Czy zabójcą był mężczyzna kopiący dół pod lasem, którego przypadkiem spotkał miejscowy rolnik? Co wie, a czego nie wyjawił Andrzej Ł. w sprawie tajemniczej śmierci Ryszarda C.? Czy coraz skuteczniejsze metody kryminalistyczne pozwolą w końcu ustalić sprawcę lub sprawców morderstwa sprzed 14 lat?
Zabójstwo Ryszarda C., handlarza walutą, odbiło się głośnym echem w Jeleniej Górze. Mężczyzna zginął bez wieści 7 grudnia 2001 roku. Ostatni raz widziany był na parkingu naprzeciw straży pożarnej przy ulicy Sudeckiej. Stał przy czerwonym samochodzie, rozmawiał z kimś. Jego ciało znaleziono po trzech miesiącach zakopane pod lasem na granicy Staniszowa i Sosnówki. W tej sprawie prokuratura postawiła nawet zarzuty dwóm mężczyznom, ale ostatecznie śledztwo umorzono, bo zebrany materiał dowodowy nie wystarczył na oskarżenie.
Do sprawy zabójstwa Ryszarda C. wraca w swym programie telewizyjnym „Z archiwum 997” Michał Fajbusiewicz, którego ekipa przyjechała w ubiegłym tygodniu na zdjęcia do Jeleniej Góry.
– Dzięki rozwojowi technik kryminalistycznych i działalności w komendach wojewódzkich policji tzw. ekip „Archiwum X” udało się rozwikłać wiele podobnych spraw sprzed lat. Postanowiliśmy wrócić do sprawy zabójstwa Ryszarda C. z nadzieją, że nastąpi jakiś przełom. To była w tamtym czasie bardzo charakterystyczna sprawa. Byliśmy także na zdjęciach w Oleśnicy, gdzie również do dziś niewyjaśnione pozostaje zabójstwo mężczyzny, a całość ma związek z lichwą – mówi Michał Fajbusiewicz, autor programu.
Emisja odcinków zaplanowana jest na jesień w na kanale CI Polast oraz na antenie TVP Regionalna.
Ślad się urywa
Ryszard C. miał w chwili zaginięcia 45 lat. Od jakiegoś czasu zajmował się handlem walutą. Stał głównie pod kantorem z innymi cinkciarzami na ulicy Bankowej. Miał opinię człowieka spokojnego, nie wchodził w żadne spory, nie szukał zwady. Rodzina mówi, że wrogów nie miał.
– Tego dnia widziałem się z tatą. Mówił, że ma nagraną większą transakcję. Rozmawiał przy mnie krótko z kimś, chyba z tymi ludźmi, z którymi był umówiony. Rozstaliśmy się, a po południu już nie wrócił do domu. Od początku miałem złe przeczucia – wspomina Daniel syn zamordowanego.
Rodzina zgłosiła zaginięcie zaginięcie Ryszarda C. na policji. Krewni rozpytywali znajomych, próbowali szukać na własną rękę. Pojechali nawet do Człuchowa, do znanego jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Mężczyzna powiedział rodzinie, że Ryszard C. pojechał w dniu zaginięcia z jakimiś ludźmi do Sobieszowa, a potem do Zachełmia i Przesieki. Ci ludzie mogli już mu coś zrobić w aucie, a resztę dokonali na miejscu.
Jasnowidz Jackowski naszkicował nawet poglądową mapkę miejsca ukrycia zwłok. I choć w efekcie okazało się, że zwłoki zakopano w dole na granicy Staniszowa i Sosnówki, to jeden z policjantów biorących udział w czynnościach na miejscu mówił nam, że plan sytuacyjny ze szkicu był podobny do terenu, gdzie znaleziono zwłoki. Ale zanim odnaleziono ciało mężczyzny, policja sprawdzała miejsca wskazane przez jasnowidza. Bez rezultatu.
Mijały dni i tygodnie, a policja wciąż nie miała punktu zaczepienia. Penetrowano półświatek, sprawdzano osoby, z którymi kontaktował się zaginiony. Poza kobietą, jak się później okazało, znajomą Ryszarda C., która przejeżdżała ulicą Sudecką i zobaczyła stojącego Ryśka przy czerwonym aucie, nikt zaginionego tego dnia później nie widział.
Przypadkiem, pod koniec lutego 2012 roku rolnik ze Staniszowa spacerował po lesie w poszukiwaniu poroży i natknął się na dół, z którego wystawała noga. Okazało się, że to poszukiwany od trzech miesięcy Ryszard C. Wieść o odnalezieniu ciała szybko rozeszła się po wsi.
Dzięki temu śledczy mogli przesłuchać rolnika z Głąbocka, który opowiedział, jak 6 grudnia 2001 roku spacerował po lesie i natknął się w tym miejscu na nieznanego mu człowieka, który kopał dół. Mężczyzna, na co zwrócił uwagę świadek, miał nowy kilof i szpadel. Opodal leżał rower. Gdy rolnik zagadnął żartobliwie, „czy to wykopki”, Nieznany mu osobnik odpowiedział tylko, że „to energetyka”. Mężczyzna zdziwił się, ale nie chciał kłopotów i poszedł sobie. Zapamiętał, że ten, który kopał dół miał około 175-180 centymetrów wzrostu i był ciemnej karnacji.
Nie zabrali wszystkiego
Po wydobyciu ciała z dołu okazało się, że raczej nie mógł to być „zwykły” napad bandycki. Przy zwłokach znaleziono zwitek pieniędzy – w sumie 32 tysiące marek niemieckich. Pieniądze były zaplamione krwią. Denat miał też przy sobie zegarek i obrączkę. Świadkowie, w tym znajomy, który w dniu zaginięcia pożyczał Ryszardowi C. pieniądze mówił, że Rysiek był umówiony z jakimś Andrzejem na sprzedać 60 tysięcy marek i miał się spotkać z klientem na obrzeżach Jeleniej Góry. Nie wiadomo dlaczego bandyci nie zabrali zamordowanemu wszystkich pieniędzy. Czy o zwitku w kieszeni nie wiedzieli, czy też go przeoczyli? Może po prostu uznali, że poplamione krwią banknoty wzbudzą podejrzenia. W Każdym razie pieniądze z saszetki, tzw. „nerki” zniknęły.
Szczegółowej analizie poddano telefon zamordowanego, sprawdzono bilingi połączeń. Okazało się, że Ryszard C. w dniu zaginięcia dwukrotnie kontaktował się z numerem zarejestrowanym w telefonii Era. Właścicielem numeru był jeleniogórzanin Andrzej Ł. On z kolei był znajomym Ryszarda S., z którym kiedyś prowadził restaurację w Maciejowej.
Obaj mężczyźni znaleźli się w kręgu podejrzanych. Na początku nie bardzo pamiętali nawet, że utrzymywali ze sobą kontakty. Żmudna analiza bilingów połączeń i inne źródła informacji pozwoliły policji podejrzewać, że obaj mężczyźni mogą coś wiedzieć o zniknięciu i zabójstwie Ryszarda C. Ustalono również, że właścicielem ziemi, na której zakopano zwłoki zamordowanego był Jan B., sąsiad Ryszarda C.
Andrzej Ł. twierdził, że od cinkciarzy spod kantoru dowiedział się o zaginięciu jednego z kolegów. Ktoś miał zażartować nawet, że „teraz trzeba uważać”. Przyznał też, że u Ryszarda C. także kilka razy wymieniał walutę.
Pan Daniel, syn Ryszarda C. wspomina, że ojciec był ostrożny i na pewno z nikim nieznajomym nie pojechałby nigdzie samochodem.
– Tym bardziej, że kilka lat wcześniej napadnięto moich rodziców. Jacyś ludzie zgłosili się jako zainteresowani kupnem auta. Ojciec dał im się przejechać. Dziwnie się zachowywali. Może uznali, że ich dwóch, a nas trójka w mieszkaniu i nie dadzą rady. Dlatego przyszli drugi raz, bo rzekomo musieli skombinować pieniądze. Mnie w tym czasie nie było w domu. Sterroryzowali rodziców, grozili bronią i ukradli pieniądze – dodaje pan Daniel.
W sprawie zabójstwa Ryszarda C. prokuratura zdecydowała się postawić zarzuty Andrzejowi Ł. i Ryszardowi S. Obaj od początku zaprzeczali, by cokolwiek mieli wspólnego ze zdarzeniem.
– Zarzut mówiący o tym, że pozbawiłem życia Ryszarda C. brzmi bardzo przerażająco. Oczywiście do niego się nie przyznaję i koniec. Oglądałem program 997 i z niego wiem, że C. zabito dla pieniędzy i tyle wiem – odpowiedział na zarzut Andrzej Ł., który wyraził gotowość poddania się badaniu wariografem.
I takie badanie przeprowadzono. Jego wyniki potwierdziły to, co śledczy przewidywali. Wariograf bada reakcje psychofizyczne organizmu po zadaniu określonych pytań dotyczących zdarzenia. Na tej podstawie biegli są w stanie określić, kiedy badany mówi prawdę, a kiedy nie.
Po badaniu Andrzeja Ł. Biegły uznał, że na pewno posiada on wiedzę o osobie strzelającej oraz że brał udział w spotkaniu z Ryszardem C. w dniu jego zaginięcia i posiada wiedzę o jeszcze innej osobie biorącej udział w tym spotkaniu.
„Związek mężczyzny ze zdarzeniem znajduje dodatkowe potwierdzenie w utrzymującym się pobudzeniu przez całe badanie. (…) W testach dotyczących współudziału typowanych osób w zdarzeniu reaguje na nazwiska W. i J. (…) Andrzej Ł. posiada znacznie większą wiedzę o zabójstwie Ryszarda C., niż to deklaruje”.
Zatarg z Czeczenami
Ciekawy wątek w tej sprawie pojawił się po wyjaśnieniach złożonych w śledztwie przez Ryszarda S. Opowiedział on o kontaktach swojego znajomego – Andrzeja Ł. z Czeczenami. Jednego z nich, niejakiego Ramzana kolega mu nawet przedstawił. I zachęcał do wspólnego robienia interesów, ale Ryszard S. na to się nie zdecydował.
Ramzan miał dwa lata wcześniej przyjechać ze swoim bratem do Jeleniej Góry jeepem na ukraińskich numerach. Czeczen miał przekazać Andrzejowi Ł. 20 tysięcy dolarów na jakieś przedsięwzięcia, ale interes nie wyszedł. Ryszard S. mówił, że nie wie, co się stało z tymi pieniędzmi, a Andrzej Ł. o sprawie raczej nie opowiadał. Dodał, że Andrzej ukrywał się tak długo, jak Czeczeńcy byli w Jeleniej Górze.
Od Ramzana miał się dowiedzieć, że to Andrzej zakablował go do straży granicznej i Czeczeńcy dostali nakaz opuszczenia kraju. Ryszard S. mówił, że pytał kolegę o interesy z Czeczenami, ale ten miał go zapewniać, że sprawa jest już załatwiona. Ramzan miał powiedzieć, że prędzej, czy później Andrzej odda te pieniądze.
Po deportacji z Polski Ramzan miał dzwonić do Ryszarda S. i powiedzieć mu, że jego brat przyjedzie ze Szczecina do Andrzeja po pieniądze. Prosił, żeby Andrzej zawiózł pieniądze do ich znajomego, do Rzeszowa.
– Najlepiej byłoby zapytać samego Ramzana. On jest chętny, by potwierdzić całą prawdę jak Andrzej Ł. Przekręcił ich z kasy, to jest 20 tysięcy dolarów – wyjaśniał Ryszard S.
Andrzej Ł. w czasie kolejnego przesłuchania przyznał się do kontaktów z Czeczenami oraz do tego, że był dłużny Ramzanowi 10 tysięcy dolarów. Ale zapewniał, że zwrócił je poprzez kolegę.
Bilingi połączeń telefonów Andrzeja Ł. i Ryszarda C. jednoznacznie potwierdzają, że mężczyźni kontaktowali się w dniu zaginięcia tego drugiego i to dwukrotnie. O godzinie 10.11 i 13.07.
– Wychodziłem z założenia, że mam nieciekawa opinię na policji i nikt mi w to nie uwierzy, że do wymiany walut nie doszło i z zabójstwem C. nie mam nic wspólnego – tłumaczył swoją zmianę wcześniejszych wyjaśnień Andrzej Ł.
Mężczyzna potwierdził, że na początku grudnia 2001 roku rozmawiał z Ryszardem C. na temat wymiany większej ilości marek. Cinkciarz miał go pytać, czy nie zna kogoś zainteresowanego taką transakcją Andrzej Ł. twierdził, że się zastanowi, że może kogoś poszuka. W dniu zaginięcia Ryszard C. dzwonił do niego w tej sprawie, ale on się z nim nie widział, bo w tym czasie miał chorą córkę.
Śledczy szukali także czerwonego samochodu, przy którym widziano w dniu zaginięcia Ryszarda C. Natrafiono na ślad wiśniowego mitsubishi lancera, którego właścicielem był wtedy mieszkaniec Kamiennej Góry, jak się okazało znajomy Andrzeja Ł. Auto później zmieniło właściciela. Śledczy pobrali próbki biologiczne z wnętrza samochodu. Badanie nie przyniosło odpowiedzi na pytanie, czy tym wozem mógł być przewożony Ryszard C.
W trwającym ponad trzy lata śledztwie nie udało się zgromadzić wystarczających dowodów ani na przypisanie podejrzanym mężczyznom zarzutu zabójstwa, ani pomocnictwa. W marcu 2005 roku śledztwo zostało zamknięte i umorzone.
– W naszych programach powrócimy do dwóch spraw sprzed 20 laty, które udało się w końcu rozwikłać i znaleźć zabójców. Jedną dzięki przypadkowi, drugą dzięki pracy zespołu „Archiwum X” i analizie DNA. Być może przypomnienie sprawy zabójstwa Ryszarda C. także pomoże śledczym – dodaje Michał Fajbusiewicz.
Grzegorz Koczubaj
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2015 rok