Księża Góra, zwana także od czasów wojny Górą Goeringa, to niezbyt wysokie wzniesienie położone u stóp Karkonoszy, w Dolnym Karpaczu, po lewej stronie od prowadzącej do miasta szosy. Ta położona nieco na uboczu, pokryta gęstym lasem, góra swoje tajemnice kryje już od kilkuset lat. Od czasu, gdy powstały tam pierwsze górnicze wyrobiska. Jednak najtajniejszy okres historii wiąże się z latami wojny. Księża Góra, choć w zasadzie jest łatwo dostępna, przez długie dziesięciolecia była obiektem zamkniętym, a jedynej drogi prowadzącej do pałacyku na szczycie strzegły silnie posterunki.
Tak było w czasie wojny, gdy pałacyk odwiedzali dygnitarze III Rzeszy, i tak było długo po wojnie, gdy pozostawał silnie strzeżonym obiektem rządowym. Zarówno w czasie wojny, jak i już po jej zakończeniu mieszkańcy Karpacza przez długie lata byli przekonani, że zamknięcie i silna ochrona całej góry spowodowane koniecznością zapewnienia spokoju i bezpieczeństwa dygnitarzom, którzy tu przyjeżdżali. Tak było rzeczywiście, ale w istocie nie tylko ochrona niemieckich niegdyś, a współcześnie polskich vipów była przyczyną izolacji tego wzgórza.
Księża Góra kryje bowiem sporo tajemnic, z których obecnie być może największą jest to, czy jej wnętrze cokolwiek jeszcze zawiera. Bo fakt, że wzgórze było prawdziwą skarbnicą dokumentów i walorów materialnych, w tym szczególnie cennych dzieł sztuki, zdaniem specjalistów, nie ulega żadnej wątpliwości. Pewność ta została ostatnio silnie wzmocniona zarówno informacjami napływającymi z Niemiec, jak i relacjami od polskich żołnierzy, którzy na tym wzgórzu pełnili służbę.
Pałacyk – pensjonat na szczycie góry – był w latach wojny jednym z ulubionych miejsc pobytu H. Goeringa, a jak twierdzi pewien niemiecki informator, było to także jedno z miejsc, w którym marszałek Rzeszy gromadził zrabowane skarby europejskiej sztuki. Z tego przekazu wynika także, że pałacyk był wielokrotnie miejscem nie tylko towarzyskich spotkań dygnitarzy Rzeszy. Podobno w dwóch, z prowadzonych tu licznych sztabowych narad, uczestniczył także sam A. Hitler. Nie tylko w tej sprawie zachowały się w Niemczech jakieś dokumenty. Niemiecki informator twierdzi, że przywiezie je do Karpacza. Jak mówi, na potwierdzenie tego, że Księża Góra jest nie tylko doskonałym punktem widokowym na Karkonosze.
Tajemniczość Księżej Góry silnie wzmocniła trwająca przez wiele powojennych lat izolacja tego miejsca. Choć było to naturalne, bo przebywali tu najważniejsi urzędnicy PRL, długi czas mówiono jednak o tajnych robotach, prowadzonych tu przez wojskowych specjalistów. Ostatni raz widziano ich tutaj zaledwie osiemnaście lat temu, gdy wykonywano pomiary tego terenu. Świadkowie twierdzą, że takie roboty wykonywano jednak już znacznie wcześniej, bo w latach pięćdziesiątych…
Stare kopalnie
To samotne, wybitne wzniesienie poszukiwaczy rud zainteresowało bardzo dawno temu. Zaczęło je penetrować w nadziei na znalezienie minerałów przed około 300 laty. Są jednak i tacy badacze, którzy twierdzą, że początki górniczej kariery tej góry mogą być jeszcze dawniejsze. Świadczą o tym ślady po dawnej penetracji stoków, ślady po wyrobiskach i hałdy po wybranym niegdyś z jej wnętrza materiale skalnym. Takich świadectw dawnych poszukiwań, a zapewne także wydobycia minerałów, można tam znaleźć sporo.
Do naszych czasów zachowała się jednak wiedza i zapisy o niektórych tylko, starych, podziemnych obiektach w tym wzgórzu. O dwóch sztolniach, położonych na poziomie u podnóża góry, wykonanych po zachodniej stronie, o jednej sztolni, leżącej znacznie wyżej, wykonanej na północnym stoku, i jednej, najwyższej sztolni, zbudowanej niegdyś na wschodnim stoku góry. Sztolnie te według przekazów połączone są dwoma, różnej długości szybami, które, poprowadzone ze szczytu, służyły zapewne głównie wentylacji starodawnej kopalni. Natomiast już z lat wojny zachowała się, chyba niezbyt prawdopodobna, informacja, że Księża Góra jest połączona z Górnym Karpaczem, z okolicą Orlinka, długim, podziemnym tunelem.
Bardzo możliwe jest jednak to, że wnętrze góry jest rzeczywiście połączone starymi chodnikami z innymi kopalniami i wyrobiskami, których w tej okolicy nie brakuje. Jeśli bowiem podziemia Księżej Góry wykorzystano w latach wojny jako świetnie przygotowany do pełnienia takich funkcji wielki podziemny skład czy magazyn, to zapewne ze względów bezpieczeństwa stworzono jakąś rezerwową drogę ucieczki lub tajnego dojścia. I zapewne o takim właśnie tunelu mówią niezbyt dokładnie zachowane lub wręcz celowo zniekształcane przekazy.
Papiery z Orlinka
Hans Frischke, dziś niemal osiemdziesięcioletni Niemiec, doskonale pamiętający lata wojny, a służący w 1944 roku na Księżej Górze, opowiada, że pod koniec wojny Karpacz był siedzibą wielu ważnych urzędów. Przeniesiono tu bowiem z bombardowanego Berlina szereg instytucji, których sprawne funkcjonowanie było konieczne dla toczącej się wojny. Zdaniem tego świadka były wśród nich także pewne agendy hitlerowskiego ministerstwa lotnictwa. Frischke twierdzi, że dokumenty potwierdzające karpacki epizod funkcjonowania tych instytucji mają się niebawem znaleźć w rękach polskich eksploratorów. Jest bardzo prawdopodobne, że będzie wśród nich m.in. przynajmniej część planu i dokumenty budowy podziemi Księżej Góry.
Są to kopalnie albo też oryginały tych dokumentów, które na początku lat pięćdziesiątych wojskowe służby informacyjne pozyskały w Orlinku. Znaleziono je całkiem przypadkowo, w sejfie ukrytym w jednej ze ścian hotelu. Zostały one natychmiast przejęte przez specsłużby i jak wynika z przekazów, nikt ich wtedy właściwie nawet dobrze nie widział. Z nie potwierdzonej, ale jednak bardzo prawdopodobnej informacji wynika, że przypadkowo znalezione wtedy dokumenty są m.in. rachunkami za roboty budowlane, wykonywane we wnętrzu Księżej Góry. Ma z nich wynikać, że pod koniec wojny zbudowano tam wielki, podziemny obiekt, specjalnie wentylowany magazyn. Teraz okazuje się, że niemal na pewno istnieje w Niemczech inny komplet tej dokumentacji, co być może pozwoli na dotarcie do podziemi Księżej Góry.
Świadkowie
Istnienie podziemnego magazynu potwierdza nie tylko wspomniany Niemiec. O tajemnicy tego miejsca opowiada także Jan Kiernik, żołnierz, który służył na Księżej Górze jako wartownik. Twierdzi on, że jej wnętrze było w latach pięćdziesiątych bardzo intensywnie badane przez polskich i radzieckich specjalistów, którzy przez kilka miesięcy mieszkali w pałacu na szczycie. Podjęto wtedy konkretne prace nad otwarciem wejścia do podziemi przez jeden ze szczytowych, starych szybów. W tym celu sprowadzono nawet górników z Wałbrzycha, którzy jakiś czas pracowali na szczycie wzniesienia. Z tej relacji wynika także, że przez kilka dni na szczyt Księżej Góry wwożono ciężarówkami jakieś ciężkie maszyny.
Jak Kiernik nie potrafi jednak opisać rodzaju prowadzonych robót, bo w pałacyku na szczycie był tylko jeden raz, gdy po poważnym skaleczeniu doprowadzono go do lekarza. Twierdzi jednak, że zauważył wtedy ustawianie jakiegoś rusztowania i kilka dużych żelaznych bębnów. Tuż po tej wizycie na szczycie góry i po rozpoczęciu robót on sam i wszyscy jego koledzy zostali nagle przeniesieni aż do Węgorzewa. Tu szybko rozproszono grupę i tylko Kiernik dotrwał w Węgorzewie do końca wojskowej służby. Ten świadek opowiada, że już w czasie przeniesienia zorientował się, że coś chciano przed nimi ukryć. O tym, że było tak naprawdę, przekonał się jednak kilka lat później.
Podczas pobytu w Karpaczu na wczasach FWP w 1963 roku spotkał na spacerze pod Księżą Górą kogoś, kto całkiem przypadkowo opowiedział mu o żołnierzach radzieckich, którzy przez kilka miesięcy pełnili tam służbę wartowniczą. Jak się w rozmowie z tym człowiekiem okazało, było to dokładnie w czasie, gdy jego i kolegów przeniesiono aż na Mazury. – Wtedy już nie miałem żadnych wątpliwości, że coś ukrywano. Byłem pewien, że rosyjscy wartownicy nawet nie wiedzieli, w jakiej miejscowości służą i co chronią. Nawet gdyby mogli, to i tak woleli tego nie wiedzieć. Do takich zadań byli wręcz doskonali – opowiada.
Jan Kiernik jest dziś mieszkańcem Wrocławia. Ale nadal lubi pojechać do Karpacza, tylko po to, by popatrzeć na Księżą Górę. Jego zdaniem jest ona nie tylko piękna, ale jest także wielkim, nie opróżnionym magazynem. Świadek twierdzi, że w wyniku prywatnego śledztwa ustalił, że w latach pięćdziesiątych nie ujawniono tajemnic tego miejsca. Wojsko, choć bardzo się starało, nie dotarło do doskonale zamaskowanych, niemieckich magazynów i nigdy ich nie opróżniono. Są jednak i tacy znawcy tematu, którzy twierdzą, że WSI i Rosjanie weszli do magazynów, opróżnili je i wysadzili w powietrze. Jeśli tak było, niezrozumiałe staje się zainteresowanie, które obecnie tą sprawą wykazują Niemcy…
Nowoczesny magazyn
Hans Frischke twierdzi, że zachowała się spora część dokumentacji i rachunków na wykonane w podziemiach roboty. Są tam m.in. rachunki z 1944 roku na specjalnej jakości cement klasy 500 i 800, który sprowadzano Karpacza spod Bolesławca. Zachawały się dokumenty dostaw kruszywa, cegły i materiałów izolacyjnych. Są także rachunki na maszynownię zasilania i wentylacji, na pancerne wrota, a nawet na metalowe regały. Jest też m.in. dokumentacja, lub jej obszerne fragmenty, przebudowy starych chodników i sztolni na nowoczesne magazyny i informacja o ilości wywiezionego urobku, który wybrano przy przebudowie starych korytarzy.
Z zachowanych kwitów wynika, że do grudnia 1944 roku oddano do użytku co najmniej jeden wielki schron – magazyn. Jest to chroniona doskonałej jakości betonem komora o długości 68 metrów, szerokości 5,20 cm i wysokości 4,83 cm, zdolna pomieścić ogromną ilość skrzyń i pak. Pomieszczenie to, jak twierdzi Frischke, ma zapewnioną naturalną cyrkulację powietrza, co gwarantuje dobry stan przechowywanych materiałów. Frischke jest pewien, że właśnie w tym schronie do dziś są ukryte dokumenty przeniesionych z Berlina do Karpacza niemieckich instytucji. Ale to, co chyba nie tylko jego najbardziej interesuje, to szansa na odkrycie jednego ze skarbców Goeringa, zapalonego kolekcjonera nie swoich dzieł sztuki.
H. Frischke twierdzi, że jeśli pojawi się realne szanse na wejście do podziemi, ujawni swoją wiedzę na ten temat. Przekonuje, że wie sporo, a lata gromadzenia dokumentacji i informacji od niemieckich świadków wydarzeń przekonują go, że jest to wielki ciągle nie otwarty magazyn dokumentów z lat wojny i depozytów nie tylko marszałka. Jego zdaniem może wśród nich być kilka prawdziwych, niezwykle cennych skarbów sztuki. Ostatni transport kierowany do Karpacza przywieziono pod Księżą Górę 4 marca 1945 roku. Wieczorem tego dnia drogą wokół góry pojechały dwie ciężarówki. Później już nikt ich nie widział. A Frischke właśnie te ciężarówki chciałby jeszcze zobaczyć…
Marek Chromicz
Zdj. Fotopolska.eu
Archiwum Nowin Jeleniogórskich nr 50, 12.12.2000 r.