– Miał na sobie brązowy strój. Siedział skulony w kościelnej ławie. Trząsł się. Za chwilę zniknął – mówi jeden z naocznych świadków zdarzenia. Duch pokazał się ponoć i innym ludziom. Co tak naprawdę wydarzyło się w małej wsi w Gminie Marciszów?
W Sędzisławiu stoi zaledwie kilkanaście domów. Miejscowość, swoje najlepsze lata dawno ma już za sobą.
– Ja mieszkam w okolicy od urodzenia. Pamiętam Marciszów, Sędzisław, pamiętam Miedziankę, o tam wyżej nad nami – pokazuje palcem mieszkaniec gminy. Piłem tam piwo z kolegami. Tutaj też było wtedy inaczej. Stało więcej domów, obok tego nowego kościoła był skup żywca. Inaczej to wszystko wyglądało. Pan mnie pyta o tego ducha, co tu straszył? Ja panu niewiele pomogę, sam osobiście niczego nie widziałem. Ale wątpię, że ktokolwiek zechce mówić na ten temat. Ostatnio przyjezdnych redaktorów chcieli poszczuć psami, a jeden człowiek, co go nerwy poniosły to do dziennikarza z łapami wyleciał i chciał bić.
Rzeczywiście Sędzisław miał swoje pięć minut sławy – kilka lat temu zrobiło się w mediach głośno z powodu rzekomego pojawienia się ducha w tamtejszym kościele. Postać ubraną w brązowy płaszcz, widziały ponoć trzy osoby.
– O! Ta kobieta, która właśnie przeszła obok to pani kościelna. Ona podobno pierwsza zobaczyła zjawę. Ale niech pan nawet nie próbuje jej o cokolwiek pytać. Nic nie powie, najwyżej żeby się pan od niej odczepił. Spróbuj pan zagadać tam na dole wsi, albo w Marciszowie, tam może ktoś coś wie.
W sklepiku przy kolejowych torach o duchu słyszano, ale nikt go nie widział. Wielu mieszkańców, zapytanych o widmo, przyspiesza tylko kroku, albo burczy pod nosem – „ludzie, dajcie nam spokój!”. Niektórzy jednak zgodzili się mówić.
– Tylko niech pan mnie nie nagrywa, czy co. Imienia też nie podam, bo zaraz każdy będzie wiedział, że to ja. Tu wszyscy wszystkich znają, wie pan. Z tym duchem to była naprawdę dziwna historia. Za pierwszym razem kościelna podlewała kwiaty i myła podłogę, tam w tym naszym nowym kościele. Zobaczyła, że ktoś siedzi, chyba w trzeciej ławce. Jakiś chłop w brązowym kaftanie. Podeszła, a on zniknął. Czy jej się zdawało, czy nie, ja tam nie wiem. Ale potem duch objawił się po raz drugi – komuś innemu. Siedział podobno w tym samym miejscu i jakoś się trząsł. I też zaraz zniknął. Kobieta, która go widziała, wystraszyła się nie na żarty. Powiedziała o tym księdzu. Ten z początku wierzyć nie chciał, bo myślał że jej się przywidziało. A może bał się, że zrobi się draka na całą wieś? – zastanawia się jeden z mieszkańców wsi.
Księdzu, który na niedzielne msze przyjeżdża do Sędzisława z Gostkowa, zależało bez wątpienia na tym, aby sprawa nie wymknęła się spod kontroli, być może rzeczywiście bał się wybuchu paniki. Na początku bowiem, starał się lokalną „aferę z duchem” wyciszyć. Nie był też skłony wypowiadać się w mediach – ani wówczas, ani później.
– Nasz obecny ksiądz nie jest taki zły, choć moim zdaniem ks. Jan był o wiele lepszy. Zabił się biedak na drodze. Zginął w wypadku. Potem przyszedł ksiądz Bolesław, a od pięciu lat jest ten, który zajmował się sprawą z duchem. To znaczy zajmował, jak zajmował. Zareagował dopiero po trzecim wydarzeniu. To było tak; dwie osoby myły podłogę w kościele i nagle wiaderko z wodą zaczęło jechać po posadzce tak samo z siebie. Obie kobiety pobiegły do księdza, żeby mu o tym powiedzieć. Chyba zorientował się, że nie kłamią, bo na niedzielnej mszy ksiądz Andrzej powiedział coś o tym, aby się modlić za dusze czyśćcowe, które nie mogą trafić do Boga i przebywają wśród ludzi. No i każdy się domyślił, że chodziło mu o tą postać w brązowej szacie. Rzeczywiście trochę się rozniosło po wsi, że kościół jest opętany. Mówiło się, że ma przyjechać specjalny ksiądz egzorcysta, ale ja nikogo takiego nie widziałem, o żadnych egzorcyzmach nic nie wiem. Może był, a może go nie było. Byli za to dziennikarze, ale ludzie nie chcieli z nimi specjalnie gadać. I co się dziwić? Żeby potem wytykali nas na ulicy i pukali się w czoło? Komu to potrzebne? – dodaje jeden z mieszkańców Sędzisława.
– To wszystko banialuki. Ludzie mają chyba z głową nie tak, jeśli widzą coś, czego nie ma – śmieje się jeden z przechodniów. Albo to jakieś pole magnetyczne, czy coś, jeśli naprawdę to wiaderko jeździło po sali kościoła. Ale w ducha to ja nie wierzę, duchów nie ma – dodaje. Zresztą ten kościół jest młody. Ma chyba raptem z piętnaście lat, jeśli dobrze pamiętam. A może i mniej. Tu wcześniej była łąka, nie stał żaden cmentarz, ani nic takiego. Po co duch miałby się błąkać po nowym kościele?
– Rzeczywiście tam była tylko łąka. Ale nieco dalej mieściła się stara fabryka lnu. Rozebrano ją w 1954 roku, albo trochę wcześniej. Słyszałam, jeszcze jako dziecko, że w tej fabryce jakiś człowiek stracił życie. Dawno temu. Dlaczego i w jaki sposób nie wiem. Nie uważam, że duchów nie ma. Chodzę do kościoła i wierzę w Boga. Dlaczego mam nie wierzyć, że ludzka dusza nie umiera w raz z człowiekiem? – pyta mieszkanka Sędzisława.
– Dzisiejsze media podchodzą do tej tematyki bardzo poważnie. Zwłaszcza na zachodzie. Ale i u nas – wystarczy, że sięgniemy po sprawdzone, rzetelne i szanujące się kanały telewizyjne jak choćby National Geographic, czy Discovery Channel, przekonamy się, że tak zwane „niewyjaśnione zjawiska” wcale nie znajdują się na antenowym marginesie. W filmowych reportażach i materiałach dokumentalnych poświęconych – potocznie mówiąc – „nawiedzonym miejscom”, głos zabierają nieraz bardzo szanowane społecznie osobistości; lekarze, sędziowie, znani aktorzy i dziennikarze. Rzeczywiście prawdą jest, iż w dalszym ciągu panuje tendencja do pewnej ostrożności w wypowiadaniu się na podobne tematy. Większość ludzi wciąż jeszcze obawia się publicznego ośmieszenia, lub posądzenia o – choćby problemy natury psychicznej. Ale właśnie ten stan rzeczy powoli się zmienia. Tzw. „niewyjaśnione zjawiska” badam już przeszło 25 lat i na podstawie moich własnych doświadczeń mogę śmiało powiedzieć, iż nie zawsze podobne historie, okazują się jedynie wymysłem ludzkiej fantazji. Bywa, iż zjawiska takie jak choćby nawiedzenia domów, stanowią bardzo poważne życiowe zmartwienia całych, mieszkających wspólnie rodzin. Każdy kapłan, niemal każdej chyba religii nie będzie przeczył idei trwania życia po fizycznej śmierci. Wierzy w to olbrzymia większość ludzkości i chyba nie jest tak, że ponad 90 procent ludzi po prostu się myli. Tematyka „duchów” jest usilnie wyśmiewana w niektórych środowiskach, zwłaszcza naukowych, choć uważam osobiście, że dzieje się tak bez bezpodstawnie. Wokół nas znajduje się zbyt wiele przesłanek i dowodów na to, że świat duchowy nie jest czystym wymysłem – komentuje sprawę popularny dziennikarz radiowo-telewizyjny, Robert Bernatowicz.
Ci, którzy widzieli ducha, siedzącego w ławie kościoła w Sędzisławiu, mówić o tym nie chcą. Ci, którzy mówią, albo z całej sprawy się śmieją, albo wątpią w prawdziwość doniesień o zjawie. Część mieszkańców jest jednak przekonana, że coś tu jest na rzeczy, że „afera z widmem” to coś więcej niż tylko fantazja. Jak jest naprawdę? Kto to wie…
Antoni Gąssowski
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2013 rok