pawłowski. Jako wicewojewoda jeleniogórski jeździł z komandorem Gozdowskim na różne spotkania, także międzynarodowe, co pomagało otwierać wiele drzwi (wicewojewoda odpowiadał randze wiceministra). Komandor tę szansę wykorzystał bezbłędnie. Dziś Bieg Piastów to jedno z najważniejszych wydarzeń sportowych w kraju, a jeśli chodzi o narciarstwo biegowe – na świecie.
– Żył miastem i regionem – opowiada Julian Gozdowski. – W jego mieszkaniu obok poczty w Cieplicach spędziliśmy wiele czasu na rozmowach o Biegu Piastów. Był bardzo wartościowym doradcą – życzliwie krytycznym i wspierającym. Pamiętam go jako wyjątkową osobowość, nieporównywalną z nikim.
Jako wicewojewoda przyłożył też rękę do ocalenia majątku Centralnego Ośrodka Sportu w Szklarskiej Porębie i Karpaczu. Bohdan Pawłowski pomógł (w dość dla siebie charakterystyczny i w rozmowach z ówczesnym Ministerstwem Sportu dość drastyczny sposób) obu miastom ocalić to, co przejęły od COS-u – ośrodki narciarstwa zjazdowego na Szrenicy i Kopie. Była to podstawa ich dalszego rozwoju, już z pomocą prywatnych inwestorów. W roli wicewojewody doprowadził także do zakończenia ciągnącej się od wielu lat budowy szpitala wojewódzkiego na jeleniogórskim Zabobrzu, jak również do wyposażenia go w aparaturę medyczną. Wymagało to zupełnie niekonwencjonalnych rozwiązań, w tym podpisywania umów z podmiotami zagranicznymi, co robił bez zgody Ministerstwa Zdrowia.
Niewielu pamięta, więc tym bardziej warto o tym napisać, że Bohdan Pawłowski przyczynił się także do powstania jeleniogórskiej uczelni, nazwanej na początku Kolegium Karkonoskim (obecna nazwa: Karkonoska Akademia Nauk Stosowanych). Wszystkie niezbędne dokumenty, w tym również statut uczelni, skład kadry itd. zostały przygotowane jedynie przez dwie osoby: ówczesnego kuratora oświaty Janusza Wrzala i Bohdana Pawłowskiego. Cała dokumentacja znajduje się w archiwum Filii Politechniki Wrocławskiej.
Szacunek dla seniorów
Bohdan Pawłowski jest pamiętany jako szlachetny człowiek, który nigdy nie działał z niskich pobudek. Gdy w 1989 roku w Fampie miało dojść do zmiany szefostwa, poszedł ze współpracownikami do sejfu ustępującego dyrektora, by otworzyć ów sejf. Okazało się, że gromadzone w nim były donosy na pracowników. Na wniosek Bohdana Pawłowskiego, zaangażowanego wówczas w działalność Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego “Solidarność”, wszystkie te donosy zostały komisyjnie zniszczone, bez czytania czy kopiowania. Oceniono je jako bezwartościowy materiał, który wielu ludziom mógłby sprawić niezasłużoną przykrość.
Gdy już był na emeryturze, z ramienia “Solidarności” obchodził pół Cieplic z paczkami świątecznymi od związków zawodowych dla emerytów tłumacząc, jak bardzo im to jest potrzebne. Wszystkich tych ludzi, których pamiętał jeszcze z lat pracy, traktował jak rodzinę, przejmując się ich trudnym losem czy samotnością. Jako działacz “Solidarności” powtarzał, że związek nie jest od politykowania i robienia kariery, lecz od troszczenia się o ludzi pracy.
Bezpartyjny fachowiec
Nigdy nie zapisał się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Przysparzało to jego pracodawcy wielu kłopotów. Jako zdolny i przedsiębiorczy inżynier był w fabryce potrzebny. Potrafił negocjować kontrakty i organizować produkcję. Ponieważ jednak obowiązywała zasada partyjnej nomenklatury, jako bezpartyjny nie mógł wysoko awansować. Nie został więc dyrektorem, ale stworzono dla niego stanowisko o formalnie niższej randze – Pełnomocnik Dyrektora d/s Generalnych Dostaw, ale z dyrektorskimi uprawnieniami. Dzięki temu fabryka mogła wykorzystać jego zalety bez łamania zasad partyjnej nomenklatury.
O ludziach z PZPR, w których uczciwość nie wątpił, mawiał: “partyjny, ale przyzwoity”.
– Kiedyś, w latach 70. , jako uczeń szkoły podstawowej, zapytałem go, o co chodzi z tą partyjnością – wspomina syn, prof. Adam Pawłowski. – Odpowiedział: „Partyjny” to taki człowiek, który rano otwiera “Trybunę Ludu”, żeby przeczytać, jakie ma mieć dzisiaj poglądy”. Celnie i w punkt.
Jak wspominają synowie, w Cieplicach rodzina Pawłowskich mieszkała około kilometra od Fampy. Tak się złożyło, że ojciec nie dosłyszał na jedno ucho. Kiedy zdarzało się, że latem, przy otwartym oknie, rozmawiał z fabryką przez telefon, żartowaliśmy, że telefon mu niepotrzebny, bo tak głośno mówi, że słychać go na portierni zakładu.
Leszek Kosiorowski
Zdjęcie: Archiwum prywatne