„Człowiek odchodzi, pamięć pozostaje”
W 2015 roku środowisko piłki ręcznej w Jeleniej Górze poniosło ogromną stratę. Walkę z nowotworem przegrał znany działacz, wieloletni kierownik klubowych drużyn szczypiornistek – seniorek z ekstraklasy i grup młodzieżowych. Popularny Janek od kilku lat toczył swój najtrudniejszy mecz życia z ciężką chorobą. Do końca nie poddawał się. Umierał w szpitalu w koszulce KPR-u. Odszedł 11 kwietnia 2015 roku. Za kilkanaście dni, 24 kwietnia, miał świętować swoje 67. urodziny.
– Wspaniały człowiek, wzorowy kierownik. Do dziś pozostał wielki żal i smutek. I pamięć o Nim w sercu pozostanie na zawsze. Życie choć piękne, tak kruche jest…Z Jego śmiercią w jeleniogórskim klubie skończyła się pewna epoka. Panie Janku, dziękujemy – mówi Agata Wypych, która w 2004 roku odebrała koronę królowej strzelczyń Polskiej Ekstraklasy kobiet.
– „Jaro” -jak nazywały Go starsze zawodniczki, był bez reszty i od zawsze oddany ukochanej dyscyplinie sportu – podkreśla mistrzowska trenerka juniorek i juniorek młodszych KPR-u, Dilrabo Samadowa. – Janek to ikona piłki ręcznej w Jeleniej Górze, od początku założenia sekcji, od 1982 roku. Zmieniały się nazwy klubu (MZKS Karkonosze, MKS Jelfa, KS Vitaral Jelfa, Carlos Astol, MKS Finepharm, KPR), zarządy, prezesi, kierownicy sekcji, trenerzy, ale wszyscy wiedzieli, kto to jest Jan Wołkowiecki. W ciągu minionych lat różne zdarzały się sytuacje w klubie. Były wzloty i upadki, przepych i brak pieniędzy, jednak On nigdy nie pomyślał o odejściu. Jako zawodniczka, potem trenerka, pamiętam, jak śmialiśmy się, kłóciliśmy, podnosiliśmy głos, bo każdy chciał udowodnić swoją rację. „Jaro” nigdy nie obrażał się, nic nam nie zarzucał.
Małgorzata Jędrzejczak dodaje, że Janek większość czasu spędzał w klubie, już od godziny siódmej był w biurze. Do domu wracał wieczorem. O każdej sprawie wiedział pierwszy. Jako kulturalny, zrównoważony i z dużą wiedzą o piłce ręcznej działacz (kilka lat był też wiceprezesem), miał szacunek i poważanie w Związku Piłki Ręcznej w Polsce i w Dolnośląskim ZPR-ze. Jak urzędnik, w warszawskiej „centrali” załatwiał różne klubowe sprawy. Chcąc pozyskać pieniądze „wydeptał ścieżkę” do prezydenta miasta Jeleniej Góry.
– Pan Janek „od zawsze” był przy szczypiornistkach. Święcił z nami największe sukcesy, finał Pucharu Polski w 2000 roku, dwa brązowe medale mistrzostw Polski w 2004 i w 2005 roku oraz półfinał europejskich pucharów Challenge Cup 2004. Wcześniej jako popularne „Witaminki” wygrałyśmy ze słynnym niemieckim zespołem Bayer 04 Leverkusen. Doskonale pamiętam, jak siedząc na ławce pan Janek cieszył się z każdej wygranej. Ile w jego oczach było wtedy radości. Bardzo przeżywał, jak drużyna przegrywała. Bo do końca był cząstką, jakby zawodnikiem jeleniogórskiego zespołu – wspomina królowa strzelczyń Polskiej Ekstraklasy z 2001 roku Katarzyna Jeż (d. Pochłód).
Stanisław Korzekwa był najpierw, od stycznia 1982 roku, dyrektorem klubu MZKS Karkonosze, potem MKS Jelfa i od 1999 roku dyrektorem MKS Vitaral – Jelfa w jego najlepszym, „złotym” okresie. W ocenie wieloletniego dyrektora cechy, które decydowały o tym, że o Janie Wołkowieckim mówiono jako doskonałym, bardzo lubianym i szanowanym działaczu to: profesjonalizm, merytoryczność, odwaga, uczciwość, prawdomówność, koleżeńskość, szczerość, zaufanie i bardzo duże poczucie humoru.
– Janek był bardzo mocno zaangażowany w działalność i rozwój sekcji piłki ręcznej kobiet. Doskonale znał statut, wszystkie zarządzenia i uchwały Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Bardzo często reprezentował klub na posiedzeniach Zarządu i zjazdach ZPRP. Doskonały organizator obozów sportowcy, wyjazdów na ligowe mecze i mecze w roli gospodarza oraz w zakupie sprzętu sportowego.
Janek bardzo dbał o dobre warunki mieszkaniowe i bytowe zawodniczek i trenerów. Miał wręcz wzorowy kontrakt ze szkoleniowcami wszystkich grup wiekowych. Janek uwielbiał młodzież zaangażowaną w osiąganie wysokich wyników sportowych – wspomina dyrektor Stanisław Korzekwa.
Cieplicki trener z 40-letnim stażem, w tym w klubach Superligi, w latach 80- i 90- tych w klubie w Jeleniej Górze, który w mieście od podstaw współtworzył sekcję piłki ręcznej kobiet, Zdzisław Wąs, z Janem Wołkowieckim współpracował przez 15 lat.
– Gdy u nas szczypiorniak dopiero „raczkował”, zabrałem Janka na turniej dziewcząt do 13 lat do NRD, potem zaproponowałem Mu na stałe funkcję kierownika drużyny. Angażował się z coraz większą pasją. W Jeleniogórskich Zakładach Optycznych pracował zawodowo na trzy zmiany. Tak je sobie ustawiał, aby być na treningach i meczach. Z każdym trenerem potrafił się dogadać. Był kimś więcej niż tylko kierownikiem drużyny. Pamiętał o imieninach i urodzinach zawodniczek. Janek załatwiał 80 procent trudnych spraw klubowych – wspomina Zdzisław Wąs.
– Janek był osobą pracowitą, spokojną, opiekuńczą i sportowo mocno zaangażowaną. Dzięki takim działaczom jeleniogórski klub miał w kraju dobrą opinię. Jak trzeba było to Janek jechał w Polskę po utalentowaną piłkarkę. Tak z Buku koło Poznania przywiózł bramkarkę Magdalenę Łeszyk. W Jeleniej Górze ukończyła szkołę podstawową, liceum i studia. Magda grała w reprezentacji Polski. Janek „zaliczył” kilka krajów, gdyż w europejskich pucharach piłkarki MKS Vitaral – Jelfa ambitnie walczyły z drużynami z Rumunii, Niemiec, Szwajcarii, Włoch, Islandii, Portugalii i Ukrainy. Gdy w szpitalu brał chemioterapię, poprosił o przywiezienie Go na mecz Superligi i o odwiezienie z powrotem. Mówił, że dzisiaj nie „chemia” jest najważniejsza, lecz mecz – mówi były zastępca dyrektora Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego w Jeleniej Górze, Jerzy Wójcikiewicz.
Młodszy brat Edward Wołkowiecki z Janem grali w piłkę ręczną w szkole podstawowej w Sadach Górnych koło Bolkowa. Drużyna chłopców, którą prowadził Stanisław Szul zdobyła w Jaworze mistrzostwo powiatu. Potem Janek wyjechał do Jeleniej Góry. Na różnych stanowiskach, do brygadzisty włącznie, razem ponad 30 lat, pracował w JZO. Uczęszczał do technikum. Nie miał własnych dzieci, zawodniczki traktował jak swoje córki. Żartował, ze dzieci za szybko Mu się zmieniają.
Podczas godnego pogrzebu na jeleniogórskim cmentarzu komunalnym w licznym tłumie ludzi sportu były płaczące młodsze i starsze wiekiem szczypiornistki z Jeleniej Góry. Podczas ostatniej drogi chłopcy z Klubu Kibica rozwinęli transparent z wizerunkiem Jana Wołkowieckiego i z napisem „Nigdy nie zapomnimy”. Jego portret z napisem ”Szanuj legendy” można zobaczyć na każdym meczu KPR-u w Superlidze kobiet.
– Razem z Tobą odeszła część z nas, ale część Ciebie na zawsze pozostała w nas – powiedział o Janie Wołkowieckim kibic, kapelan kilku drużyn, odprawiający pogrzebową ceremonię ksiądz Szymon Bajak. – Tworzymy jedną wielką sportową rodzinę. Tym smutniejsze jest, gdy ktoś z tej rodziny odchodzi. Koniec meczu w piłce ręcznej kończy syrena. Dzisiaj niech symbolem będzie ten gwizdek – mówił ksiądz Szymon Bajak i zagwizdał na koniec ostatniego pożegnania.
Henryk Stobiecki