„Gdy nie zostanie po mnie nic
Oprócz pożółkłych fotografii
Przywita mnie błękitny świt
W miejscu, co nie ma go na mapie”.
– Nasz karkonoski region stracił kolejną ciekawą osobowość. W tragicznych okolicznościach, podczas wieczornego pożaru własnego domu „Kneifelovy chalupy” w Velkej Upie, w wieku 82 lat zginął wieloletni czeski przyjaciel Kowar, wielki miłośnik Karkonoszy, szczególnie tradycji sań rogatych, którą z ogromnym zaangażowaniem propagował – Josef Tyls.
Jako pierwszy w połowie stycznia 2000 roku wraz z grupą przyjaciół zjechał do naszego miasta nad Jedlicą saniami rogatymi z Przełęczy Okraj. Wtedy zachęcił mieszkańców do tego niespotykanego środka transportu leśnego i zainspirował do wskrzeszenia idei turystycznych zjazdów saniami rogatymi. To dzięki panu Josefovi w minioną sobotę po raz kolejny mogliśmy bawić się na międzynarodowym zjeździe nietypowych zimowych „pojazdów”. Wraz z przyjaciółmi w kowarskim festiwalu rohaczek (sań rogatych) uczestniczył prawie co roku. Zawsze uśmiechnięty z chęcią dzielił się swoją wiedzą i …rozgrzewającym napojem wprowadzając rozmówców w radosny nastrój zabawy na świeżym powietrzu. Takiego Go zapamiętamy – mówi kierownik referatu promocji Urzędu Miejskiego w Kowarach, Andrzej Weinke.
Komendant placówki Straży Granicznej na Przełęczy Okraj do2006 roku, major Mirosław Górecki wspomina, jak przeglądając zgromadzone od lat pocztówki na jednej z nich natknął się na napis „Sanie rogate najstarszym sportem zimowym w Karkonoszach”. Ten potężny i nieskomplikowany środek transportu w Karkonosze został sprowadzony z Alp w XVI wieku. Posługiwali się nimi tyrolscy drwale sprowadzeni przez zarządcę górskiego z Gendorf. Sanie długo spełniały użytkową rolę. Były wykorzystywane przez mieszkańców górskich bud do zwózki drewna, siana i produktów rolnych i używane do transportu poszkodowanych turystów. Po zakończeniu drugiej wojny światowej dziwne sanie z rogami zniknęły z codziennego gospodarskiego życia w górach i na wiele lat zostały zapomniane. Pierwszą próbę wskrzeszenia zjazdu saniami rogatymi podjął kowarski artysta, grafik Jerzy Jakubów. Do pierwszego zjazdu doprowadził Wielkopolanin, inspirator i organizator budowy przez Marka Jankowskiego podziemnej trasy turystycznej w sztolniach po byłej kopalni uranu na Pogórzu, uparty i zdesperowany w działaniu, Wojtek Jabłoński.
– „Józia”, jak się do Niego zwracaliśmy, poznałem 20 lat temu, przez przypadek podczas letniej wędrówki po Karkonoszach, gdy trafił do „ Jeleniej Strugi” w Kowarach. Poszukiwał trasy, na której w latach 30-tych XX wieku ustanowiono rekord. Z Okraju do karczmy „Pod Złotą Gwiazdą” saniami rogatymi zjechano w ciągu 23 minut. Nasza współpraca i przyjaźń rozpoczęła się od opowieści o tradycji sań rogatych w Karkonoszach i od cotygodniowych spotkań. Od 1957 roku „Józiu” jako gajowy pracował w KRNAP – Czeskim Parku Narodowym. Będąc już na emeryturze nadal, do 2017 roku, zajmował się hodowlą jeleni. Był kolekcjonerem historycznych dokumentów i sań rogatych. To właśnie On w listopadzie 1999 roku użyczył mi swoich, stuletnich rohaczek – sań, do wykonania pierwszych replik oraz szkiców i planów. Trudno było o wykonawcę. „Józia” też bardzo martwiło, że nic nie dały wizyty w kilkunastu stolarniach i zakładach wykonujących drewniane sanki. Ostatecznie produkcji pierwszej partii podjęła się pracownia remontowa pojazdów zabytkowych w Dobrzanach koło Stargardu Szczecińskiego. Mając świadomość wagi tradycji sań rogatych i unikalnej wartości promocyjnej, sześć sztuk zakupił właściciel „Jeleniej Strugi” Marek Jankowski, ja jedną replikę. Te właśnie sanie stały się początkiem zjazdów. Z „Józiem” zrobiłem dobry interes. Ja mu dałem nowiutką replikę, On mi oryginalne sanie rogate. Dzięki wspólnej polsko – czeskiej organizacji zawodów, w marcu 2001 roku odbył się pierwszy międzynarodowy zjazd na saniach rogatych na trasie długości ponad 4500 metrów (przewyższenie 350 metrów), z Przełęczy Okraj do „Jeleniej Strugi” w Kowarach. Było to jednocześnie spełnienie marzenia Josefa Tylsa. Wspólnie zorganizowaliśmy dziesięć zjazdów. On był komandorem strony czeskiej, ja komandorem strony polskiej. Do dyspozycji uczestników zjazdu w 2006 roku oddaliśmy wyjątkowo dużo, aż 30 sań rogatych. „Józiu”, który zwiózł saniami stukilogramowy ładunek, otrzymał specjalną nagrodę. Z roku na rok odnotowywano rekordy. W ósmym zjeździe w 2009 roku wystartowało 90 dwuosobowych załóg. Sensacją tej edycji był liczny udział załóg ze Słowacji w haftowanych strojach góralskich. Zdecydowanie wygrali. „Józiu” zauważył, że słowackie sanie rogate „krpie” miały sportową przewagę nad karkonoskimi, gdyż większa szerokość płóz ułatwiała ślizgi po miękkim śniegu. Wraz ze mną i Josefem Tylsem współtwórcami zjazdów saniami rogatymi, od lat corocznej, międzynarodowej zimowej wizytówki Kowar i „Jeleniej Strugi”, są Mirek Górecki i Marek Jankowski. Za przykładem Kowar poszli miłośnicy sań rogatych z Jagniątkowa i Międzygórza organizując zjazdy. Kowarską imprezę w Niemczech popularyzuje Honorowy Obywatel Miasta Edeltraut Anders. „Józiu” – mój największy czeski Przyjaciel na zawsze pozostanie w mojej głębokiej pamięci – zapewnia Wojtek Jabłoński.
– To Josef zainspirował nas do wskrzeszenia idei zjazdu saniami rogatymi, potem pokazywał technikę jazdy, uczył jak wiązać „knebel”, opowiadał, jak kiedyś w Karkonoszach saniami zwożono drewno, siano, a nawet jak rozwożono mleko – wspomina Mirosław Górecki. – Zawsze spotykałem Go dziesiątego sierpnia na Śnieżce, w trakcie obchodów św. Wawrzyńca. Zapraszał do wypicia „panak vajecnaku”, nawet ówczesny prezydent Czech Vaclav Klaus nie odmówił okolicznościowego poczęstunku. Dzięki pasji i zaangażowaniu Josefa sanie rogate powróciły do Kowar, a dzięki temu zawiązało się wiele przyjaźni przygranicznych. Wielki smutek po wiadomości o tragicznej śmierci. Odszedł od nas Człowiek ceniony w Polsce i w Czechach.
– Józef rozświetlał nasze twarze i serca przy każdym spotkaniu. Był z innego świata, tego lepszego. Osoba ciepła i serdeczna, myśląca o wartościach nieprzemijających, o współpracy i wzajemnej pomocy. Bądź TAM szczęśliwy – mówi Marek Jankowski.
Henryk Stobiecki