„Jest taki ból, o którym lepiej nie mówić,
bowiem najlepiej wyraża go milczenie”.
O śmierci dziennikarza, założyciela portalu informacyjno – ogłoszeniowego infolwowek24.pl, redaktora naczelnego, pasjonata fotografii i regionalisty poinformował facebookowy profil serwisu Lwówek na sygnale DLW 112, który Robert współredagował. Koledzy napisali o Nim: „Kolega, przyjaciel, społecznik, motocyklista, historyk, wychowawca. Człowiek o wielkim sercu, opanowany, z wesołą duszą”. Miał tylko 46 lat. Odszedł za wcześnie.
– Roberta poznałam dopiero w ubiegłej kadencji, gdy zostałam burmistrzem. Mam wrażenie, że znałam Go od zawsze. Bardzo miły, wyrozumiały, uczynny i zawsze do mojej dyspozycji. To Robert
przegadał ze mną wszystkie tematy związane z promocją turystyki i naszego miasta. On był obecny wszędzie. Dziś mam wrażenie, że łapał każdą chwilę, jakby je liczył i składał w jedną całość. Robert nauczył mnie jednego, mieć dystans do ludzi i uważać na pseudo przyjaciół. Mimo młodego wieku miał w sobie doświadczenie życiowe. Chciało się Go słuchać, rozmawiać z Nim i razem działać – wspomina burmistrz Gminy i Miasta Lwówek Śląski Mariola Szczęsna.
– Jakiś czas temu na lwóweckich imprezach kulturalnych zaczął pojawiać się mocno zbudowany facet z aparatem fotograficznym. To był On. Zaczął prowadzić portal informacyjny, zamieszczał w nim teksty i fotorelacje z lokalnych wydarzeń. Ponieważ z racji mojej pracy zawodowej wykonuję dokumentację foto, siłą rzeczy nasze ścieżki musiały się zejść. Jako, że z fotoaparatem biegam od ponad 40 lat, Robert traktował mnie trochę jak guru. Zadawał mnóstwo pytań nie tylko z fotografii reportażowej. Początkowo było to nieco irytujące, bo na trudne zestawy pytań nie zawsze z marszu mogłem odpowiedzieć. Z czasem dostrzegłem w Robercie prawdziwą pasję i zadatki na dobrego reportażystę i dziennikarza. Poza tym, nie ma co ukrywać, po latach fotograficznej sztampy nagle w Lwówku Śląskim pojawił się gość, który mnie i innych potrafił zmobilizować do prób odkrywania fotografii na nowo. Pozostaje tylko żałować, że równie nagle Robert zniknął – mówi kolega Zbigniew.
Przez wiele lat Robert szukał pomysłu na życie. Jednym z nich było założenie portalu. Kochał swoje miasto Lwówek Śląski. Tutaj urodził się, uczył i żył, to miasto było dla Roberta bardzo ważne. Mówił: – „Wszędzie dobrze, ale w agatowym mieście najlepiej”. Gdy ktoś próbował powiedzieć o Lwówku Śląskim złe słowo, spotykał się z niezłą krytyką. Bieżące sprawy, problemy i potrzeby mieszkańców oraz walory Lwówka Śląskiego, który starał się promować, były Mu bliskie. Raczył czytelników nowinkami i ciekawymi wydarzeniami, dzielił się historią miasta i okolic. Praca redaktora była dla Niego idealna. Kontakt z ludźmi, imprezy, lokalne newsy, wyjazdy, to wszystko nakręcało Roberta do życia. Pisał prawdę, dlatego portal nieustannie się rozwijał. Szukał ludzi ciekawych i z pasją, którzy pisali interesujące artykuły. Kiedy ktoś potrzebował pomocy, zawsze mógł liczyć na Roberta. Pomocny w słowach i w czynach. Współpracował z wieloma instytucjami i firmami, udzielał się charytatywnie, miał sporo zwolenników i przyjaciół. Był osobą kreatywną, otwartą, ale również marzycielem. Miał głowę przepełnioną niesamowitymi pomysłami, które powoli realizował. Pablo Picasso kiedyś powiedział, że wszystkie dzieci są urodzonymi artystami. Problem jest pozostać artystą, gdy się dorasta. Dorosły Robert nie stracił swojego twórczego podejścia.
– Roberta Trościanko zaliczam do grupy ludzi niezwykłych z naszego regionu, postaci nietuzinkowych – podkreśla Przemysław Popławski. – Chciał bym pisał na Jego portalu. Miał być to najlepszy lokalny portal. Mocny, z aspiracjami i zespołem kreatywnych współpracowników. Robert był realistą i perfekcjonistą. Kiedyś nad jednym tekstem potrafiliśmy siedzieć trzy godziny spierając się nad sensem dwóch zdań. Poza portalem zawodowo był opiekunem nocnym w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Lwówku Śląskim. Dbał o porządek i bezpieczeństwo podopiecznych. Niejednokrotnie angażował się w sprawy wychowawcze. Zauważał trudne relacje rówieśnicze, czasem sugerował, co można by zrobić, aby było lepiej. Był stanowczy i momentami srogi, ale sprawiedliwy. Dla mnie Robert był kolega, który sprzedał mi parę dobrych życiowych rad i patentów. Współpracownikiem, przyjacielem, współuczestnikiem rodzinnych uroczystości i spotkań. Robert miał wiele planów, los chciał inaczej. Ostatni raz widzieliśmy się w szpitalu w Zgorzelcu. Nigdy nie zapomnę Jego wzroku. Jakby już wtedy wiedział, że to nasz ostatni koleżeński uścisk dłoni. Cały czas miał jednak nadzieję, że wróci, dokończy sprawy, rozwinie portal i dalej będzie promował Lwówek Śląski.
– Robert był i zawsze pozostanie w pamięci jako serdeczny człowiek, uśmiechnięty i pomocny. W wielkim zapałem robił to, co kochał. Gdy ktoś potrzebował jakiejkolwiek porady czy rozmowy, nigdy nie odmawiał. Był dostępny przez 24 godziny, nawet jak się zadzwoniło przed północą, zawsze odbierał telefon. Roberta zapamiętałem jako wspaniałego człowieka z wielkimi marzeniami, które powoli spełniał. Wspomnienia z Nim są piękne i pozostaną na zawsze. Czasu nie da się cofnąć. Takich ludzi jak Robert brakuje na świecie – mówi kolega Paweł Wójtowicz.
– Od młodzieńczych lat pasją Roberta były motocykle. Należał do Stowarzyszenia „Leopolis Bikers”. Zamiłowanie do motorów było tak wielkie, że po całym dniu spędzonym w pracy, gdy organizm odczuwał zmęczenie, przychodziła mu jeszcze ochota na jazdę lub na kilka chwil spędzonych przy ukochanej maszynie „Suzi”. Ciężko to wytłumaczyć, mówił, że trzeba to czuć. Dzięki tej pasji Robert nawiązał wiele znajomości, mogliśmy uczestniczyć w zlotach motocyklowych. Twierdził, że jadąc w trasie czuje się wolny, czuje dreszczyk emocji. Uwielbiał ten zastrzyk adrenaliny, który silnie uzależnia. Robert, wesoły, silny facet walczył do końca z chorobą, bo miał wolę życia, plany i nadzieję. Z chorobą nie miał jednak szans. Ósmy sierpnia 2019 roku, godzina 9.30, to był Jego koniec drogi na ziemi. Dziękuję Bogu, że mogłam mieć Roberta w swoich ramionach do ostatnich sekund Jego życia. Dziękuję za Jego miłość i za to, że był i zawsze będzie w moim życiu bardzo ważnym mężczyzną – zapewnia przyjaciółka, partnerka Anna Kosakowska i dodaje: – Był dla mnie wsparciem, nadzieją i uśmiechem. Dziękuję rodzicom Roberta i Piotrowi za wsparcie i ostatnie wspólne chwile z „Bertkiem”. Dziękuję siostrze Marcie, Agnieszce i Justynie, przyjaciółkom Dorocie i Marzenie za wsparcie. Dziękuję Zbyszkowi za wszystkie telefony do Roberta i wsparcie, jakie Mu dawałeś. Myślę o życiu i jego kruchości, jeden moment zmienia wszystko. Zamykasz oczy i modlisz się, żeby to był tylko sen. Zły sen. Żałoba jest trudna, to mimo wszystko samotna droga. Pożegnać, pogodzić się, poszukać nadziei, dalej żyć…
– „Mimo najszybszych samolotów, do wczoraj nie ma już powrotu”. To napisał Sztaudynger. Człowiek oddałby wszystkie pieniądze świata za jedno słowo od brata, za jeden gest i spojrzenie. Takiej możliwości niestety już nie ma. Pozostało wspomnienie. Kim był Robert? Przede wszystkim opiekuńczym, wrażliwym bratem. On zawsze dzwonił i pytał, czy bezpiecznie dotarłam do domu. Na rodzinnych uroczystościach Jego słychać było najgłośniej. Zawsze miał najwięcej do powiedzenia i skomentowania. Krytyk kulinarny, specjalista od doprawiania wigilijnego barszczu, ekspert od podjadania. Król parkietu, lubił i potrafił tańczyć. Grał na gitarze. Kolekcjonował znaczki i stare banknoty. Te z Narodowego Banku Polskiego jakoś się Jego nie trzymały. Co jeszcze potrafił? Zrobi c pizzę, położyć tynk na ścianie, naprawić samochód, stworzyć z kwiatów piękny bukiet, wymienić deski na tarasie, napisać świetny tekst do swojego portalu, pstryknąć dobre zdjęcie, wesprzeć na duchu, pomóc w potrzebie. Synek mamusi niesamowicie do niej przywiązany. Darzył ją wielkim szacunkiem i miłością. Sercem był przy matce, autorytet czerpał z ojca. Robert za każdym razem musiał dobrze wyglądać i być dobrze ubranym. Zawsze z szacunkiem odnosił się do ludzi i tego samego oczekiwał w stosunku do siebie. Był naprawdę fajnym facetem z wielkim serduchem, moim klonem, przyjacielem, bratem – mówi siostra Maria Trościanko.
– W dniu pogrzebu nie było najgorsze to, że Roberta już nie ma. Najgorsze było patrzeć na smutek i rozpacz tych, co Go kochali. Na ostatnie pożegnanie przybyło wielu mieszkańców miasta z panią burmistrz Mariolą Szczęsną na czele, panią poseł Zofią Czernow. Byli chłopaki z DLW 112 z Pawłem i Mateuszem Królakiem, którzy oddali hołd w piękny dziennikarski sposób. Było też to, co Robert kochał – ryk silników motorów, były trąbki i czarne parasole. Najistotniejsza pozostaje ludzka pamięć. To, abyśmy pamiętali, że był ktoś, kto chciał pomóc co w Lwówku Śląskim zmienić na lepsze. Ktoś, kto daleki był od hejtu i wyznawał zasady etyki dziennikarskiej. Wierzę, że w Lwówku Śląskim będą pamiętać, że Robert tutaj był, tworzył, dbał i współpracował dla dobra miasta. Robert pozostanie w naszej pamięci. Pozostanie coś jeszcze – mnóstwo artykułów dotyczących Lwówka Śląskiego, które były dziełem naszej współpracy. Spij dobrze redaktorze. Do zobaczenia kiedyś po tamtej stronie – napisał Przemysław Popławski.
Henryk Stobiecki