– Obiektywny, łagodny, sprawiedliwy. Kochał góry i morze. Dziennikarz z duszą artysty – tak o zmarłym pod koniec grudnia Tadeuszu Siwku mówią jego najbliżsi. I choć zdawali sobie sprawę, że odejdzie, że nie ma szans w nierównej walce z nowotworem, to jednak trudno im się z tym pogodzić. Zostawił po sobie bogaty dorobek wierszy i reportaży.
– Tato miał niezwykły dar dostrzegania w innych ludziach ich talentów i dobrych cech – mówi Tomasz Siwek, starszy syn Tadeusza. – Zawsze powtarzał, że trzeba iść drogą, która uczyni nas szczęśliwymi.
To credo towarzyszyło Tadeuszowi przez całe życie. Urodził się 17 grudnia 1951 roku w Cieplicach Śląskich Zdrój. W 1968 roku wyjechał do RFN. Tam pomagał stryjowi w prowadzeniu gospodarstwa i stadniny koni. W 1976 roku wrócił do Polski i zajął się tym, co lubił najbardziej: prowadził teatr małych form oraz kabaret w ówczesnym Domu Kultury „Gencjana”. Wyjazd do Niemiec, wymuszony sytuacją rodzinną, spowodował, że musiał przerwać edukację w liceum ogólnokształcącym w Cieplicach. Szkołę ukończył i zdał maturę dopiero w 1982 roku. W 1985 roku rzucił pracę w „Gencjanie” i wyjechał do Łeby. Tam pracował jako instruktor k-o w ośrodku wypoczynkowym i instruktor teatralny w domu kultury. – Uwielbiał to, uwielbiał ludzi. Dzielił się z nimi swoją energią – mówi jego żona Jadwiga. – Prowadził imprezy, grał na gitarze.
Wymyślił m.in. Festiwal Piosenki Dziecięcej „Łeba”, który odbywał się przez długie lata.
Jesienią 1989 roku wrócił do Jeleniej Góry i podjął pracę w Osiedlowym Domu Kultury na Zabobrzu. Kilka miesięcy wcześniej urodził się Tomasz, pierwszy syn Jadwigi i Tadeusza.
Po powrocie w Karkonosze Tadeusz Siwek realizował swoją pasję: tworzył muzykę, pisał wiersze, prowadził zespoły artystyczne, organizował i prowadził imprezy kulturalne. Na początku lat 90-tych rozpoczął współpracę z Telewizją Zabobrze, która emitowała jego programy. Telewizji poświęcił kolejne lata swojego życia. Pracował jako redaktor i operator w Telewizji Zabobrze a później w Telewizji „Dami”. W tym okresie zrealizował m.in. szereg materiałów informacyjnych na temat dolnośląskich zabytków. Na ówczesne czasy zbiór ten był skarbnicą wiedzy z zakresu turystyki i historii Dolnego Śląska. Jednocześnie cały czas realizował swoje zainteresowania artystyczne.
– Graliśmy na imprezach okolicznościowych, na spotkaniach dla kuracjuszy, w teatrze, na wielu imprezach plenerowych – wspomina Grażyna Kołtowska, koleżanka z zespołu „Luzacy”, w którym występowała razem z Tadeuszem i Romanem Buczniewskim. – To człowiek wszechstronny, prawdziwy artysta. Zawsze zachowywał spokój, ale jednocześnie był bardzo dowcipny. Na koncertach dla kuracjuszy sypał żartami jak z rękawa. Kiedy zapowiadał mój występ, mówił, że jestem właścicielką… dwóch córek, psa Nika, kotki Tiny i męża Lońka – wspomina z uśmiechem pani Grażyna.
– Regularnie występował w festiwalu piosenki lwowskiej „Ta-joj”, który odbywał się na przełomie lat 90-tych i dwutysięcznych w Jeleniej Górze. Tam prezentował własne kompozycje. Dwukrotnie miałem przyjemność występowania razem z Tadeuszem w tym festiwalu – wspomina Roman Buczniewski. – Uwielbiał też twórczość Bułata Okudżawy i Czesława Niemena. W 2004 roku, kiedy zmarł Niemen, wspólnie z innymi artystami zorganizowali koncert poświęcony jego pamięci. Tadeusz poprosił mnie o akompaniament. Zagraliśmy dwie piosenki: „Nie bądź taki Bitels” i „Płonie stodoła”.
„Luzacy” podjęli wiele przedsięwzięć artystycznych. Trudno wymienić wszystkie. Bardzo dobrze przyjęty został program, który Tadeusz zagrał z R. Buczniewskim w Zdrojowym Teatrze Animacji. Był to występ o ludziach, którzy działali na tym terenie, a już ich nie ma.
W ostatnich latach Tadeusz Siwek związał się zawodowo z Karkonoskim Sejmikiem Osób Niepełnosprawnych. Prowadził biuletyn informacyjny, założył Karkonoską Telewizję Integracyjną. – Był erudytą – wspomina go Stanisław Schubert, prezes Sejmiku. – Do wielu trudnych spraw nie podchodził z negacją, ale z próbą zrozumienia. Wyznawał starą zasadę, że dziennikarz jest sługą prawdy. I tego też wymagał od swoich podopiecznych, młodych adeptów dziennikarstwa.
Problemy Tadeusza zaczęły się w 2015 roku, kiedy to zdiagnozowano u niego czerniaka, groźnego nowotwora skóry. Był to nawrót choroby z 2012 roku. Początkowo chemioterapia przynosiła dobre skutki, ale później było już gorzej. Nowotwór rozwijał się. Mimo tego, Tadeusz ciągle chciał tworzyć, grać. Robić to, co kocha. W grudniu 2015 roku zagrał z „Luzakami” koncert w KSON-ie. Kosztowało go to dużo wysiłku. W kolejnych miesiącach gasł w oczach. Niedawne święta spędził w jeleniogórskim szpitalu. Rodzina opiekowała się nim cały czas. Synowie i żona pomagali w podstawowych czynnościach, m.in. w karmieniu. W Boże Narodzenie przyszli do szpitala znajomi z gitarą. Grali kolędy. Było jak za najlepszych lat. – Tadeusz śpiewał razem z nami – przyznaje G. Kołtowska. Nazajutrz zmarł.
Świat jednak długo o Nim nie zapomni. Zostawił po sobie serie materiałów dziennikarskich, taśmy z zapisem występów na scenie, setki artykułów prasowych, a także wierszy i piosenek, nigdy nie opublikowanych w formie choćby tomiku. – Dopiero teraz, kiedy przeglądamy rzeczy taty, co rusz z map i zeszytów wypadają kartki z odręcznymi zapiskami wierszy, piosenek, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia – mówi Tomasz Siwek. Synowie i znajomi odkrywają też w internecie niektóre aranżacje Tadeusza. Wcześniej nawet nie wiedzieli, że tam są. Bo Tadeusz był bardzo skromny, nie chwalił się swoją twórczością na lewo i prawo. Nie mówił: patrzcie i podziwiajcie, to moje. Niektórzy mówili nawet, że jak na artystę, był zbyt skromny. Nie miał przysłowiowego parcia na sukces, nie próbował się przebić do świata showbiznesu. – Kiedy widzieliśmy w telewizji jego kolegów, którzy zrobili karierę, to pytałem ojca, dlaczego nie poszedł w ich ślady – opowiada Tomasz Siwek. – Odpowiadał ze spokojem, że nie dałoby mu to więcej szczęścia, a miałby przez to więcej kłopotów.
Ot, cały Tadeusz.
Robert Zapora
Wiersz Tadeusza Siwka, napisany na urodziny Kuby – młodszego syna.
Niedziela w parku norweskim
pod wierzbą
rosnącą nieco krzywo
na brzegu parkowej sadzawki
siedzimy w ciszy
ja piję piwo
a kuba je truskawki
w upale
wloką się chwile
słońce zawisło na drzewie
latają nad łąką motyle
dlaczego latają
nikt nie wie
tysiąc pytań
ma kuba
i tysiąc opinii na temat
dlaczego wierzba jest gruba
i czemu truskawek już nie ma
dla kogo koncert jest ptasi
na każdym parkowym drzewie
czemu jak kot się nie łasi
żaba w sadzawce
nikt nie wie
Archiwum Nowiny Jeleniogórskie.
Fot. Archiwum rodzinne
1 Comment
towarzyszylam Tadeuszowi w jego „lebskich” czasach.NIgdy go nie zapomne