Bazaltowe wzgórze o wysokości 389 m n.p.m. znajduje się około 50 km na północny zachód od Jeleniej Góry, na Pogórzu Kaczawskim. Na szczycie wznoszą się pozostałości zamku, ongiś bardzo popularnego wśród turystów – budowla stanowi najbardziej wysunięty na zachód obiekt na znanym niegdyś, a dziś nieco zapomnianym „Szlaku Zamków Piastowskich”. Ze względu na bogatą historię, a także oszałamiające panoramy, roztaczające się z wież zamkowych, warto odwiedzić to miejsce.
W zamierzchłych czasach
Pierwszy ślad w źródłach pisanych pochodzi z r. 1155 – bulla papieża Hadriana IV wymienia gród kasztelański Grodziec. Ówczesne przekazy mówią też o zlokalizowanej na bazaltowym wzgórzu warowni plemienia Bobrzan. W 1320 r. zamek dostał się w ręce rycerskiego rodu Bożywojów z Chojnowa, zwanych również Budziwojami. Ich potomkowie sprzedali posiadłość księciu legnickiemu Fryderykowi I w 1473 r.
Jak warownia wyglądała przed II poł. XV w., źródła milczą. Wiadomo, że Fryderyk I chciał upodobnić Grodziec do zamku legnickiego, a w dokumentach z 1473 r. zachowały się szkice kamiennej budowli z wieżą.
Po 15 latach śmierć Fryderyka I legnickiego przerwała proces rozbudowy. Dzieła tego podjął się w 1505 r. jego syn, Fryderyk II. Zastał na bazaltowym wzniesieniu kamienny obiekt na planie wydłużonego sześcioboku, z basztami w narożach i wieżą bramną. Na rozkaz księcia wzniesiono budynki mieszkalne w zachodniej części, już w stylu renesansowym, oraz wzmocniono zamek bastejami od wschodu i zachodu. Prace te odbywały się w latach 1522-24, a kierował nimi słynny architekt Wendelin Roskopf ze Zgorzelca, znany jako projektant i wykonawca imponującego ratusza w Lwówku Śl.
Henrykowe awantury
Jedną z najbarwniejszych postaci w poczcie władców Grodźca jest wnuk Fryderyka II – Henryk XI legnicki. Książę ten objął rządy w 1559 r., mając lat 20. Antropocentryczne ideały renesansu pojmował osobliwie – uwielbiał zbytek, hulaszcze życie dworskie, huczne biesiady, podróże, toteż rychło doprowadził księstwo legnickie na skraj bankructwa. Przekazał wtedy władzę młodszemu bratu, Fryderykowi IV, a sam udał się do krain Rzeszy niemieckiej, by tam pozyskać pieniądze na spłatę długów. Wyruszył 10 marca 1575 r., lecz po dwóch latach wrócił jak niepyszny, gdyż jego „sława” zdążyła się roznieść po ziemiach zachodniej Europy.
Tymczasem Fryderykowi IV ani śniło się finansować starszego brata-utracjusza, więc Henryk siłą zajął Grodziec, sprzedał przechowywane tam zapasy zboża dla księstwa legnickiego, a kiedy pieniędzy znów zabrakło, niesforny książę stał się… rycerzem-rabusiem. Z Grodźca najeżdżał i pustoszył posiadłości brata, łupił karawany kupieckie…
Burzliwe życie Henryka XI legnickiego dobiegło końca w Krakowie, w 1588 r. 16 lat wcześniej, po śmierci Zygmunta Augusta, zgłosił swą kandydaturę do tronu polskiego. Łączyły go zresztą bliskie stosunki nie tylko z ostatnim Jagiellonem na tronie polskim, lecz także z jego następcami – Stefanem Batorym i Zygmuntem III Wazą.
Czas „wielkiej smuty”
Najgorsze lata w dziejach Grodźca to wieki XVII i XVIII. W dobie wojny 30-letniej w warowni stacjonowały wojska cesarskie, a od czasu do czasu pojawiał się tam ich straszliwy wódz – Albrecht Wallenstein. Podczas oblężenia i licznych szturmów protestantów zamek prawie całkowicie zniszczono, a ponieważ nie zachował się żaden przekaz ikonograficzny z XVI w., nigdy nie zdołano odtworzyć rzeczywistego wyglądu renesansowego Grodźca.
Próbę odbudowy zamku podjął w 1675 r. ostatni książę piastowski Jerzy Wilhelm, lecz wkrótce zmarł, prace przerwano, a warownia na długie dziesięciolecia popadła w całkowitą ruinę.
Rządy Hochbergów i Dirksenów
Rok 1800 to czas, gdy Grodziec w końcu trafił w dobre ręce. Posiadłość kupił ówczesny właściciel Książa – Jan Henryk VI von Hochberg. Rozkazał uporządkować i częściowo zrekonstruować ruiny i, jako pierwszy tego typu obiekt na Dolnym Śląsku, udostępnić turystom, w zgodzie z nakazami romantycznej mody na wędrówki do tajemniczych ruin zamkowych, w świetle księżyca, na poszukiwanie białych dam, etc.
Niestety, dzieło Hochberga uległo rujnacji – w 1813 r. wojska Napoleona stacjonujące pod Grodźcem tak hucznie obchodziły urodziny swego wodza, że 13 sierpnia niechcący spowodowały pożar zamku. Hochberg nie załamał się – po odejściu Francuzów książę rozkazał uporządkować ruiny, by ówcześni turyści znów mogli cieszyć się romantyczną atmosferą i fantastycznymi widokami z wysokości wzgórza.
Władza rodziny von Dirksen rozpoczęła się w 1899 r., gdy baron dr Willibald von Dirksen zainteresował się malowniczo położonym zamkiem. Aby przywrócić mu świetność, zatrudnił słynnego berlińskiego architekta i historyka sztuki, Bodo Ebhardta, znanego również z rekonstrukcji zamku Czocha. Nie mogąc skorzystać z żadnych źródeł ikonograficznych, dotyczących XVI-wiecznego wyglądu warowni, które po prostu nie istniały, Ebhardt nadał Grodźcowi kształt typowego założenia renesansowego, wzbogaconego elementami ze zrujnowanych budynków. Zrekonstruował mury obronne, wraz z wieżą północno-wschodnią, a także wieżę bramną z mostem i główny budynek mieszkalny. Wnętrza wyposażono w stylowe meble, zbroje, rzeźby, dywany, obrazy… Na uroczystość otwarcia odrestaurowanego Grodźca przybył sam cesarz Wilhelm II Hohenzollern.
W rękach syna Willibalda, Herberta von Dirksena, Grodziec pozostawał w czasach II wojny światowej. Jego właściciel – ambasador niemiecki w Moskwie, Tokio i do wybuchu wojny w Londynie – był bliskim współpracownikiem Hitlera. Jeden z powojennych opiekunów zamku, Michał Sabadach, twierdził nawet, że von Dirksenowi powierzono archiwum planu „Barbarossa”, które przechowywano w Grodźcu do 1945 r.
„Riket” znaczy „Królestwo”
Barwnie potoczyły się także powojenne dzieje Grodźca. Spalony, po raz kolejny w historii, w sierpniu 1945 r., gdy pijany żołnierz rosyjski wystrzelił pocisk zapalający, częściowo zrekonstruowany, był widownią zarówno poszukiwań skarbów, rzekomo ukrytych przez Niemców, jak i hucznych biesiad rosyjskich oficerów, stacjonujących w niedalekiej Legnicy.
W połowie lat 70. XX w. zawitał tu Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, rozpoczynając karierę Grodźca w życiu kulturalnym. Zamek stał się scenerią filmów – kręcono w jego murach seriale „Przyłbice i kaptury”, „Wiedźmin” oraz film „Fanny Hill”. Jednak sławę szczególną zyskała śląska warownia dzięki reality show pt. „Riket”, co po szwedzku znaczy „Królestwo”.
Od 2004 r. gościli w Grodźcu ochotnicy, którzy drogą losowania dostawali się do grona arystokracji albo służby zamkowej. Walczyli nie tylko o przywileje i władzę, ale nawet o pożywienie. Grodziec stał się w tym edukacyjnym programie szwedzkiej telewizji publicznej scenerią miniaturowego państwa, którego władca zamieszkiwał zamkowe komnaty i miał do dyspozycji służbę spełniającą wszelkie zachcianki. Jednak większość uczestników mieszkała w kurnych chatach, ciężko pracowała na roli czy opiekując się zwierzętami i… wyczekiwała na szansę przejścia do grona arystokracji, a nawet zdetronizowania władcy. Ten, kto zdołał utrzymać się na tronie do końca programu, wracał do domu z nagrodą. Największą „nagrodę” otrzymał Grodziec i jego okolice – dzięki „Królestwu” zaistniał w świadomości nie tylko widzów szwedzkich, ale też belgijskich, holenderskich czy francuskich, gdyż telewizje tych krajów kupiły od Szwedów i wykorzystały licencję na „Riket”.
Tekst i zdjęcia: Ewa Kiraga-Wójcik
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2018
1 Komentarz
Ach, jaka szkoda że papierowy Kompas Górski to mgliste wspomnienie