W połowie maja rozpocznie się wielki strajk na kolei. Jeśli do tego czasu związkowcy nie porozumieją się z władzami spółki Polregio, to w trasy nie wyjadą pociągi, którymi ludzie codziennie dojeżdżają do szkoły czy pracy.
Spór trwa od października 2021 roku. Załoga chce 700 złotych podwyżki, ale władze Polregio nie zgadzają się na takie rozwiązanie. Do strajku ostrzegawczego miało dojść już wcześniej, ale ze względu na wojnę w Ukrainie i potrzebę przewożenia uchodźców kolejarze zmienili plany. Teraz jednak ogłaszają, że 16 maja rozpocznie się strajk generalny.
Polregio to kolejowa spółka, której udziałowcami są Agencja Rozwoju Przemysłu oraz samorządy województw. To największy przewoźnik kolejowy. Skupia się w swojej działalności na obsłudze krótszych połączeń, którymi ludzie codziennie dojeżdżają do szkoły czy pracy.
Rozmawiamy z Leszkiem Miętkiem,prezydentem Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce.
– Jak będzie wyglądał ten strajk? Pociągi nie wyjadą w trasy?
– Strajk generalny polega na tym, że pracownicy przychodzą do pracy i odmawiają jej wykonywania. Udział w strajku jest dobrowolny. Nie wiem, ilu pracowników do niego przestąpi. Sądzę jednak, że wielu. Referendum strajkowe przeprowadziliśmy w niełatwym czasie pandemii, a i tak frekwencja wyniosła ponad 70 procent. W niektórych zakładach nawet 75-90 procent. Ponad 98 procent osób opowiedziało się za strajkiem.
Strajk będzie bezterminowy.
– Jest szansa, że do połowy maja uda się zawrzeć porozumienie z władzami Polregio?
– Dlatego właśnie strajk ogłaszamy z tak dużym wyprzedzeniem. Dajemy właścicielom spółki i jej zarządowi trzy tygodnie na podjęcie decyzji. Wiem, że nie jest łatwa, ale mam nadzieję, że zapadnie. Teraz słyszymy, że nie można spełnić naszych postulatów, bo pieniądze na ten cel musiałyby pochodzić od marszałków województw, a ci się do tego nie kwapią. Sama spółka przez unijne ograniczenia dotyczące pomocy publicznej nie może bez zabezpieczonych środków dokonać ruchów finansowych przewyższających jej możliwości.
Sytuacja jest trudna, ale trzeba znaleźć z niej wyjście, bo tu nie chodzi o zarobki kolejarzy. Polregio stoi dziś przed dużo poważniejszym zagrożeniem niż strajk. Spółce grozi trwała niezdolność do realizacji połączeń.
– Chodzi maszynistów?
– Tak. Ci z Polregio są najsłabiej zarabiającymi wśród wszystkich spółek kolejowych. Chcą odchodzić z pracy. Zatrzymujemy ich tylko słowami o podwyżkach. Tym, że o nie walczymy. Ale lada moment ludzie zaczną odchodzić. Nie będą mieli problemów ze znalezieniem nowej pracy, bo maszynistów w Polsce brakuje. Mogą przejść do spółek kolejowych, które założyli marszałkowie. Mogą, po krótkim przeszkoleniu, przejść do spółek towarowych. Tylko na takim przejściu zyskają od 1 tys. do 1,5 tys. złotych.
A osób, które odejdą, nie da się szybko zastąpić nowymi. Przeszkolenie maszynisty trwa 1,5 roku. Kiedy zaczną odchodzić maszyniści, Polregio nie będzie mogło działać. Potem odejdą też inni pracownicy.
Nasze oczekiwania nie są wygórowane. Wystosowaliśmy je w ubiegłym roku, kiedy jeszcze nie było inflacji. I ich nie zmieniamy, chociaż – gdy spojrzeć na obecną sytuację – moglibyśmy to zrobić.
– Strajk najbardziej odczują pasażerowie.
– Kolejarze nie rwą się do strajku. Protestu na kolei nie było już od lat. Ale teraz nie mamy wyjścia, bo tu już nie chodzi o zarobki, ale o to, że pociągi nie wyjadą, bo zabraknie maszynistów.
Działanie spółki wobec pasażerów to jeszcze inna sprawa. Teraz, kiedyw ostatnich dniach kursy były odwoływane, nikt nie zadbał o to, żeby wcześniej poinformować ludzi, że ich pociągu nie będzie. Na naszą renomę pracowaliśmy latami, ale szybko możemy ją stracić.
News4Media/fot. screen YouTube